Człowiek widmo. Część 18. kolekcji

Już w starożytności grecki filozof Platon pisał o tym, co z niewidzialności może wyniknąć dla moralności. Doszedł do wniosku, że człowiek, który osiągnąłby niewidzialność, upajałby się swą władzą i nadużywał jej tylko dlatego, że pewny byłby, iż każdy czyn, uważany za niemoralny, ujdzie mu płazem.
/ 18.11.2008 13:55

Kradłby, włamywałby się do cudzych domów, gwałcił i zabijał, kiedy tylko przyszłaby mu na to ochota. Platon przekonany był, że moralność nie jest czymś gotowym, raz ustalonym, z czym człowiek przychodzi na świat. Nie istnieje żaden uniwersalny kodeks moralny, który normowałby nasze zachowania. Kształtuje się on za każdym razem w kontaktach między ludźmi określonej grupy, obserwujących się nawzajem i oceniających. Unikanie zła nie wynika tylko z tego, że człowiek boi się iść do więzienia.

Dwadzieścia cztery wieki po Platonie w 1989 r. producent Douglas Wick wpadł na pomysł nakręcenia filmu o niewidzialnym człowieku, który wraz z widzialnością wyzbyłby się etyki. Powody były dwa: odwieczny problem moralny i postęp techniczny, który umożliwiał pokazanie na ekranie niewidzialności w sposób, w jaki nikt dotąd tego nie zrobił. „Mniej więcej wtedy dokonał się prawdziwy przełom w dziedzinie efektów specjalnych. Zrozumiałem, że mam w ręku materiał na film kryjący w sobie ogromne możliwości wizualne – któż z nas bowiem choć raz nie pragnął stać się niewidzialnym?” – pyta retorycznie Douglas Wick.

Scenariusz „Człowieka widmo” napisali do spółki Gary Scott Thompson i Andrew Marlowe, wcześniej autor „I stanie się koniec” oraz „Air Force One”. Marlowe to pisarz zafascynowany wręcz efektami specjalnymi i często odwiedzający studia oraz laboratoria, w których one powstają.

 

 

 

Kiedy tworzył zarys scenariusza „Człowieka widmo” zawarł w nim efekty, które nie były wtedy jeszcze możliwe i on o tym wiedział. Miał tylko nadzieję, że pewnego dnia będzie można je zrealizować. Okazał się pod tym względem prawdziwym wizjonerem. „Nasz film to przypowieść moralna o charyzmatycznym przywódcy skrępowanym regułami życia społecznego. Widzimy, co się z nim dzieje, gdy powoli odrzuca te reguły, w miarę, jak staje się coraz bardziej niewidzialny” – podkreśla Marlowe.

Reżyserię powierzono Paulowi Verhoevenowi, twórcy „Robocopa”, „Pamięci absolutnej”, „Nagiego instynktu” i „Żołnierzy kosmosu”. Douglas Wick szukał reżysera, który uczyniłby efekty specjalne integralną częścią narracji i Verhoeven wydał mu się idealnym kandydatem: „Jest nie tylko matematykiem i naukowcem, który świetnie sobie radzi z efektami specjalnymi, ale i wizjonerem, który wie, jak olśnić widownię”.

Scenariusz filmu spodobał się reżyserowi. Powiedział o nim: „»Człowiek widmo« to moim zdaniem precyzyjne studium zła. Jego bohaterem jest genialny i dobroduszny naukowiec Sebastian Caine, który na naszych oczach zmienia się w obłąkanego potwora i staje się wcielonym diabłem”.

Zadaniem reżysera było trafne obsadzenie roli tytułowego bohatera – naukowca, który na oczach widza staje się niewidzialny. Paul Verhoeven wiedział doskonale, że wszystkie nowinki techniczne na nic by się nie zdały, gdyby nie znalazł odpowiedniego aktora. „Mimo, iż staje się on niewidzialny i pojawia się na ekranie jako komputerowo wygenerowana sylwetka, jest stale obecny. Wszyscy wchodzą z nim w interakcję, nie było więc mowy o zatrudnieniu dublera. Szukaliśmy utalentowanego aktora, który zgodziłby się na ciężką pracę w bardzo trudnych warunkach”. Tym aktorem okazał się Kevin Bacon. „Podziwiam go za jego niezwykłą wszechstronność – mówi Paul Verhoeven. – Na planie gotów jest na wszystko”.

Podczas pierwszego spotkania opowiedział mu, co go czeka. Nie ukrywał, że przez większość czasu będzie od stóp do głów pomalowany na niebiesko, czarno lub zielono, co pozwoli filmowcom uczynić go niewidzialnym, a nakładanie farby będzie niczym w porównaniu z jej usuwaniem. Uprzedził, że czasami będą mu przyklejać do twarzy lateksową maseczkę, którą trzeba będzie zrywać po zakończeniu zdjęć, że przez cały czas będzie musiał nosić specjalne szkła kontaktowe zakrywające całą gałkę oczną, że czeka go nieprzyjemna i niebezpieczna praca w klaustrofobicznych warunkach. Przestrzegł, że to nie praca dla „primadonny”.

Kevin Bacon przystał na wszystko. Zaintrygowała go zarówno perspektywa pracy z Paulem Verhoevenem, jak i postać głównego bohatera. Jak mówi: „Sebastian jest żądnym władzy egocentrykiem i megalomanem, zepsutym dzieciakiem, który wykorzystuje urok osobisty, by manipulować innymi. Kiedy staje się niewidzialny, uzależnia się od władzy. Nic zatem dziwnego, że zmienia się w obłąkanego potwora”.

Partnerką Sebastiana, kiedyś kochanką, teraz tylko bliską współpracowniczką, z której jednak szalony naukowiec nie zrezygnował jako kobiety, jest Linda McKay. Rolę tę powierzono Elisabeth Shue. Aktorka wyjaśnia sytuację postaci, którą przyszło jej zagrać: „Linda żyje w cieniu Sebastiana. Nadchodzi jednak chwila, gdy musi przejąć władzę i zniszczyć człowieka, którego kochała. Musiałam ukazać jej wewnętrzną przemianę bez popadania w przesadę. Nie chciałam bowiem, by Linda stała się jedną z tych obdarzonych nadludzkimi wręcz mocami bohaterek kina akcji”.

Trzecią postacią emocjonalnego trójkąta jest Matthew Kensigton, też bliski współpracownik, może nawet przyjaciel Sebastiana. Zagrał go Josh Brolin. Linda opuszcza stawiającego wysokie wymagania, a przy tym nieobliczalnego Sebastiana i związuje się z opiekuńczym Matthew, który stanowi całkowite przeciwieństwo poprzedniego kochanka. Sebastian nic o tym nie wie. Kiedy – korzystając z niewidzialności – odkrywa prawdę, nieodwracalnie pogrąża się w mroku mściwości, zła i żądzy panowania. Wydaje się, że nic go nie może powstrzymać. Dopóki jest niewidzialny, nikt go nie schwyta i nie osądzi. Aż w końcu dochodzi do tragedii...