Szkoda, że nie wszyscy wiedzą, że zanim powstały wszystkie filmy o tańcu, zanim każda kolejna telewizja zaczęła zarabiać na historiach o tancerzach, było Fame. To właśnie ta historia przetarła szlaki dla wszystkich innych filmów o podobnych motywach. I była znacznie, znacznie od nich mądrzejsza.
W zasadzie dziwne jest, że remake powstał dopiero po 30 latach od oryginału. W końcu to jeden z najlepszych filmów o tańcu, na dodatek sensowny i nie przesadzony. Przemyślany, skupiony na czymś więcej niż tylko pokazywaniu efektownych sekwencji tańca. To film o ludziach. Akcja zaczyna się od przesłuchań, przez jakie muszą przejść młodzi ludzie, aby dostać się do wymarzonej Akademii Artystycznej. Wśród nich są przyszli aktorzy, tancerze i piosenkarze. Znajdą się tam też producenci muzyczni i autorzy scenariuszy. Wszyscy utalentowani i pełni wiary na przyszłość, przyszłość oczywiście świetlaną. Przynajmniej tak wydaje się na początku. Przez kilka lat szkoły będą szlifować swój warsztat, przyjdzie im też skonfrontować swoje marzenia z rzeczywistością, często brutalną. Może okazać się, że talent nie jest wcale tak wielki jak mogłoby się wydawać, a nawet jeśli jest, sam talent może nie wystarczyć…
Sława ma różne wymiary. Jedynie garstka ze wszystkich absolwentów szkól artystycznych jest w stanie zrobić prawdziwą karierę. Te kilka lat poświęcą na naukę, ale też i refleksje; być może droga jaką sobie wymarzyli, wcale nie jest tą, którą powinni iść, tą która da im szczęście i spełnienie. Jak to dobrze, że stosunkowo niedoświadczony reżyser Kevin Tancharoen, też postanowił zachować ten wątek jako główny. Nie pozwolił, aby jego film stał się jedynie kolejnym, kalejdoskopowym, zreplikowanyn pokazem tańca, pozlepianymi sztucznymi dialogami. To taniec, nota bene doskonały i wciągający, jest tutaj komentarzem do historii, historii o marzeniach, o drodze do własnego ja i o trudnej miłości do jeszcze trudniejszego zawodu. To opowieść o utracie złudzeń i niewinności, film o cenie jaką zapłacić trzeba za sukces. To też niespodziewanie dobry remake, wzbogacony o dodatkowe gatunki muzyczne, które powstały na przestrzeni tych trzech dekad. Bardzo dobrze, że w całości nie wziął udział nikt, z bardzo znanych tancerzy czy aktorów. Dzięki temu dostaliśmy opowieść świeżą, nieoklepaną, godnego następcę dla swojego pierwowzoru. Ogląda się to bardzo dobrze, z namysłem, wyciągając odpowiednie wnioski.
Wielka, wielka przyjemność.
Fot. Filmweb