To takie coś nie wiadomo dla kogo. W Polsce wchodzi opatrzony nakazem „od lat 15”, co wydaje się być swoistym nieporozumieniem, jeśliby brać pod uwagę masę półpornograficznych scen i wygibasów głównego bohatera. Z drugiej strony jednak dystrybutor nie mógł podnieść limitu do lat 18, obawiam się że wtedy frekwencja znacznie by spadła. Bo dla widza dorosłego, całość będzie po prostu irytująca, nudna i rozwleczona.
Nikki (Kutcher) przyjeżdża do Los Angeles z marzeniem „kochania się z kobietami o wzroście 180 cm i 55 kilogramach wagi”. Bez pracy i z dość lekkim stosunkiem do życia, na co dzień trudni się jednak swoistą prostytucją, zapewniając – w zamian za wyżywienie i dach nad głową – usługi seksualne bogatym i starszym od siebie kobietom. Ten układ doskonale rozumie Samantha (Anne Heche), która jednak z czasem zaczyna czuć do towarzysza więcej niż by chciała. Ciężko jej jest znieść obojętność mężczyzny. Zwłaszcza że ta coraz bardziej się zwiększa, Nikki poznaje bowiem piękną ale też całkowicie obojętną na jego wdzięki Heather.
Morałem tego pseudo - komediowego przedsięwzięcia ma być chyba coś na kształt „przyszła kryska na Matyska” oraz morał o tym jak to jedynie ciężka praca pozwala żyć w zgodzie z samym sobą. To jeśli mam zgadywać. Ale ten trochę na siłę wciśnięty morał jest wyjątkowo nieskładnie podany, na dodatek zaserwowany przez nieciekawego bohatera. Nikki dokonuje swoich wyborów troszkę z potrzeby i konieczności. Nie przeżywa żadnego katharsis, nie wyciąga życiowych wniosków. Być może jedynie troszeczkę dojrzewa. Cała ta jego postać jest zresztą skrajnie niewiarygodna, do czego przyczynia się bez wątpienia sam Kutcher, który nie oszukujmy się, wielkim aktorem nie jest.
Jeśli więc nie wierzę w „morał”, pozostaje mi jedynie oglądanie taśmowo podanych zbliżeń na pupę Kutchera, czy biust Anne Heche oraz erotycznych wygibasów symulujących kolejne stosunki seksualne. Pech jeśli nie interesuje mnie ani jedno ani drugie. Heche jest mi zresztą trochę szkoda, zgodziła się zagrać w wyjątkowo marnym przedsięwzięciu i filmie gorszym nawet od taśmowo produkowanych amerykańskich komedyjek. Mdłe to straszliwie. Nudne jeszcze bardziej.
Marta Czabała