Sceptycznie nastawieni do "importowanych" świąt i zwyczajów dosyć długo broniliśmy się przed Halloween. Skoro jednak oszaleliśmy na punkcie Walentynek, no może nie w takim stopniu jak Amerykanie, ale jednak, to czemu by nie zaadoptować na nasz grunt tego radosnego święta duchów?
Korzenie Halloween sięgają pradziejów, a dokładniej rzecz ujmując celtyckiego święta Samhain. Według tradycji celtyckiej właśnie tego dnia rozpoczynał się sezon ciemności. Zasłona między dwoma światami stawała się bardzo cienka. Dusze zmarłych powracały na ziemię. Dobre duchy witano z całą dobrocią inwentarza, czczono i zapraszano do domów. Te mające złowieszcze zapędy przeganiano tańcząc wokół rozpalonych ognisk w maskach imitujących demony i inne upiory. Tak przynajmniej do dziś tłumaczy się genezę tego święta i typowych dla niego przebieranek, choć na dobrą sprawę nie wiadomo, czy obrządki te mają czysto celtyckie podłoże.
Jedyne zapiski dotyczące Celtów jakie znamy z tego okresu, czyli sprzed początku naszej ery, to te sporządzone przez Juliusza Cezara podczas podboju Galii. Na próżno w nich jednak szukać szczegółów dotyczących celtyckich świąt, nie mówiąc już o Samhain. Później o Celtach pisali dopiero autorzy chrześcijańscy. Wątpliwym wydaje się jednak, żeby do tego czasu rzymskie podboje nie odcisnęły żadnego piętna na celtyckiej kulturze, a co za tym idzie także na sferze wierzeń. Pierwsza pisemna wzmianka o Samhain pochodzi prawdopodobnie z VII wieku. Wyszła ona spod ręki kapucyńskiego mnicha i dziejopisarza Bedy, zwanego Czcigodnym lub Wspaniałym. W dziele zatytuowanym "Historia ecclesiastica gentis Anglorum" autor wspomina, że w listopadzie zażynano i składano w ofierze wiele zwierząt. Zgadzałoby się to z ideą tego święta. W Samhain rozpoczynano bowiem nowy cykl i ostateczne przygotowania, które miały pomóc rodzinom przetrwać zimę. Pożywienia dostarczano sobie poprzez zabijanie tych zwierząt, które i tak nie przetrwałyby mrozów.
W XIX wieku irlandzka tradycja obchodzenia Wigilii Wszystkich Świętych, czyli All Hallow's Eve, od którego de facto nazwę wzięło Halloween, trafiła na amerykański grunt, gdzie jak wiadomo została bardzo dobrze przyjęta. Prawdopodobnie doszło do tego w 1840 roku, gdy Irlandczycy szturmem ruszyli na podbój Nowego Świata w poszukiwaniu lepszego życia. To im, a nie Amerykanom zawdzięczamy zwyczaj robienia lampionów z warzyw. Choć trzeba przyznać, że zdecydowanie lepiej prezentują się te amerykańskie z dyni, niż te pierwotne z rzepy. Irlandzka tradycja po zetknięciu się z amerykańskim tyglem kulturowym dała nam znane i uwielbiane święto Halloween, bez którego ciężko wyobrazić sobie dziś Amerykę i które powolnymi krokami zdobywa także nasz kraj.
Choć Halloween dotarło do Polski pod koniec lat 90-tych, tak naprawdę dalej raczkuje. Tylko do niektórych drzwi zapukają dzieci poprzebierane w zjawy i wszelkiej maści potwory. Tylko w niektórych klubach, i to raczej w tych większych miastach, zostaną zorganizowane halloweenowe imprezy z prawdziwego zdarzenia. Dlaczego? Święto to spotyka się z krytyką duchownych Kościoła rzymsko-katolickiego, co jest jak najbardziej zrozumiałe. Wywodzi się ono przecież jakby nie było z pogańskich tradycji. Ponadto noc z 31 października na 1 listopada jest ważnym świętem obchodzonym przez satanistyczną grupę wyznaniową. A my, Polacy, mamy przecież własne tradycje związane z tym dniem. Myślę jednak, że czasem podchodzimy do życia zbyt serio. Na Halloween należałoby spojrzeć nie przez pryzmat wiary i tradycji, a właśnie zabawy. Dzień ten nigdy nie zastąpi nam Święta Zmarłych. Bo niezależnie od tego jak dobrze będziemy się bawić w halloweenową noc, tak czy siak następnego dnia udamy się na cmentarz pomodlić się za naszych bliskich.