Każda chce mieć swojego Edwarda

„Obrócił się powoli i nasze oczy się spotkały. Jego twarz nadal była piękna – zważywszy na sytuację, absurdalnie piękna – ale wzrok miał przepełniony mieszaniną agresji i wstrętu (…) spojrzenie chłopaka zmroziło mnie bardziej niż szalejąca za oknami wichura”.
/ 03.02.2010 07:49
„Obrócił się powoli i nasze oczy się spotkały. Jego twarz nadal była piękna – zważywszy na sytuację, absurdalnie piękna – ale wzrok miał przepełniony mieszaniną agresji i wstrętu (…) spojrzenie chłopaka zmroziło mnie bardziej niż szalejąca za oknami wichura”.

Złośliwi twierdzą, że saga "Zmierzchu" i książki o Harrym Potterze mają ze sobą wiele wspólnego, z tą tylko różnicą, że to J.K. Rowling potrafi pisać. Opowieść o miłości nastolatki i wampira można lubić lub nie, ale fakty mówią same za siebie. Literacki debiut nieznanej nikomu pisarki ze stanu Utah, wskoczył od razu na 5 miejsce na liście bestsellerów "New York Timesa", jednej z najbardziej prestiżowych list opiniotwórczych na świecie. Po miesiącu był już na miejscu pierwszym, na samej liście utrzymując się w sumie 91 tygodni. W 2008 roku Zmierzch był najlepiej sprzedającą się książką w Stanach Zjednoczonych. Do dnia dzisiejszego, na całym świecie sprzedano 17 milionów egzemplarzy, przetłumaczonych na 37 języków.

Każdy(a) z nas chce mieć swojego Edwarda

Trudno dzisiaj uwierzyć, że kiedy Meyer chciała po raz pierwszy wydać swoją powieść, projekt odrzuciło aż 14 agentów. Pewnie dzisiaj płaczą nad zaprzepaszczoną okazją. Kiedy autorka wystawiła w końcu prawa do publikacji na aukcję, zażądała miliona dolarów. W szranki stanęło 8 wydawców, po żmudnych negocjacjach Meyer zgodziła się dostać 750 tys. dolarów za trzy książki sagi. Część pierwszą, Zmierzch wydano w 2005 roku w nakładzie 75 tys. egzemplarzy. Stosunkowo dużo jak na nieznaną nikomu autorkę, mało jak na rozmiar kraju.
Szaleństwo zaczęło się od Ameryki. Już kilka miesięcy później, prawa do publikacji sprzedano do 26 krajów.

Ach te prorocze sny
Stephenie Meyer twierdzi, że pomysł na książkę przyszedł jej podczas snu. Chciała napisać opowieść o nastoletniej dziewczynie zakochanej, z wzajemnością zresztą, w wampirze, który pragnie nie tylko jej samej ale też jej krwi. Powieść powstała w ciągu trzech miesięcy, a Meyer – zachęcona recenzjami własnej siostry – postanowiła spróbować swoich sił na profesjonalnym rynku.
Amerykańscy krytycy i recenzenci byli dla Meyer dość łagodni, słusznie kategoryzując jej książkę jako przeznaczoną głównie dla nastoletniej młodzieży, komplementując autorkę za dobrą i wciągającą historię. Publishers Weekly nazwał Meyer „jedną z najbardziej obiecujących autorek 2005 roku”, The Times pisał o „idealnym połączeniu nastoletniego napięcia seksualnego i charakterystycznego dla nastolatków poczucia wyobcowania”. Jedynie Kirkus, miesięcznik recenzyjny pozwolił sobie na krytykę, nazywając postać Edwarda „przesadnie Byronowską” a Belli mało złożoną. Jednak nawet tutaj recenzentka przyznała, że historia niebezpiecznej miłości ma w sobie coś magnetycznego i bardzo ciężko jest ją odłożyć.

Każda chce mieć swojego Pattisona

Zagraniczne tłumaczenia powstawały w ekspresowym tempie. Europejscy krytycy przyjęli Zmierzch z podobnym jak ich koledzy zza oceanu entuzjazmem, doceniając uniwersalność samej historii, zgodnie jednak wytykając Meyer przesadne korzystanie z przymiotników i przysłówków. Żaden z nich nie był jednak w stanie zatrzymać tego co nastąpiło wraz z premierą książki na rynkach kilku kontynentów. Świat oszalał. Edward stał się współczesnym symbolem miłości i obiektem westchnień milionów nastolatek na całym świecie. Bella miała symbolizować szanse każdej z nas na wielką miłość.

Nie wstydź się przyznać, że kochasz Edwarda
Trudno jest zliczyć ilości stron poświęconych postaci Edwarda i ilości języków w jakich powstały i dalej powstają. „Wykrzycz głośno, że kochasz wampira!”, „Czy kochasz Edwarda tak samo jak ja?”, „107 powodów dla których kocham Edwarda” czy chociażby nasze rodzime „64 powody, żeby kochać Edwarda” to jedne z niewielu tytułów jakie można znaleźć w wyszukiwarkach. Polski nie ominęło Cullenowe szaleństwo, książka już od wielu miesięcy okupuje szczyty list sprzedaży. Zakochane do szaleństwa nastolatki (i nie tylko?) co rusz dają internetowe dowody swojej miłości. „Jak tylko przeczytałam "Zmierzch" pokochałam Edwarda jak nikogo. Jestem wściekła, że nie ma takich facetów.” czytam na jednym z portali filmowych. Komentarzy są setki, tysiące - zwolennicy spierają się ze znacznie mniej licznymi przeciwnikami. Wielbiciele tworzą własne trailery, organizują zloty, mają własne tajne stowarzyszenia i gesty. Reklama tworzy się sama. I wszyscy chcą więcej.
Pytana w wywiadach o fenomen Zmierzchu, Meyer mówi o zakazanym owocu, w tym wypadku zakazanej miłości, o bezgranicznym pragnieniu tego co niedozwolone. Opowiada o prostocie uczuć, o miłości ponad granice, o spełnieniu marzeń wszystkich. Recenzenci dodają kwestię wyidealizowanej miłości, takiej bez skazy, o której marzymy wszyscy. Miłości, która – chociaż tylko na kartkach książki – daje nadzieję tym mniej szczęśliwym niż Bella. I wreszcie Bella, co rusz podkreślająca niedoskonałości swojego wyglądu, ma symbolizować nas wszystkie. „Taki Edward nie patrzy na wygląd. On widzi duszę” – czytam na jednym z licznych wielbiących Cullena blogów.

Jeden obraz wart więcej niż tysiąc słów
Niemalże prawem marketingowym jest już to, że kiedy coś dobrze się sprzedaje, powstanie filmu jest wyłącznie kwestią czasu. Prawa do ekranizacji Zmierzchu zakupiła (i pewnie do dzisiaj nie wierzy swojemu szczęściu) wytwórnia Summit Entertainment. Już wiele miesięcy wcześniej spekulowano, kto mógłby zagrać główne role, kto byłby odpowiedni i kto zupełnie się nie nadaje. Casting to roli Belli wygrała, dość już w amerykańskim filmie znana Kristen Steward. Jeśliby wierzyć plotkom, do roli Belli polecił ją reżyserce Zmierzchu Emile Hirsch, z którym Steward współpracowała przy filmie Wszystko za życie. To on ostatecznie przekonał Catherine Hardwicke, że już znalazł odpowiednią Bellę, a casting będzie czystą formalnością. Sama Steward ostrożniej wypowiadała się w wywiadach, opowiadając o zauroczeniu scenariuszem i samą historią. Znana na co dzień z udziału w tzw. kinie ambitnym, podkreśla, że do podpisania kontraktu skłoniła ją złożoność samej postaci Belli, jej uczuciowość i zmiany jakie zachodzą w niej z biegiem czasu.

Podobno to właśnie Steward namówiła producentów i reżyserkę Zmierzchu, żeby do roli Edwarda zatrudnić, niemalże nieznanego brytyjskiego aktora Roberta Pattinsona. Znany głównie z mało istotnego epizodu w Harrym Potterze, Pattinson był dużym ryzykiem. Dzisiaj zresztą on sam podkreśla, że gdyby nie wstawiennictwo i pomoc Kristen, miałby raczej znikome szanse na dostanie roli Edwarda. Dodaje jednak, że ma nadzieję, iż on sam też przyczynił się, chociaż trochę do zaakceptowania jego osoby.

Każda chce mieć swojego Pattisona

Wybór duetu Steward/Pattinson oraz rozpoczęcie produkcji zelektryzowało media na świecie. Ekipa zobowiązana była do całkowitej tajemnicy, co chwilę jednak plotka goniła plotkę. Kiedy ostatecznie wyznaczono datę premiery, świat obiegły zdjęcia nastoletnich fanek koczujących na chodnikach przed kinami. Rekordziści spędzili na nich kilkanaście dni, tylko po to aby być wśród pierwszych, którzy zobaczą ukochaną historię na ekranach.
Film wszedł do kin 17 Listopada 2008 roku. Przez pierwszy weekend zarobił 70,6 mln dolarów, pokonując ostatniego Bonda, Quantum of Solace, z zarobkami 27,4 mln.

Narodziny gwiazd
Steward, Pattinson, a chwilę później Taylor Lautner, niemalże z dnia na dzień stali się gwiazdami światowego formatu. Jak zgodnie podkreślają, nic nie było w stanie przygotować ich na tak ogromne zainteresowanie ich osobami. Zobowiązani przez kontrakty, promowali film na całym świecie, a gdziekolwiek się nie pojawili, reakcja fanów graniczyła z histerią. Na co dzień raczej stroniąca od brukowych mediów, Steward była na okładce niemalże każdej gazety. Pattinson został natychmiast okrzyknięty nowym symbolem seksu, współczesnym Jamesem Deanem. Paparazzi śledzili parę filmowych kochanków niemalże bez przerwy, a media podsycały szum plotkami o romansie pary. Najdłużej wytrzymał Taylor Lautner, ale nawet i on zaczął w końcu unikać otwartych przestrzeni i wychodzenia na dwór. „Dziwne jest to, że fotografują cię w każdej, nawet najbardziej przyziemnej czynności” twierdził w wywiadach.

Film zebrał mieszane recenzje. Pattinsonowi wytykano sztuczny amerykański akcent i drętwą grę, charakteryzatorom przesadne użycie pudru na rodzinie Cullenów. Całość oskarżano o przesadne wyciąganie scen. Chwalono tylko Steward, jako „utalentowaną dwa razy bardziej niż cała reszta obsady”.

Wszystkie, z reguły krytyczne recenzje bledły jednak, kiedy zgromadzone na salach kinowych fanki, krzyczały z emocji, kiedy tylko pojawił się ich ukochany bohater. Były omdlenia, deklaracje miłości, propozycje małżeństwa. Był płacz i deklaracje samobójstwa z miłości. Liczyło się jedynie to, czy miłością obdarzyć Edwarda czy Jacoba. „Team Jacob” i „Team Edward” weszły zresztą na stałe do współczesnych słowników.

Mania trwała niezłomnie. Jak podkreślił krytyk z portalu monstersandcritics: „Jeśli był kiedykolwiek film, którego nie są w stanie dobić recenzje, to właśnie ten film”.

Show must go on
Kiedy trafi się na żyłę złota, tylko głupiec może z niej zrezygnować. Pattinson i Steward mieli z góry podpisane kontrakty na kolejne części sagi. Po obietnicy nabrania masy mięśniowej, Lautnera ponownie obsadzono w roli Jacoba. Zachęceni falą sukcesu Zmierzchu, o malutkie epizody bili się znani celebryci Hollywood. Za darmo chciała grać Paris Hilton czy Lindsay Lohan. Księżyc w Nowiu wszedł na ekrany 16 listopada 2009 roku, zarabiając 26 milionów dolarów przez … pierwsze dwie godziny wyświetlania. Niespełna 3 miesiące później, ta suma oszacowana jest już na 260 milionów.
Trzecią i czwartą część sagi ekipa kręci już razem. Trzeba kuć żelazo póki gorące, w końcu Stephanie Meyer już czaruje obietnicą napisania części 5. Trudno jej się dziwić, jeśli tylko ma zagwarantowany choć procent z zysków, już nigdy nic nie będzie musiała w życiu robić. Rynek zalewają też produkty związane z filmem. Pattinson i Lautner mają już swoje biografie, kolejni autorzy liczą, że zarobią na fali popularności filmu i książki. "Zmierzch" i filozofia. Wampiry, wegetarianie i pogoń za nieśmiertelnością, Robert Pattinson – Album, Taylor Lautner, Me&You – to zaledwie przysłowiowy czubek góry lodowej. Na rynku są już też niezliczone produkty z wizerunkiem Belli, Edwarda i Jacoba. Wśród najciekawszych są hamburgery i… majtki z Edwardem.
Przed nami jeszcze co najmniej dwie filmowe części sagi i kto wie ile książkowych. Premiery obu filmów przewidziane są na 2010 rok, nietrudno więc przewidzieć, że „zmierzchomania” będzie trwała. Są pewnie jeszcze miejsca na świecie, gdzie szał na miłość dziewczyny i wampira jeszcze się nie zaczął. Jeśli tylko kampania marketingowa i uwielbienie fanów nie zelżeje – pod koniec grudnia nie będzie na świecie człowieka, który, chociaż ze słyszenia, nie będzie wiedział o co chodzi.

Zdjęcia z filmu "Zmierzch"
Marta Czabała

Redakcja poleca

REKLAMA