Na co dzień zaś tradycją jest pogarda i lekceważenie, co Dorota Kędzierzawska rewelacyjnie uchwyciła już w pierwszej scenie filmu. "Niech się rozbierze" – prycha lekarka na panią Anielę (nagrodzona za główną rolę kobiecą w Gdyni 83-letnia Danuta Szaflarska). Ten kapitalny, mocny początek wprowadza nas w dużo już spokojniejszą codzienność starszej pani wypełnioną wspomnieniami, wyglądaniem przez okno, rozmowami z psem, czekaniem na syna i nadzieją (złudną), że on sprowadzi się do niej z rodziną.
Kolejne dni zlewają się ze sobą, czas płynie nieznośnie wolno, a cały świat zawęża się do kilku pokoi starego drewnianego domu. Kamera skupia się na prostych czynnościach, które w życiu starszych ludzi często zyskują rangę wydarzeń. I to wszystko pokazane zostało celnie i pięknie – chyba nawet za pięknie: każdy kadr jest wycyzelowany, w każdym toczy się subtelna gra światłem. Ale dlaczego ta historia musiała być opowiedziana w czerni i bieli, tego już nie pojmuję. Tylko dla "artystycznego" efektu? Czy może dlatego, że reżyserka znów postrzega świat w kategoriach białe-czarne?
Podobnie jak w "Nic" czy "Jestem" Kędzierzawska nie pozostawia nam swobody decydowania o tym, czy bohatera lubimy, czy nie. Jak można nie stanąć po stronie maltretowanej kobiety? Porzuconego dziecka? Staruszki o pięknej, szlachetnej twarzy Danuty Szaflarskiej, którą wszyscy próbują oszukać? Reżyserka niezmiennie wybiera bohaterów skrzywdzonych i poniżonych, którzy w jej filmach zawsze napotykają mur obojętności i zawsze zdobywają nasze współczucie. Moim zdaniem wymuszone jednak emocjonalnym szantażem.
"Pora umierać" broni się dzięki jednemu gestowi Anieli w finale, kiedy wychodzi wreszcie z roli bezradnej ofiary. Szkoda tylko, że zaraz po jej buncie reżyserka uznaje, że już najwyższa pora umierać.
"Pora umierać", reż. Dorota Kędzierzawska, Polska 2007, Best Film, 100’, premiera 19 października 2007 r.