A Gaiman stworzył – czy raczej odtworzył – klasyczną opowieść o złych czarownicach, pragnących władzy książętach, skłonnych do bitki piratach i zakochanym młodzieńcu, który w tydzień staje się mężczyzną (rzeczywiście, takie rzeczy można tylko między bajki włożyć). Choć nie brak w nim pewnej posępności, film emanuje łagodnością, skrzy się dowcipem i bezbłędnie zmierzając do szczęśliwego finału, przynosi przyjemny powiew staroświeckości. Jeżeli więc chcecie przyjemnie spędzić któryś z nieprzyjemnych jesiennych wieczorów, koniecznie wybierzcie się do Krainy Czarów, która leży po sąsiedzku z wioską Mur. To tu właśnie przychodzi na świat Tristan (Charlie Cox), młodzieniec, który dla ukochanej Victorii (Sienna Miller) gotów jest przekroczyć granicę między ludzkim i baśniowym światem, by przynieść dziewczynie gwiazdę z nieba. Gwiazda sama okazuje się śliczną dziewczyną imieniem Yvaine (Claire Danes), nieświadomą, że jest przedmiotem pożądania kilku książąt (ze względu na cenny klejnot, który posiada) oraz kilku starych wiedźm (ze względu na szczególne działanie przeciwzmarszczkowe).
Na pewno nie przypadkiem rolę jednej z czarownic zagrała Michelle Pfeiffer, znana ze swojej obsesji na punkcie młodego wyglądu. Ale takich pomysłowych decyzji obsadowych jest tu więcej: czyż w umierającego Króla mógł wcielić się ktoś inny niż Peter O’Toole, wyspecjalizowany w rolach dumnych władców? Z kolei Robert De Niro gra w "Gwiezdnym pyle" kapitana piratów, nieustannie zatroskanego o... swój wizerunek brutalnego twardziela. Tymczasem naprawdę – nie powiem co, zgadniecie natychmiast, gdy tylko zajrzycie do jego szafy.
Takich smaczków jest tu więcej i można je przez cały film wydłubywać jak rodzynki z ciasta. Dorośli ludzie nie powinni robić takich rzeczy? E tam, "Gwiezdny pył" na dwie godziny pozwala nam zapomnieć, ile mamy lat. Podejrzewam nawet, że działa przeciwzmarszczkowo.
"Gwiezdny pył", reż. Matthew Vaughn, USA/Wielka Brytania 2007, 130’, UIP, premiera 12 października 2007 r.