Mogłoby się wydawać, że najbardziej pożądanym zdaniem dla osoby z branży filmowej jest „And the Oscar goes to…” zakończone jego własnym nazwiskiem. W historii statuetki złotego rycerza zdarzyły się jednak przypadki, kiedy laureat odmówił przyjęcia nagrody.
Pierwszym, który wzgardził Oscarem był scenarzysta Dudley Nichols. Nagrodzony w 1936 roku za scenariusz do filmu „Potępieniec” swoją decyzję tłumaczył konfliktem na linii Akademia Filmowa – Stowarzyszenie Pisarzy Filmowych, w którym sam aktywnie uczestniczył.
Z przyjęcia statuetki, dla najlepszego aktora pierwszoplanowego w filmie „Ojciec Chrzestny”, zrezygnował również słynny Marlon Brando. Na ceremonii rozdania Oscarów pojawiła się w jego imieniu młoda Indianka Sacheen Littlefeather. W ten sposób aktor miał wyrazić protest przeciwko dyskryminacji Indian oraz fałszowaniu ich wizerunku w środowisku filmowym. Gest ten miał wyrażać także poparcie Brando dla Ruchu Indian Amerykańskich okupujących Wounded Knee. Szczerość intencji aktora poddano wątpliwościom, kiedy to na jaw wyszło, że jego zastępczyni to aktorka Maria Cruz, nie mająca żadnego związku z Apaczami.
Jeszcze większą niechęć wobec nagród Akademii Filmowej pokazał George C. Scott. Aktor dwukrotnie zignorował prestiżowe wyróżnienie. W 1962 roku zlekceważył nominację dla najlepszego aktora drugoplanowego w filmie "Bilardzista", a dziewięć lat później nie przyjął Oscara za tytułową rolę w „Pattonie”.
Wśród gości oscarowej gali w 1977 roku próżno było szukać Woodego Allena. Nagrodzony za reżyserię filmu „Annie Hall” w dość banalny sposób wytłumaczył tę sytuację. „Nie lubię wyjeżdżać z Nowego Jorku” - skomentował całe zajście amerykański reżyser.
Jednak to do kobiety należy niechlubny rekord w ignorowaniu wielkiego show. Katharine Hepburn, laureatka czterech Oscarów dla najlepszej aktorki ani razu nie odebrała nagrody osobiście.
Źródło: www.artivia.pl