Savoir-vivre, czy jakkolwiek inaczej nazwać zbiór kanonów zachowań taktownych, grzecznych, odpowiednich, ma w życiu wielkie znaczenie. I jeśli nie jesteśmy pewni, czy to, co zamierzamy zrobić, nie wypadnie głupio, lepiej zajrzeć do książki lub poprosić o radę, niż znaleźć się potem w krępującej sytuacji.
Z największą trudnością z reguły spotykamy się idąc na oficjalne przyjęcie. Pierwszym problemem jest strój – zawsze pozostawia cień wątpliwości, czy nie będzie zbyt wystawny (po angielsku urocze „to be overdressed”), lub zbyt skromny (to be underdressed). Oczywiście nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak będą ubrani gospodarze, ale zasadą jest, by utrzymywać się w narzuconym przez nich tonie, nie odchodząc za daleko w żadną ze stron. Z dwojga złego jednak lepiej chyba jest być odrobinę „underdressed”, lub ubrać się prosto i skromnie, niż przesadzić z przepychem, który w nadmiarze może przestać być elegancki.
Punktualność w tym przypadku można porównać wręcz z nietaktem. Mniejszy margines czasowy zostawiamy, idąc na przyjęcie organizowane w restauracji, większy – w domu. Dajmy gospodarzom czas na dopracowanie szczegółów. Kwadrans jest zawsze w porządku, nikogo nie obrazi, a pozwoli uniknąć kłopotów i niezręczności. Natomiast jeśli planujemy, lub jesteśmy zmuszeni spóźnić się więcej niż kwadrans, gospodarzy bezwzględnie należy o tym poinformować.
Wreszcie wchodzimy do drzwi. Kwiaty dla pani domu mile widziane, czekoladki są tak wytartym pomysłem, że lepiej sobie darować, chyba, że mówimy o koszu słodyczy lub innym pięknie wyglądającym słodkim podarunku. Bombonierki trzeba zostawić na inne okazje, jeśli nie są szczególnym dziełem i pokazem kunsztu produkcji czekolady. Zawsze na miejscu będzie butelka dobrego wina, jeśli przyjęcie jest wydawane w jakiejś intencji, nawet lepsze będzie wino musujące lub szampan. Zakładając, że państwo domu znają się na alkoholach, trzeba uważać, aby ich nie obrazić zbyt niską jakością prezentu, ani nie zażenować bardzo wysoką ceną – trudna sztuka wyboru, osobista i nie rządząca się żadnymi ogólnymi prawidłami.
Na powitanie aperitif – na stojąco, przy małym stoliku, przy stole, różnie. W zależności od konwencji, od tego, czy wszyscy goście już są, czy na kogoś się czeka. Przy stole, jeśli nie ma wizytówek, przybyłych rozmieszcza gospodarz, z reguły na zmianę mężczyzn i kobiety. Jeśli całe grono się zna, małżonkowie najczęściej nie siedzą obok siebie.
Gdy serwetki są płócienne, należy, zanim zacznie się posiłek, położyć je sobie na kolanach, i tam je pozostawić aż do zakończenia jedzenia. Jeśli natomiast są papierowe, mają swoje miejsce po lewej stronie pod sztućcami (widelcami).
Sztućce to kolejny powód zakłopotania i frustracji przy stole. Zaczynamy ich używać od tych, które leżą najdalej od talerza, najbardziej „zewnętrznych”, jeśli jest ich dużo, to trzeba uważać, by brać zawsze noże i łyżki z prawej strony, a widelce z lewej, inne prawdopodobnie należą do sąsiada. Jeśli przy talerzach znajdują się tzw. koziołki, czyli podpórki na sztućce, na prośbę pani domu należy z nich skorzystać i użyć tego samego kompletu do zjedzenia kolejnego dania. Jeśli nie ma koziołków, i nikt nie prosi o pozostawienie, oddajemy sztućce wraz z talerzem, i pozostajemy na swoim miejscu. Tylko gospodarze mają wstęp do kuchni.
Jeśli pogubimy się w za dużej ilości nakryć, które znajdują się dookoła, i już nie wiadomo, które były najdalej, trzeba się uważnie przyjrzeć tym, które zostały. Jeśli na stole pojawia się ryba, należy poszukać sztućców do ryby – trochę innego niż zwykle widelca, i łopatowatego, wykrzywionego noża, lub, ale to raczej mało prawdopodobne, dwóch widelców. Resztę dość łatwo rozpoznać.
Alkoholami zdecydowanie zajmuje się pan domu, chociaż, jeśli przyjęcie jest duże, należy mu w tym pomóc. Jeśli więc butelki z winem znajdują się na stole, mężczyzna siedzący po prawej stronie kobiety powinien dbać o to, by jej kieliszek nie był pusty.
W gąszczu zasad, reguł, powinności, można się zgubić. I jasne, że nie wszędzie i nie zawsze należy ich przestrzegać, kolacja u przyjaciół czy spotkanie ze znajomymi w restauracji to jeszcze nie powód, by robić z tego ceremonię, i najpewniej można się spodziewać maksymalnie dwóch par sztućców i łyżki.
Zdarzają się jednak okazje, kiedy odrobina dyplomatycznej wiedzy nieoczekiwanie może się przydać, kiedy na próbę zostaje wystawione wychowanie i klasa. I wtedy można albo czuć się głupio i sztucznie, albo zabłysnąć swobodą i umiejętnością skorzystania z etykiety. Jest to ten rodzaj niepotrzebnej wiedzy, która przydaje się w najmniej oczekiwanych okolicznościach, i okazuje się bezcenna.
Marta Kostyk