"Elvis w trasie" na DVD i Blu-ray!

Nagrodzony Złotym GlobemŸ film dokumentujący amerykańskie koncerty króla rock’n’rolla Elvisa Presleya w 1972 roku. Po raz pierwszy na płytach DVD i Blu–ray w jakości HD.
/ 19.08.2010 14:00

Nagrodzony Złotym Globem® film dokumentujący amerykańskie koncerty króla rock’n’rolla Elvisa Presleya w 1972 roku. Po raz pierwszy na płytach DVD i Blu–ray w jakości HD.

NIEZAPOMNIANA TRASA KONCERTOWA

 

W kwietniu 1972 roku Elvis Presley, niekwestionowany król rock’n’rolla, odbył spektakularną trasę    po Stanach Zjednoczonych. Koncerty zorganizowano w halach sportowych w piętnastu miastach. Bilety rozeszły się na pniu. Każdego wieczoru kilkanaście tysięcy fanów mogło wysłuchać wielkich przebojów artysty, od Love Me Tender przez Can’t Help Falling In Love po Burning Love, zaśpiewanych z żarem i pasją, jakich nie miały wcześniejsze wykonania. Pierre Adidge i Robert Abel, twórcy cenionego reportażu Joe Cocker, Mad Dogs And Englishmen, udokumentowali to wydarzenie filmem Elvis On Tour – Elvis w trasie. Wprowadzony jeszcze w tym samym roku na ekrany kin, odniósł on wielki sukces oraz został wyróżniony Złotym Globem® jako najlepszy dokument roku.

13 sierpnia 2010 roku, w przededniu 33 rocznicy śmierci Elvisa Presleya film Elvis w trasie po raz pierwszy ukaże się na płytach DVD i Blu–ray dzięki Galapagos Films. Zremasterowany obraz i dźwięk – Dolby Digital 5.1 Surround na DVD i DTS–HD Master Audio 5.1 Surround na Blu–ray – pozwolą się cieszyć nim jak nigdy przedtem.

KRÓL ROCK’N’ROLLA ELVIS PRESLEY

Elvis Presley jako wykonawca rock’n’rolla nie miał sobie równych. Jego klasyczne nagrania z lat pięćdziesiątych to ciągle niedościgniony wzór wszystkich tych emocji, jakie przyniósł i niesie ze sobą do dziś rock. A echem jego dokonań nadal pobrzmiewa muzyka artystów tak różnych, jak U2, Danzig czy Depeche Mode. Nie mówiąc o rockowej młodzieży – z Kings Of Leon na czele.

Bardzo łatwo sprowadzić karierę Presleya do schematu: świetny rock’n’rollowy start w latach pięćdziesiątych, a potem już tylko występy w lepszych i gorszych komediach muzycznych, pełnych zgrabnych, urokliwych przebojów, pozbawionych wszakże magii i energii hitów z okresu debiutu. Nie będzie to jednak osąd sprawiedliwy.

Elvisowi, jak każdemu wybitnemu artyście, zdarzały się decyzje nie do końca przemyślane, ale nigdy nie utracił charyzmy i klasy, a w latach późniejszych śpiewał nawet lepiej niż w okresie młodzieńczym. Potwierdza to film Elvis w trasie, dokumentujący tournée, które bez wątpienia było artystycznym triumfem i które sprawiło, że Elvis znowu objawił się światu jako niekwestionowany król rock’n’rolla. Nadal zabójczo przystojny, z burzą rozwianych włosów, w otoczeniu świetnych muzyków, w tym gitarzysty Jamesa Burtona (jego umiejętności wysoko oceniał John Lennon), pianisty Glena D. Hardina czy basisty Jerry’ego Scheffa. Mimo trzydziestu kilku lat na karku nadal pełen młodzieńczej werwy. Wyluzowany, tryskający humorem. I całkowicie oddany rock’n’rollowi. Nie Elvis aktor, a Elvis chłopak z Południa, dla którego śpiewanie było jedyną szansą ucieczki od biedy. Elvis świadom roli, jaką odegrał w historii muzyki popularnej, a zarazem Elvis skromny, potrafiący śmiać się z samego siebie. I umiejący wytworzyć na scenie niesamowitą atmosferę, mającą w sobie zarazem aurę niezwykłego wydarzenia, jak i intymny nastrój prywatnego spotkania z przyjaciółmi.

NIEZAPOMNIANE PRZEBOJE

W programie wszystkich koncertów, których fragmenty możemy obejrzeć w filmie, dominują utwory rock’n’rollowe i bluesowe, jak porywający Johnny B. Goode Chucka Berry’ego, ożywiony wspaniałą solówką gitarową See See Rider Big Billa Broonzy’ego, podminowany seksem I Got A Woman Raya Charlesa, dynamiczny A Big Hunk O’ Love czy cudownie rozkołysany Lawdy Miss Clawdy Lloyda Price’a. Słyszymy je w wersjach nie ustępujących oryginalnym, a zazwyczaj bardziej nawet ekspresyjnych i żarliwych.

Ozdobą programu koncertów udokumentowanych filmem Elvis w trasie są też nowsze piosenki pełne rockowego ognia, jak zaśpiewane w ekstatyczny sposób Polk Salad Annie Tony’ego Joego White’a, Proud Mary zespołu Creedence Clearwater Revival czy Burning Love Arthura Alexandra (oglądamy jej absolutnie premierowe wykonanie, dlatego Elvis czyta tekst z kartki!). A do momentów prawdziwie magicznych należą też natchnione interpretacje wspaniałej ballady duetu Simon And Garfunkel Bridge Over Troubled Water oraz wiązanki pieśni z okresu wojny secesyjnej An American Trilogy.

W filmie Elvis w trasie oglądamy Presleya nie tylko na scenie, ale też chociażby podczas prób poprzedzających koncerty, kiedy odkłada rock’n’rollowe przeboje na bok i w prawdziwie uduchowiony sposób wykonuje wspaniałe pieśni religijne: Lead Me Guide Me, Bosom Of Abraham i I John. To inny Elvis: zadumany, kierujący myśli ku Bogu, skromny, wsłuchany w towarzyszących mu śpiewaków.

PRAWDZIWE OBLICZE KRÓLA

Twórcy filmu Elvis w trasie postanowili też skonfrontować Presleya z roku 1972, artystę w pełni ukształtowanego i dojrzałego, z Presleyem z okresu debiutu, stojącego dopiero na progu wielkiej kariery: trochę nieokrzesanego, butnego, ale już pełnego wiary w siebie i w sukces. Temu służą starannie dobrane i zmontowane przez Martina Scorsese wstawki archiwalne, w tym dwa fragmenty programu telewizyjnego Ed Sullivan Show z 1956 roku, w którym Elvis z młodzieńczą butą i szelmowskim uśmiechem na twarzy zaśpiewał Don’t Be Cruel i Ready Teddy. Scorsese, który przerwał na kilka tygodni pracę nad swoim dziełem Ulice nędzy, aby wziąć udział w pracy nad reportażem Elvis w trasie, jest też autorem błyskotliwie zmontowanej wiązanki scen pocałunków z różnych filmów z udziałem artysty; stanowi ona dowcipną ilustrację piosenki Love Me Tender.

Warto dodać, że menedżer Presleya, legendarny Tom „Colonel” Parker, nie chciał zgodzić się      na wprowadzenie sekwencji pocałunków do filmu Elvis w trasie. Uważał, że nawiązanie do błahych zazwyczaj komedii z udziałem Elvisa będzie zgrzytem w filmie, mającym pokazać go, podobnie jak wcześniejszy o dwa lata dokument: Elvis: Tak to jest, takim, jaki był naprawdę. Twórcy uznali jednak, że nie zrezygnują z nostalgicznej wstawki, która ma w sobie tyle uroku. Czas pokazał, że to oni mieli rację.

Sekwencja pocałunków jest w filmie Elvis w trasie sympatycznym akcentem, który wcale nie kłóci się ze szczerym portretem Elvisa, podróżującego prywatnym odrzutowcem, wraz z licznymi współpracownikami (jest wśród nich ojciec artysty, Vernon Presley) przez Stany Zjednoczone, by śpiewać dla swoich fanów w miastach tak różnych, jak Hampton Roads i Richmond w Wirginii, Greensboro w Karolinie Północnej i San Antonio w Teksasie.

Twórców filmu Elvis w trasie, Pierre’a Adidge’a i Roberta Abla, wielokrotnie pytano, jak udało im się nakreślić tak prawdziwy portret artysty, przez lata raczej ukrywającego prawdziwe oblicze pod maskami bohaterów, których grał. Adidge wyjaśniał, że już na początku pracy nad reportażem powiedział Presleyowi: Chcę cię filmować, ale stawiam warunek: musisz być sobą. Kiedy poczuję, że pozujesz, że się zgrywasz, wyłączę kamerę. A MGM jedynie straci kupę forsy. Na co Elvis miał odpowiedzieć: Podoba mi się twoja szczerość. Kiedy zaczynamy?

Największą wartością filmu Elvis w trasie wydają się właśnie sekwencje, w których udało się podejrzeć Presleya takim, jaki był rzeczywiście: wyluzowany podczas prób; podniecony, ale i stremowany tuż przed wyjściem na scenę; pełen niespożytej energii, spontaniczny i dowcipny w trakcie koncertów (w jednej z piosenek po słowach Jak mi się wiedzie? zmienia nagle tekst i dodaje: No tak, trochę się spociłem; kiedy indziej podnosi ze sceny fragment damskiej bielizny i z uśmiechem pyta dziewczyny pod sceną: Czy to twoje, kochanie?); wyczerpany, zatopiony w myślach po występie; zawsze pełen oddania i euforii w otoczeniu fanów.

Twórcom udało się też namówić piosenkarza na długą szczerą rozmowę, w której opowiedział        o początkach kariery, zwierzył się ze swoich zwątpień i rozczarowań, przyznał, że nie czuje się w pełni spełniony artystycznie. Fragmenty tego niezwykłego wywiadu przewijają się przez cały film Elvis w trasie i wzmacniają wrażenie, że powstał prawdziwy, nieupozowany portret wybitnego, choć niekiedy zagubionego artysty.

Nakręcony z pomocą jedenastu kamer, pomysłowo wykorzystujący technikę dzielonego ekranu (zastosowaną wcześniej w Woodstock) film Elvis w trasie uważany jest zasłużenie za jeden z najwspanialszych dokumentów koncertowych, jakie kiedykolwiek powstały. Wydany po raz pierwszy na płytach DVD i Blu–ray, w doskonałej jakości obrazu i dźwięku, z polskimi napisami, bez wątpienia będzie ozdobą kolekcji każdego fana muzyki.          

Redakcja poleca

REKLAMA