Znany z pokojowej retoryki profesor Tomasz Nałęcz nie wytrzymał nerwowo po wysłuchaniu wywiadu, jakiego prezes Kaczyński udzielił radiu Maryja. To właśnie w tym wywiadzie porównał katastrofę smoleńską i śmierć własnego brata do mordu jakiego dokonano na księdzu Jerzym Popiełuszce. Nie pomogła też Anna Fotyga, określająca katastrofę jako "efekt spisku Tuska i Putina".
„Na miłość boską, takich ludzi trzeba leczyć" - powiedział Nałęcz w wywiadzie udzielonemu radiu TOK FM. To właśnie wtedy przytoczono mu wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego porównującą kwietniową katastrofę do mordu na księdzu Popiełuszce. Kaczyński zaznaczył wtedy, że po morderstwie nie było żadnych pomników księdza, teraz zaś jest ich wiele. Tak samo - wedle jego opinii - będzie bez wątpienia z Lechem Kaczyńskim, którego pomniki mają wkrótce powstawać w całej Polsce niemalże jak grzyby po deszczu.
Nie wdający się na co dzień w polityczne awantury, Tomasz Nałęcz stanowczo i jednoznacznie wyraził swoje stanowisko w sprawie insynuacji partii Jarosława Kaczyńskiego. - Ogromnym nadużyciem jest porównywanie katastrofy do zabójstwa księdza Popiełuszki. Porównanie tego z mordem politycznym wpisuje się w obrzydliwą strategię insynuacji pisowskich, że w Smoleńsku był zamach - mówił Nałęcz.
Ostrymi słowami odniósł się też do Anny Fotygi, jawnie mówiącej o tym, że śmierć 96 osób znajdujących się na pokładzie feralnego samolotu, była wynikiem niczego innego, jak tylko głębokiej konspiracji, jaką potajemnie zawarli Wladimir Putin i Donald Tusk. Sugerując bezpardonowo, że prezes Kaczyński popada w coraz większą manię prześladowczą, Nałęcz dołączył do polityków, jawnie wyrażających swoje poglądy wobec ostatnich wypowiedzi szefa PiS-u. Odpowiedzi prezesa jeszcze nie było. Ale być może, któryś z największych popleczników Jarosława Kaczyńskiego odniesie się wkrótce do słów Nałęcza.
W końcu ten nie może już uparcie twierdzić, że jest bezstronny. Przyjmując posadę doradcy prezydenta Komorowskiego, Nałęcz jednoznacznie opowiedział się za konkretnym obozem politycznym, tym wywodzącym się ze źródeł Platformy. Tym samym, dał swoim przeciwnikom odpowiedni oręż do walki ze wszelkimi argumentami, jakie jeszcze ujrzą medialne światło dzienne. Czy na tym straci, pokaże kadencja prezydenta Komorowskiego. Być może z biegiem czasu, będzie coraz bardziej spokojnie przyjmował nowe rewelacje opozycji. Ale na razie, zważywszy na nadchodzące wybory, trudno jest oczekiwać jakiegokolwiek obiektywizmu. Wielkimi krokami zbliżają się samorządowe wybory. A w kampanii wiadomo, wszystkie chwyty dozwolone.
Fot. mwmedia