Wraz z ostatecznym potwierdzeniem swojego wyboru na urząd prezydenta, Bronisław Komorowski zapowiedział definitywne usunięcie krzyża spod pałacu prezydenckiego. Umieszczony przez harcerzy, krzyż miał upamiętnić wydarzenia z 10 kwietnia, prezydencką parę jak i wszystkie poległe w katastrofie ofiary.
Prezydent elekt zaproponował przeniesienie go do jednego z kościołów lub na cmentarz na Powązkach, gdzie istnieje już krypta poległych, jak i tablica upamiętniająca to tragiczne wydarzenie. W imię dyplomacji, zapowiedział też rozmowy na temat możliwie najlepszej lokalizacji.
Swoją decyzją, Komorowski dał początek kolejnej wojnie z opozycją, chętnej do uczynienia z kwestii krzyża niemalże politycznego motywu przewodniego. Rozpoczęła się kolejna medialna przepychanka. W telewizji wystąpiła, ostatnio bardzo modna medialnie, posłanka Kempa, tłumacząc powszechnie, że krzyż powinien zostać jako na stałe pod pałacem prezydenckim, gdyż takiego zrywu społecznego nie można zapomnieć. Pod adresem prezydenta elekta padały zarzuty o fałszywe deklaracje swojego katolicyzmu, o to, że szkaluje pamięć zmarłego prezydenta. Rozpoczęła się też medialna burza o to, gdzie najlepiej ustawić tablice upamiętniająca zmarłego prezydenta. Czy przy pałacu prezydenckim, gdzie - jak twierdzi rząd - byłaby najbardziej zrozumiała, czy też przy Sejmie, gdzie - wedle opozycji - można by najlepiej podkreślić, że Lech Kaczyński był nie tylko prezydentem ale też posłem.
Deklarujący swoje poglądy podzieleni są dokładnie na dwa obozy, jak się można spodziewać przede wszystkim skupione wokół dwóch głównych partii politycznych. Oczywiście nie byłoby też w tym kraju decyzji politycznej nie skomentowanej przez kościół. Dyrektor Rydzyk już potępił przyszłego prezydenta za zamiar przeniesienia krzyża, jak to on, nie skąpiąc Komorowskiemu dość obrazowych epitetów i porównań.
A my patrzymy się z boku i jak zwykle mamy dosyć. Angażując się w nagonkę na siebie nawzajem, partie polityczne spychają na drugi tor rzeczy znacznie bardziej istotne dla nas, zwykłych obywateli, sprawy ważniejsze niż kolejna upamiętniająca ofiary smoleńskie tablica. Przyjdzie nam jeszcze przeczekać pewnie dyskusję, jaką by tutaj ulice najlepiej nazwać imieniem zmarłego prezydenta, jaki park nazwać po parze prezydenckiej i jak uczcić odpowiednio rocznicę tragicznego wydarzenia. Dopiero jak wszystkie pomniki i tablice zostaną pobudowane, jak parki nazwane i jak wszyscy politycy odpowiednio pokażą się w mediach - wtedy może wreszcie posłowie zabiorą się do roboty do której zostali wybrani i za którą biorą nasze pieniądze. Ale, kto wie, może i wtedy znajdą sobie lepszy temat do propagowania wzajemnej niechęci.
fot.mwmedia