Kiedyś miałam duże problemy, by udać się do sklepu z towarem, który okazał się wadliwy. Z czasem jednak nabrałam większej śmiałości i dziś już rozmowa ze sprzedawcą nie okazuje się zbyt trudna – nie pamiętam, by któryś ze sklepów w ostatnich latach nie uznał mojej reklamacji. Już nabrałam pewności, że oszukać mnie się nie da. A jednak? Jak się okazuje, nie wystarczy być świadomym swoich praw konsumentem. Teoria teorią, praktyka… czasem zaskoczy każdego.
Nie tak dawno planowaliśmy zakup nowego aparatu fotograficznego. Do tej pory sprzęt, ze względu na dużo niższe ceny, najczęściej sprowadzaliśmy ze Stanów Zjednoczonych - po zmianie kursu dolara okazało się to jednak mało opłacalne. Zaczęliśmy więc przeglądać oferty naszych krajowych sklepów. O mały włos, a stracilibyśmy pieniądze…
Sprzedawca wydawał się wiarygodny. Znajomi kupowali już wcześniej w jego internetowym sklepie i cała transakcja przebiegała za każdym razem bez zarzutu. Na forach sklep był chwalony za sprawną obsługę, choć zdarzało się niektórym klientom kilka dni dłużej czekać na zamówiony towar. Cena? Atrakcyjna. Tańszej nigdzie nie znaleźliśmy. Tutaj jednak wrodzony sceptycyzm sprawił, że… zaczęliśmy nabierać podejrzeń. Postanowiliśmy skontaktować się bezpośrednio z właścicielem, by zadać kilka dodatkowych pytań, m.in. odnośnie kraju pochodzenia aparatu oraz możliwości osobistego odebrania sprzętu. Szukaliśmy i szukaliśmy, jednak nie znaleźliśmy pełnych danych adresowych na stronie internetowej. Formularz do składania zamówień był, ale brak podstawowych informacji o sprzedającym sprawił, że ostatecznie zdecydowaliśmy się zapłacić kilkaset złotych więcej w sklepie, gdzie mogliśmy wcześniej sprzęt przetestować, sprawdzić, obejrzeć… i o wszystko się dopytać.
Kilka tygodni później usłyszeliśmy (jak i cała Polska!) o nagłym zamknięciu jednego z popularniejszych sklepów internetowych. Nie wiem, ile osób nie dostało, i prawdopodobnie nigdy już nie dostanie, towaru, za jaki zapłacili. My mieliśmy więcej szczęścia, bo wycofaliśmy się w ostatniej chwili. Zdaję sobie sprawę, że niewiele brakło, a wpłacilibyśmy kilka tysięcy złotych… nie dostając nigdy „naszego” aparatu.
Czy to oznacza, że zraziłam się do sklepów internetowych i przestałam cokolwiek kupować? Nie! Dłużej jednak myślę, zanim kliknę na znaczek koszyczka, czy na pewno dany zakup się opłaca. Nigdy nie kupuję ubrań w sieci, ale wolę coś przymierzyć, dotknąć materiał, upewnić się, że będzie wyglądał dobrze na mnie – nie tylko na zdjęciu. Kilka razy dostałam ze sklepu internetowego książki z pomiętą okładką, stąd jeśli jest taka możliwość, odbieram zamówiony towar osobiście. Poza tym, jeśli obsługa lekceważy moje pytania, szybko zniechęcam się do danego sklepu.
Konsumentami jesteśmy wszyscy, dobrze więc znać swoje podstawowe prawa. Stronę internetową Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów warto odwiedzać, kiedy mamy wątpliwości, czy nie padliśmy ofiarą nieuczciwych sprzedawców. Wtedy, gdy sklep nie chce uznać naszej reklamacji czy gwarancji. Kiedy nie jesteśmy zadowoleni z wycieczki, za którą zapłaciliśmy. Także wtedy, gdy mamy jakieś pytania odnośnie bycia świadomym konsumentem. Na stronie znajdziemy adresy rzeczników konsumentów (jest ich obecnie ok. 370 w całej Polsce) oraz wiele ciekawych artykułów, m.in. wskazówki, „Jak bezpiecznie kupować w sieci?” (www.uokik.gov.pl)
15 marca obchodzimy Światowy Dzień Konsumenta. Datę tę wybrano nieprzypadkowo – właśnie tego dnia, w 1962 roku, amerykański prezydent, John F. Kennedy, w swoim orędziu
sformułował cztery podstawowe prawa konsumentów. Prawo informacji, prawo wyboru, prawo bezpieczeństwa i prawo reprezentacji. Pamiętajmy, że i my, jako konsumenci, mamy swoje prawa. I nie bójmy się ich egzekwować!
Anna Curyło