Trzydziesta rocznica wydarzeń w Stoczni ma dzisiaj twarz Henryki Krzywonos. To właśnie ona, zupełnie niespodziewanie, nadała mu nowy wizerunek. Wizerunek kobiety zdenerwowanej manipulacją i partyjną walką. Kobiety, która nie za taką Polskę walczyła.
Niestety. Obchody kolejnej, tym razem okrągłej, bo już 30stej rocznicy zrywu Solidarności zamieniły się w widowisko polityczne. Śmieszną, miejscami żenującą farsę. W roli głównej, mniej lub bardziej znani członkowie Solidarności, otumanieni populistycznymi ideałami ukochanego prezesa, niezdolni do zachowania godności i chociażby przejawu szacunku dla demokratycznych władz Polski. Premiera, prezydenta, polityków, którzy nie musieli przyjechać, którzy wiedzieli doskonale, że nie zostaną przyjęci ze stosownym dla ich rangi szacunkiem. Ale przyjechali, aby oddać hołd tym, którzy pozwolili im na sprawowanie obecnej funkcji, ludziom dzięki którym demokracja w ogóle zaistniała w naszym kraju.
Niespodzianek nie było. Prezydenta powitano pomrukami. Kiedy przemawiał premier, na sali co rusz odzywały się gwizdy i krzyki. W eter poleciały inwektywy niegodne nawet najniższych warstw społecznych. Jedynie prezes Kaczyński otrzymał niepodzielną uwagę. Kiedy wygłaszał to, co w gruncie rzeczy było dłuższym epitafium swojego brata, na sali nie było nikogo, kto śmiałby zwrócić mu uwagę. No, prawie nikogo. Zaraz po przemówieniu prezesa, na scenę weszła Henryka Krzywonos. Nie była planowanym mówcą. Tak jak kiedyś odważnie zatrzymała słynny już tramwaj, teraz odważnie chwyciła mikrofon. Nie było nikogo, kto odważyłby się negować jej prawa do powiedzenia tego, co chciała. W końcu to kobieta legenda. Ale nikt chyba nie przewidział, jaką wywoła burzę.
"Słowo "Solidarność" zobowiązuje. Tu na sali jest telewizja i nasze dzieci patrzą, co sobie wywalczyliśmy po tych trzydziestu latach (...) Dzisiaj słyszę, jeden z panów mówi, że ci panowie... Lech to robił, a ten drugi nie. Wszystkim się należy szacunek, jak tu siedzimy (...) My sobie wywalczyliśmy wolność, w tym wolność słowa. Dlatego można mówić, co nam ślina na język przyniesie. Nie wstrzyma mnie pan" dodała, kiedy przerażony przewodniczący Śniadek desperacko chciał przerwać jej monolog. Kiedy zwróciła się bezpośrednio do Jarosława Kaczyńskiego, prezesa w kilka sekund otoczyli doradcy.
"Panie prezesie, bardzo pana proszę, żeby pan nie buntował ludzi przeciwko sobie. Nie wiem, co się panu stało - mówiła, wyraźnie zdenerwowana. - Ja panu bardzo współczuję, ale proszę też współczuć innym i dać ludziom żyć. Mnie to obraża, że pan niszczy godność Lecha. Mnie to osobiście obraża” - rzuciła ze sceny, wśród gwizdów tłumu.
Prezes Kaczyński zachował niemalże niewzruszoną twarz. Ripostował po chwili, twierdząc, że nie został przez panią Krzywonos zrozumiany. To jednak nie pomogło - do końca dnia, wszystkie media, jak zaczarowane powtarzały te kilkadziesiąt, niezapowiedzianych sekund i słowa, wypowiedziane pod wpływem chwili. W jednej minucie Henryka Krzywonos stała się gwiazdą Internetu, bohaterką tych, którzy myślą to samo co ona, jednak nie mogą, lub nie mają szansy na powiedzenie mu tego wprost.
Prezes Kaczyński postawił na nogi kawalerię. Jego doradcy i wielbiciele powtarzali jak mantrę tekst o ważności przemówienia prezesa. Udzielający wywiadów wszelkim mediom prezes Śniadek, głośno deklarował, że czuje się obrażony właśnie słowami Krzywonos. Argumentował, że zapomniała o prawdziwych celach Solidarności, czyli prawach klasy robotniczej. Udowadniał, że to on wraz z prezesem Kaczyńskim są jedynymi prawdziwymi reprezentantami narodu. Zarabiający 16 tysięcy miesięcznie Śniadek, mówił o sobie jako o jednym z najbiedniejszych. Stawiał prezesa za przykład cnót. A jego zmarłego brata za legendę.
A ludzie i tak wiedzą swoje. A resztę dokładają media, w szczególności Internet. Filmy z wystąpieniem Henryki Krzywonos biją rekordy oglądalności. Komentarze nie pozostawiają złudzeń. Polacy kochają Krzywonos za bezkompromisowość, szczerość i determinację. Nieznana dla najmłodszych, stała się niemalże medialnym symbolem. Sama zainteresowana wydaje się być niewzruszona swoją popularnością. Zrobiła to, co należało - twierdzi.
Krzywonos zrobiła obchodom reklamę, bo dzięki niej stały się one czymś więcej niż tylko wygłaszanymi według listy, nieciekawymi przemówieniami. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że dzięki temu króciutkiemu wystąpieniu, obchodami zainteresowali się ci najmłodsi. Ci, dla których walka 30 lat temu znana jest jedynie z książek i opowieści innych. Może doczytają, pomyślą. Może.
Fot. www.solidarnosc.gov.pl