I ten właśnie przepity, zapuszczony, całkowicie pozbawiony entuzjazmu do swojej pracy policjant dostaje pewnego popołudnia banalne zadanie eskortowania świadka (w roli Eddiego raper Mos Def) z aresztu do sądu. Choć to tylko 16 przecznic, zadanie okaże się karkołomne, ponieważ pewnym ludziom bardzo zależy na tym, by Eddie nigdy już niczego nie zeznał – chyba że przed Panem Bogiem.
Film Donnera to kawałek przyzwoitego, sprawnie zrealizowanego kina akcji, które ani na krok jednak nie odbiega od gatunkowego schematu. Są dobrzy i źli, są pościgi i strzelaniny, są męskie, twarde rozmowy i garść grepsów, klaustrofobiczna atmosfera i podkręcająca napięcie muzyka. Wszystko zaś wieńczy morał głoszący, że „każdy może się zmienić”.
I bez wątpienia jest to prawda, wystarczy spojrzeć na Bruce’a Willisa, który w „16 przecznicach” z etatowego twardziela zmienił się w łysiejącego, wąsatego pana z brzuszkiem. Co ciekawe, Willis to już kolejny hollywoodzki przystojniak, który przeistoczył się w niechlujnego przeciętniaka. Nie tak dawno George Clooney przytył kilkanaście kilogramów i wyhodował wielką brodę na użytek „Syriany”, a Pierce Brosnan zapuścił wieśniackie wąsy do „Kumpli na zabój”. Zwykle w takich sytuacjach mówi się o godnym podziwu aktorskim poświęceniu dla roli, ja jednak myślę, że oni wszyscy są przeszczęśliwi, że wreszcie mogą być sobą.
Małgorzata Sadowska/ Przekrój
„16 przecznic”, reż. Richard Donner, USA 2006, Monolith, premiera 11 sierpnia