Godzilla. Część 12. kolekcji

Mierzący przeszło 120 metrów potwór intrygował reżysera filmu Rolanda Emmericha i producenta oraz współautora scenariusza Deana Devlina od dawna. Czynnikiem, który sprawił, że ich fascynacja tematem przeobraziła się w dzieło filmowe, stał się niespodziewanie ich wspólny kasowy przebój, jeden z największych w dziejach kina: „Dzień Niepodległości”.
/ 18.11.2008 13:58

Dean Devlin tak o tym mówi: „»Dzień Niepodległości« spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem widowni, a Roland i ja zjeździliśmy dosłownie cały świat, by go promować. W każdym z krajów, które odwiedziliśmy, zadawano nam to samo pytanie: »Czy uda wam się kiedykolwiek nakręcić film równie widowiskowy?«. Nie było nam łatwo odpowiedzieć na to pytanie. I wtedy pojawiła się Godzilla, która wydawała się godną bohaterką dla filmu jeszcze bardziej efektownego, widowiskowego i spektakularnego”.

Dla Devlina problem polegał na tym, że choć u większości widzów Godzilla budziła nostalgiczne wspomnienia, nikt nie brał jej poważnie. Tymczasem twórcy postawili sobie za cel przedstawienie widowni zupełnie nowego wcielenia potwora. Zdawali sobie przy tym sprawę, że nie będzie to możliwe bez dostępnych dziś nowoczesnych technik efektów specjalnych.

Bezpośrednio z propozycją nakręcenia nowej wersji „Godzilli” wystąpiła wytwórnia TriStar, ale trzeba było czasu, by Emmerich i Devlin podjęli się jej realizacji. „Czterokrotnie odrzucaliśmy propozycję wytwórni. Nie byłem bowiem przekonany, czy uda nam się uniknąć kiczu – mówi Roland Emmerich. – Im więcej jednak o tym myślałem, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że temat sam w sobie może okazać się niezwykle fascynujący”.

 

 

 

Emmerich określa „Godzillę” jako „szczytowe osiągnięcie filmu o potworach”. W 1997 r. mówił: „Mamy nadzieję, że udało nam się wykorzystać do maksimum wszelkie dostępne techniki efektów specjalnych. Technika rozwija się z każdym rokiem i przy każdym praktycznie filmie korzysta się z nowych jej zdobyczy”. Dlatego pod wieloma względami „Godzilla” była dużo bardziej skomplikowana od „Dnia Niepodległości”, tak jak współczesne filmy są o wiele bardziej zaawansowane w technikach komputerowych, niż „Godzilla”.

Kierownik produkcji Ute Emmerich dodaje: „Ten właśnie rodzaj kina najlepiej pozwala nam pokazać, co potrafimy. Pracując nad filmem wymagającym zastosowania wielu różnych technik efektów wizualnych i mechanicznych, czujemy się jak ryba w wodzie, a »Godzilla« pozwoliła nam posunąć się dalej niż kiedykolwiek”.

Twórcy „Godzilli” korzystali więc ze wszystkich dostępnych im technik efektów specjalnych: od miniatur, po modele animatroniczne i obrazy generowane komputerowo (określane skrotem CGI, od Computer Generated Images). W miarę, jak postępowały prace nad filmem, stawało się jasne, że mimo perfekcyjnego opanowania technik rodem ze starszych filmów, sprzed techniki cyfrowej, najlepiej sprawdzają się obrazy generowane komputerowo.

Kierownik produkcji William Fay mówi na ten temat: „Przy »Dniu Niepodległości« stosowaliśmy najróżniejsze techniki, począwszy od najprostszych, takich jak modele samolotów na drucikach filmowane na tle ruchomego horyzontu, poprzez bardziej skomplikowane, jak np. miniaturowe eksplozje włączane w ujęcia z udziałem aktorów, po najbardziej skomplikowane efekty komputerowe, jakie można sobie wyobrazić. Kierowaliśmy się zasadą, by uzyskać najlepszy efekt przy użyciu najlepszej z technik. Podobnie było przy »Godzilli«. Okazało się, że efekty, które uzyskujemy dzięki animacji komputerowej, przewyższają te, które uzyskać można jakimikolwiek innymi metodami. Technika poszła naprzód, a my mieliśmy wspaniałych artystów, którzy wiedzieli, jak wykorzystać najnowsze jej zdobycze”.

Wprawdzie zamiarem twórców było zaprezentowanie widzom zupełnie nowego wcielenia znanego wszystkim potwora, Emmerich i Devlin nie kryją, że oryginalna Godzilla, stara i poczciwa, która dziś nie tyle straszy, co raczej śmieszy, budzi w nich szacunek i sentyment. Dean Devlin mówi: „Sądzę, że wystarczy traktować stare konwencje z miłością, a komizm objawi się niejako naturalnie, bo wydaje się nierozerwalnie z nimi związany. Sam mam do potwora bardzo osobisty stosunek. Dorastałem w Los Angeles i niedzielne popołudnia spędzałem w kinie, w którym pokazywano stare filmy z Godzillą, a zaraz potem wszystkie części »Star Trek«”.

Zadanie wykreowania nowego wcielenia Godzilli otrzymał Patrick Tatopoulos, który zaprojektował postacie „obcych” w „Dniu Niepodległości”. Emmerich, Devlin i urodzony we Francji Tatopoulos spotkali się na festiwalu w Cannes, gdzie promowali wchodzący na ekrany „Dzień Niepodległości”. Wyczerpani intensywną pracą nad filmem Emmerich i Devlin nie mieli zamiaru rzucać się w wir kolejnej produkcji, ale pokazane im przez Tatopoulosa szkice nowej Godzilli ponownie obudziły w nich entuzjazm.

Patrick Tatopoulos mówi: „Powiedzieli mi, że moje szkice natchnęły ich nową wizją i pomogły im uwierzyć w powodzenie całego przedsięwzięcia. Cieszę się, że mogłem się do niego w pewien sposób przyczynić. Twórcy filmu zaś wyrazili swą wdzięczność nazywając głównego bohatera filmu, granego przez Matthew Brodericka, Niko Tatopoulos”.

Na prośbę Emmericha Tatopoulos wykonał niewielki model, który reżyser miał nadzieję zaprezentować szefom japońskiej wytwórni Toho, gdzie powstawały oryginalne filmy o Godzilli. Emmerich, Devlin, Tatopoulos i szefowie studia Sony, do którego należy wytwórnia TriStar, polecieli więc do Tokio na spotkanie z przedstawicielami Toho.

Według Williama Faya, producenta wykonawczego, reżyser przykładał wielką wagę do spotkania z ludźmi z Toho. „Nie chcieliśmy rozpoczynać zdjęć bez »błogosławieństwa« Japończyków” – mówi. O spotkaniu z twórcami oryginalnej „Godzilli” Roland Emmerich opowiada następująco: „Na spotkanie z szefami Toho przynieśliśmy nasz model. Przykryliśmy go czarną zasłoną i ustawiliśmy na środku stołu. Stał tam sobie, podczas gdy my rozwijaliśmy ideę przyszłego filmu. Pod koniec zerwaliśmy zasłonę. Japończycy zaniemówili z wrażenia. Wpatrywali się w naszą Godzillę dobre kilka minut w kompletnej ciszy, a potem zapytali: »Czy możemy odłożyć spotkanie do jutra?«. Przestraszyłem się, że nici z naszego filmu...”.

Okazało się jednak, że byli zachwyceni i amerykańska wersja japońskiego potwora niebawem znowu podbiła świat.