Podobno najlepsze i najgorsze rzeczy pochodzą ze Stanów Zjednoczonych. Ten dziwaczny, filmopodobny twór na pewno nie należy to tych najlepszych. Nawet ci, którzy na co dzień lubują się w gatunku katastroficznym mogą mieć problemy ze zniesieniem tej absurdalnie zrobionej opowieści, prawdziwie fatalnie napisanej i zagranej.
Można mieć podejrzenie, że producenci tego dziwnego filmu postanowili chyba ukryć jakieś podejrzane zyski i robiąc ten film wyprali okrągłą sumkę pieniędzy.
Nie przejmowali się specjalnie scenariuszem, biorąc luzem sceny z innych filmów o porwanych samolotach i zlepiając je, według sobie tylko znanego klucza. Potem włożyli wszystko do domowego PC-eta i dodali efekty specjalne, których nie powstydziłby się jedynie 10letni syn sąsiadki, na dodatek taki, który drugą ręką robił jednocześnie coś innego. Tylko wtedy ta filmowa fuszerka nabiera sensu. Ale nawet wtedy pozostaje poważną stratą czasu.
Zwłaszcza jeśli historia już była. I była. I była. Wielokrotnie była. Nowy, super wspaniały samolot zostaje, w glorii i chwale wypuszczony na swój dziewiczy lot. Na pokładzie tej supernowoczesnej maszyny jest kilkunastu zbirów planujących niecną misję. Aby zapewnić sobie dodatkowe argumenty w swojej sprawie, niecni przestępcy porywają żonę i dwójkę dzieci kapitana samolotu, nota bene brata miłościwie panującej pani prezydent. Dodajmy do tego przypadkowy konwój pieniężny i … waleczną agentkę, która sama postanawia rozprawić się z czarnymi charakterami, mając do dyspozycji kopniaka, pistolet i oczywiście, doskonałe amerykańskie przeszkolenie.
Żeby dotrwać przynajmniej do połowy tego filmu, trzeba mieć bardzo duży próg znoszenia przeróżnych absurdów. Zarówno tych w kretyńskim scenariuszu, jak i w jego wykonaniu. Złoczyńcy są nadmiernie kretyńscy, na dodatek ci na ziemi występują bezustannie na tle swastyki. Tak bez wyjaśnienia, jakby posiadanie kotary z ulubionym symbolem Trzeciej Rzeszy było niemalże obowiązkiem szanującego się bandyty. Coś co ma być, jak rozumiem wyrafinowaną intrygą, jest w rzeczywistości niczym innym jak skrajnie irytującą, zlepioną z innych filmów opowiastką. Wydaje się, że scenarzysta nie bardzo mógł się zdecydować, czy chce może kręcić film o politycznych fanatykach czy może jednak o pospolitych porywaczach. Na dodatek, producenci tego filmu zatrudnili do jego obsady chyba najmniej utalentowanych aktorów jacy istnieją w jakichkolwiek agencjach, z tym odtwarzającym rolę drugiego pilota na czele. Emocje jakie pokazuje godne są klaunów cyrkowych.
Tak samo zresztą jak i cała reszta filmu. Wszystko jest, nie dość że idiotyczne to jeszcze nudne i zrobione na domowym sprzęcie. Męczące badziewie. Szkoda czasu.