Mieszkańcy Olimpu stali mi się tak bliscy, że któregoś dnia zawitałam nawet pod słynną górę, chcąc spotkać się z jej gospodarzami. Zeus przywitał mnie piorunami, czym skutecznie zniechęcił przed próbą bliższego poznania swojej siedziby, jednak sympatii do tego bożka wcale nie straciłam. Wręcz przeciwnie!
Śladami greckich mitów wędruję po dziś dzień - wciąż od nowa, wciąż z tą samą, dziecięcą ciekawością. Kiedy tylko zobaczyłam kolejną wersję opowieści o Zeusie… siła wyższa, musiałam od razu przeczytać. Czy coś mnie jeszcze może zaskoczyć? Treść i tym razem nie była dla mnie niespodzianką, ale współczesne spojrzenie na mieszkańców Olimpu dodało całości nieco świeżości. To samo, jednak znów nieco inaczej. Szkoda tylko, że tak krótko (cóż, to książeczka dla dzieci w wieku szkolnym…).
Sabina Colloredo, chcąc przybliżyć młodszym czytelnikom świat dawnych bogów, postanowiła wydobyć z mitów humorystyczne akcenty, nieco przy tym ubarwiając bohaterów. Zeus to kobieciarz był – po co więc robić z niego świętego? W młodości szalał, szalał… ale, jak się po wielu stuleciach okazało, wcale się nie wyszalał. Pewnego dnia, wtulony w pachnącą różami małżonkę, doszedł do wniosku, że „jeśli świat jest bogaty w tyle różnych kwiatów, może jest ku temu jakiś powód. Może ktoś jednak powinien wziąć na siebie obowiązek zerwania tych błogosławionych kwiatów i nacieszenia się ich świętymi zapachami! Ktoś powinien dać przykład, poświęcić się… właśnie, ale kto?”... jak nie najważniejszy z bogów olimpijskich? Żona powinna zrozumieć - w końcu kocha tylko ją!
Oczywiście całość nie jest poświęcona jedynie romansom Zeusa. Opowieść rozpoczyna się jeszcze za czasów panowania Kronosa, kiedy to Rea, Wielka Matka bogów, próbuje uchronić swoje nienarodzone jeszcze dziecko przed żołądkiem męża. Kronos jednak wydaje się być nieugięty – zna swoją żonę, i wcale nie wydaje mu się ona „typem, który siedzi w domu i wyszywa czapeczki dla wnucząt”. Zresztą, dobrze pamięta przepowiednię Uranosa mówiącą, że potomek pozbawi go tronu. Miałby ryzykować? Co to, to nie! Rea jednak miała już dosyć. „Problem za problemem, oto czym było jej nieśmiertelne życie”. Ukryła niemowlę przed mężem, dając Kronosowi do połknięcia kamień. Co było potem? Zanim pojawiła się w życiu Zeusa Hera, piękność z długimi rzęsami i spojrzeniem momentami równie wściekłym jak kolor jej paznokci, poznajemy kozę Amalteę, Temidę, Eurynome i… Metis, pierwszą żonę późniejszego pana na Olimpie.
Wciąż coś się dzieje. Jak to wśród porywczych bogów bywało – tu ktoś piorunem cisnął, tam znów ktoś kamieniem rzucił. Całość zaś musiał ogarnąć kochliwy Zeus, który wciąż poznawał nowe rodzaje miłości, płodząc, jak się okazało, wyjątkowo cnotliwe dzieci. Co zaś o zachowaniu męża sądziła Hera? O tym już prawdopodobnie można się dowiedzieć z drugiej części – opowieść o Zeusie jest bowiem wprowadzeniem do serii „Hotel Olimp”.
Książeczka dla młodszych czytelników. Może po przeczytaniu takiej mocno uwspółcześnionej wersji mitów, chętniej sięgną potem po nieobowiązkowego już w szkole Parandowskiego?
(cyt. „Zeus…” Sabina Colloredo)
Anna Curyło