Pozwolę sobie śmiało zauważyć, że to, co powinno zachwycać w filmie, którego głównym „bohaterem” jest taniec to przede wszystkim choreografia, muzyka, montaż i zdjęcia. To wszystko jest w „Kochaj i tańcz” na wysokim poziomie, zwłaszcza jak na polskie standardy.
Wbrew pochlebnym opiniom dającym się słyszeć już od profesjonalistów, można by się było jednak przyczepić, że w filmie jest za mało „tańca w tańcu”. Dlaczego? Po tanecznych programach serwowanych non-stop przez telewizję widz może odczuwać pewnego rodzaju niedosyt i nie do końca pojąć, że wszak „nie idzie” tym razem o technikę, ale o emocje wyrażone tańcem i tzw. klimat. Może też nie wiedzieć, że żeby je wyrazić wszystko musi być zrobione/zatańczone super profesjonalnie i na sto procent.
W filmie uchwycono przede wszystkim atmosferę poszczególnych tańców w formie teledyskowych, dynamicznych obrazów. Nie czuje się cały czas obcowania z serią popisów technicznych, które zapierają dech w piersiach. Tego jednak właśnie może oczekiwać zwykły, niewykształcony „ruchowo” fan programów o tańcu (wiem po sobie), zwłaszcza słuchając głośnych zapowiedzi promocyjnych, które takie oczekiwania nakręcają. Przedstawia się np. dramatyczne kryzysy w trakcie realizacji, kiedy to Damięcki wchodzi w ostre starcia z choreografem na tydzień przed samymi zdjęciami, oświadczając, że to co jest w scenariuszu przekracza jego możliwości.
Sam początek filmu, kiedy główny bohater tańczy na rusztowaniu jest godny musicalowego rozmachu. Potem jednak ów impet od razu się nieco kurczy, by dać znowu swój wyraz w późniejszej kulminacyjnej scenie ćwiczonego tanga. Chociaż właściwie kulminacyjną sceną powinien stać się raczej finał konkursu tanecznego lub wspólny taniec dwojga głównych bohaterów.
Jak na mój gust za mało jest też w filmie tak szumnie zapowiadanych i lubianych przez publikę „jukendensowych” gwiazd, bowiem na ekranie pojawią się na dłużej głównie Ania Bosak i Ewa Szabatin. Naturalnie część innych tancerzy mignie w tle, ale dla fanów tańca „telewizyjnego” to podejrzewam zdecydowanie za mało.
Fabuła, do której przywiązuję w tym wypadku mniejszą wagę, jest dosyć prosta. I dobrze, choć tu i ówdzie ma pewne braki. Można ją streścić następująco: poukładana, nieśmiała i wiecznie spięta Hania (Iza Miko) – świeżo upieczona dziennikarka pisma kobiecego - ma napisać artykuł o przygotowaniach do europejskiego konkursu tańca i samym konkursie. Poznaje przypadkiem Wojtka (Mateusz Damięcki) - pracującego na budowie chłopaka, dla którego taniec jest pasją i który, jak się okazuje, ma zamiar startować w castingach do owego tanecznego show. Z tej okazji również do Polski przyjeżdża światowej sławy mistrz-trener tańca Jan Kettler (w tej roli znany z „Moulin Rouge” i „Australii” Jacek Koman), który opuścił przed laty spodziewająca się dziecka matkę Hani (Katarzyna Figura)...
Dalej mamy już do czynienia z ciągiem wydarzeń nieuchronnie dążącym do połączenia Hani i Wojtka, zarówno w tanecznym, jak i miłosnym „splocie”. Oczywiście ich „perypetie” są ostro okraszone tanecznymi wariacjami: casting (przypominający te znane nam z „You Can Dance”), warsztaty, próby, wypad do klubu i finałowy konkurs. Dodatkowo także pojawiają się przy tym zabawne i dość udane scenki z narzeczonym Hani – zniewieściałym i pedantycznym dentystą Sławkiem (Wojciech Mecwaldowski) hołubiącym swojego pieska wabiącego się Trusia.
Jeśli już się „czepiać” czegoś to z pewnością filmowych postaci. Hania, która ma być spokojnym dziewczęciem, od samego początku tryska naturalną, nieposkromioną energią Izy Miko - aktorki mającej chyba raczej predyspozycje komediowe. Wojtka trzeba wręcz namawiać, żeby „walczył o swoje uczucie”, bo sam jest jakiś niezdecydowany. Asystentka mistrza tańca Monika (Katarzyna Herman) jest groźna i surowa, ale tak naprawdę „odwala” robotę „dobrej wróżki”, a zapowiadana trudna i wieloznaczna sytuacja pomiędzy Janem Kettlerem i matką Hani rozwiązuje się bez większych ceregieli i komplikacji podczas jednego spotkania. Jeśli to były zamierzone niejednoznaczności to mnie to jakoś nie przekonuje. W epizodzie pojawia się też np. kolega Wojtka – Platon, choć w jakim celu akurat zachowuje się jak Platon nie mam bladego pojęcia. Może sceny wyjaśniające wycięto? Mam podobne podejrzenia co do nagłego zniknięcia narzeczonego Hani i jeszcze paru innych wydarzeń.
Lepiej byłoby więc chyba, gdyby skupiono się już wyłącznie na tańcu, a w tle pozostawiono nieaspirującą do odkrywania przed widzem ważnych prawd historyjkę z zacięciem humorystycznym. Jak zwykle machina promocyjna „nadyma” oczekiwania do niewyobrażalnych granic odrobinę szkodząc lekkiemu i przyjemnemu na dobrą sprawę w odbiorze filmowi. Wydaje się też, że oglądanie aktorów w roli tancerzy czy tancerzy w roli aktorów nie wywołuje tych samych emocji u widza, co oglądanie prawdziwych tancerzy, ich uczuć, zmagań i kunsztu. A trochę tego by się jednak chciało.
Z pewnością znalezienie świetnego tancerza, który jest jednocześnie genialnym aktorem (lub też odwrotnie) nie jest łatwe. Mimo wszystko trzeba jednak przyznać, że Mateusz Damięcki jako amant (tym razem tańczący) zdecydowanie „daje radę”. Jego fanki będą usatysfakcjonowane, bo jak mówi filmowa Sylwia (Ania Bosak) to „niezłe ciacho”. Polecam więc zobaczyć „Kochaj i tańcz” chociażby z tego względu damskiej części publiczności, zwłaszcza, że aktor po zaprzestaniu ostrych treningów już tak jak na ekranie ponoć nie wygląda.
Tak czy inaczej sympatyczna Iza Miko, przepięknie sfilmowana Warszawa (choć zbyt idylliczna i pokazana w oderwaniu od polskich realiów), nowoczesna muzyka (m. in. zespół Afromental i hity z pierwszych miejsc list przebojów, a także np. kultowa „Dirty Diana” Michaela Jacksona), clipowy montaż oraz miłosna historyjka powinny wystarczyć, żeby nastolatkom się podobało.
Do tego dochodzą „smaczki” typu: ojciec Izy Miko – Aleksander Mikołajczak w roli księdza udzielającego ślubu oraz sam reżyser Bruce Parramore, który pojawia się w zabawnym epizodzie „autobusowym” (kojarzącym się niemal z „Dniem Świra” Koterskiego) i... przebój kinowy gotowy. Plus epizody z Krzysztofem Globiszem i Maciejem Kozłowskim – mikroskopijne, ale dla mnie jak zawsze fajne. Film idealny wprost na zbliżający się Dzień Kobiet.
Dla potencjalnych fanów filmu mamy też gorącego newsa: w dniu premiery (6 marca 2009) ma pojawić się też książka oraz soundtrack. Książka to już lekka przesada, ale płyta ze ścieżką dźwiękową z pewnością okaże się bestsellerem. Chętnie kupię.
Weronika Ulicz
Fot. www.kochajitancz.pl
„Kochaj i tańcz”Fot. www.kochajitancz.pl
Reżyseria: Bruce Parramore
Zdjęcia: Bartosz Prokopowicz
Scenariusz: Maciej Kowalewski
Muzyka: Łukasz Targosz
Choreografia: Jarosław Staniek
Obsada: Izabella Miko, Mateusz Damięcki, Jacek Koman, Katarzyna Figura, Katarzyna Herman, Wojciech Mecwaldowski i in.
Produkcja: Polska 2009
Dystrybucja: ITI Cinema