„Anioły i demony” - We-Dwoje recenzuje

Cztery kościoły na planie Rzymu. Cztery symbole: ognia, ziemi, wody i powietrza. Czterech kardynałów, którzy co godzinę mają zostać zamordowani. I on jeden – współczesny MacGyver, który ma cztery godziny, by wyjaśnić zagadkę dawnego, tajnego stowarzyszenia.
/ 26.05.2009 10:19
Cztery kościoły na planie Rzymu. Cztery symbole: ognia, ziemi, wody i powietrza. Czterech kardynałów, którzy co godzinę mają zostać zamordowani. I on jeden – współczesny MacGyver, który ma cztery godziny, by wyjaśnić zagadkę dawnego, tajnego stowarzyszenia.

Tak w skrócie można by streścić fabułę ekranizacji głośnej książki Dana Browna, która jednych zachwyca, innych rozczarowuje, za to z pewnością budzi duże emocje. Chociaż spiskowej teorii dziejów nie ma co się tutaj doszukiwać…

Kto czytał „Anioły i demony”, pierwowzór literacki filmu, być może jeszcze pamięta treść książki. Ekranizacja powieści to thriller połączony z kinem akcji (na romans między głównymi bohaterami nie byłoby już miejsca, więc ten wątek na szczęście porzucono). Dan Howard poszedł jednak na dużą łatwiznę – powyrzucał kontrowersyjne treści i mocno uprościł symbolikę, koncentrując się na tempie opowiadanej historii. Świetna muzyka, przepiękne tło, pościgi, wybuchy i walka z czasem to główne atuty filmu. Niestety, całość powiązana jest taką ilością absurdów i nieścisłości, że „Anioły i demony” obejrzałam bez przekonania, w pewnym momencie zaczynając się już nieco nudzić. Chociaż film technicznie zrobiony jest bez zarzutu, intelektualnie trudno się zmęczyć podczas seansu. Ot, pędzimy wraz z Tomem Hanksem po Rzymie, wędrując od kościoła do kościoła, od jednego anioła wskazującego kierunek do drugiego… gdzieś tam napotykając nieżywych kardynałów. Co jak co, to trzeba przyznać – umierają spektakularnie!

„Anioły i demony” - We-Dwoje recenzuje

Jednak to za mało, bym dała się uwieść fabule. Kilka faktów, trochę ciekawostek i tempo, którego nie powstydziłby się sam James Bond, nie wystarczyło – zbyt wiele scen mnie drażniło, zbyt wiele (wydawałoby się, poważnych!) wątków rozbawiło. Historia została mocno uproszczona, a całość ubrana w banał i schematyczność. W „Aniołach i demonach” liczy się tak naprawdę jedynie pośpiech – za kilka godzin wybuchnie bomba, która zmiecie z powierzchni świata Watykan. Do tego momentu zginą najważniejsi kardynałowie. Na ratunek przybywa znawca symboli, profesor Harvardu, Robert Langdon (w tej roli Tom Hanks), którego zadaniem jest wyprzedzenie mordercy o krok i zapobiegnięcie tragedii. Do pomocy, czy też raczej do towarzystwa, ma Vittorię Vetrę (Ayelet Zurer), naukowca ze szwajcarskiego centrum CERN, skąd skradziono antymaterię.

Czy to możliwe, że tajne stowarzyszenie Iluminatów znów dało o sobie znać? Wszystko wskazuje na to, iż właśnie ta organizacja kryje się za atakiem na Watykan. Wraca odwieczny spór nauki z religią. Kto wygra? W filmie postawiono na efekty specjalne i próbę utrzymania widza w napięciu, nie filozofowanie. W rezultacie Langdon za każdym razem w ostatniej chwili pojawia się na miejscu zbrodni, zaś policja najczęściej przybywa dwie minuty za późno. Fabuła, sprowadzona jedynie do wyścigu z czasem, ambitna nie jest - widz zamiast myśleć, chłonie obraz i dźwięk. To zaś w pewnością wielu osobom wystarczy...

„Anioły i demony” - We-Dwoje recenzuje

Film nie jest bluźnierczy, jednak obraz katolików, jaki możemy oglądać na ekranie, optymistyczny nie jest. Na tle nieco naiwnych kardynałów, ogarniętego misją (mocno nawiedzonego!) księdza, jeden reprezentant kościoła godnie sprawuje swoją funkcję. Tylko jeden, czy też dobrze, że chociaż jeden?

Na szczęście zdjęcia, muzyka i efekty specjalne wynagradzają naiwną treść…

 Anioły i demony - polski zwiastun 
 Anioły i demony - polski zwiastun 


Anna Curyło

Redakcja poleca

REKLAMA