"Autor Widmo" - We-Dwoje.pl recenzuje

Kolejny, długo już oczekiwany film genialnego reżysera, całkiem słusznie zresztą nagrodzonego Srebrnym Niedźwiedziem w Berlinie. Roman Polański w najlepszej formie. Doskonały thriller polityczny na pewno zgromadzi niemałą widownię, bo na film pójdą wielbiciele talentu Polańskiego, ale też ci, którzy lubują się w dość głośnych ostatnio wydarzeniach z jego życia prywatnego.
/ 28.02.2010 11:49
Kolejny, długo już oczekiwany film genialnego reżysera, całkiem słusznie zresztą nagrodzonego Srebrnym Niedźwiedziem w Berlinie. Roman Polański w najlepszej formie. Doskonały thriller polityczny na pewno zgromadzi niemałą widownię, bo na film pójdą wielbiciele talentu Polańskiego, ale też ci, którzy lubują się w dość głośnych ostatnio wydarzeniach z jego życia prywatnego.

Całkiem zresztą niesłusznie. Autor Widmo doskonale obroniłby się sam, bo to film doskonały, słusznie doceniony, artystyczny. Ale reklama to w końcu reklama, a machina filmowa Hollywood jest machiną brutalną. Nie ważne jak o tobie mówią, ważne że mówią w ogóle. A o tym filmie mówi się dużo i – przynajmniej jak na razie – zawsze dobrze.

Autor Widmo

Tytułowy Autor Widmo (McGregor) zostaje wynajęty aby zredagować i przepisać napisane już w zasadzie pamiętniki byłego brytyjskiego premiera Adama Langa (Brosnan). Pierwszy autor w dość mglistych okolicznościach utopił się w oceanie. Mimo niechęci do polityki, skuszony astronomicznym honorarium nasz bohater udaje się na amerykańską wyspę, gdzie – w wielkim i doskonale strzeżonym domu – ekipa Langa pracuje nad książką jak i zresztą wizerunkiem swojego szefa. A czeka ich dużo pracy, bo chwilę później były premier zostaje oskarżony o zbrodnie wojenne. Wybucha skandal. A pracujący bez ustanku nad książką, nasz Autor Widmo zaczyna odkrywać, że podawane przez premiera informacje są nie do końca zgodne z faktami.

Autor Widmo

Polański wielkim artystą jest. Na dodatek jest też magikiem. Czaruje widza tak, że ten nie jest w stanie oderwać od ekranu oczu. Nie na darmo nazywają go godnym następcą Hitchocka, bo – tak jak zmarły już niestety mistrz grozy - ma zdolność do budowania ogromnego napięcia niemalże przy zerowym użyciu środków przekazu. I tak jest dokładnie w Autorze Widmo. Na próżno tu oczekiwać wielkich, rozbuchanych scen hollywoodzkich. Przez pierwszą godzinę filmu Polański jedynie podsyca nasz niepokój, czaruje, zostawia miejsce na niedopowiedzenia i dywagacje. Dopiero w drugiej połowie filmu, zmienia się on w typowy, mocny, thriller pełen akcji, osiągniętej jednak dalej bardziej jednym mocnym uderzeniem, niż serią mało efektownych i oklepanych wybuchów. Obraz w tym filmie idealnie współdziała z niepokojącą, wzmacniającą poczucie niepewności muzyką Alexandre Desplat’a. Wszystko zresztą w tym filmie wydaje się być idealnie dopracowane i dopieszczone, każdy kadr, każde zdjęcie. I wszystko po kolei zachwyca.

Autor Widmo

Kręcony na niemieckiej wyspie, film oszałamia zimnymi i posępnymi zdjęciami Pawła Edelmana, zimną ale jakże adekwatną do historii scenografią i rewelacyjną grą aktorską. Potrafi ten Polański wynaleźć takich aktorów, że nawet kilkunastominutowa rola w całym filmie staje się rolią niezapomnianą. Tak jest chociażby z epizodzikami Jamesa Belushiego czy też Roberta Pugha. I tak samo z aktorami pierwszego planu. Sam McGregor zagrał najlepszą od lat rolę, znacznie lepszą od – tutaj też całkiem zresztą niezłego – Brosnana.

Warto jest jednak w tym filmie zwrócić uwagę na role kobiece, niezmiernie tutaj ważne jeśli nawet nie najważniejsze. Znana niemalże wyłącznie z Seksu w Wielkim Mieście Kim Cattrall, tutaj wypada zdumiewająco dobrze. Najwyraźniej wcale nie musi epatować seksem, żeby pokazać przyzwoity warsztat. Ci, którzy zwrócą uwagę na jej dość sztuczny brytyjski akcent mogą poczuć się zdumieni faktem, iż aktorka urodziła się w Wielkiej Brytanii, z której wyjechała mając dopiero lat kilkanaście. Cattrall jest niezła a seksowna potrafi być nawet zapięta pod samą szyję.

Najlepsza jednak w tym filmie jest dla mnie Olivia Williams i to ona przyciąga największą uwagę. Podobno Polański wahał się z powierzeniem jej roli, twierdząc, że jest za młoda, żeby stworzyć wiarygodną postać. Jednak to właśnie Williams zawładnęła każdym kadrem w jakim się znajduje. Mimiką. Ekspresją twarzy, językiem ciała. Pokazała, że może i że wiek nie ma nic do rzeczy.
Williams, jak i reszta aktorów wpasowują się w wizję mistrza, wizję artysty, wizję na film niemalże doskonały. Fakt, może miejscami troszkę za długi, jednak na tyle magnetyczny, że można z powodzeniem wybaczyć mu rozciągnięcie niektórych scen. To porządne kino, doskonałe w gatunku thrillera politycznego. Ci którzy wyszukają w historii Polańskiego analogie do premiera Blaira, niech nie dywagują. Są celowe. Polański napisał scenariusz do spółki z autorem książki – obaj przyznali, że czerpali wiele ze współczesnego życia politycznego. Tak powstał film wielki. Nie jest to arcydzieło jakimi często bywają filmy Polańskiego. Ale to na pewno doskonały dowód, że – mimo tych strasznie nagłaśnianych zawirowań życiowych – Polański zawodowo ma się świetnie. Oby jeszcze bardzo długo.

Fot. filmweb.pl

Marta Czabała

Redakcja poleca

REKLAMA