Stresujący urlop? Tylko we dwoje!

Wiem, że wszyscy zachwalają, jak to przyjemnie i romantycznie wybrać się na wakacyjny wypoczynek tylko we dwoje, ale nie, ja protestuję. Egoistycznie, wolę sama… i po swojemu! Jeśli ktoś nadąży za mną, proszę bardzo. Oczywiście, zapraszam do podróży.
/ 16.07.2009 08:25
Wiem, że wszyscy zachwalają, jak to przyjemnie i romantycznie wybrać się na wakacyjny wypoczynek tylko we dwoje, ale nie, ja protestuję. Egoistycznie, wolę sama… i po swojemu! Jeśli ktoś nadąży za mną, proszę bardzo. Oczywiście, zapraszam do podróży.

Ale narzekania, krytykowania i marudzenia, że nie tak, że wciąż daleko, a słońce zbyt przygrzewa, lub też wręcz odwrotnie, leje jak z cebra, a i tak za mną trzeba nadążać… o nie, takich skarg nie przyjmuję. Ostrzegałam? Mówiłam? Trzeba było siedzieć wygodnie na kanapie i czekać, aż zmęczona wakacyjnymi wojażami wrócę stęskniona na rodziny łono, wgram zdjęcia i opowiem (nieco koloryzując wydarzenia, ale co tam!, musi być ciekawiej) jak to było gdzieś na zapomnianych już przez Boga szlakach.

Stresujący urlop? Tylko we dwoje!

To nie tak, że MNIE stresuje sama myśl o wypoczywaniu we dwoje. Towarzystwo lubię, i owszem… tylko że dobrze wiem, iż podróżowanie ze mną przyprawia mojego mężczyznę o kolejne siwe włosy. Cóż, temperatura w sypialni niebezpiecznie się podnosi już kilka tygodni przed urlopem, gdy zadaję, w moim odczuciu, niewinne pytanie: „To gdzie Skarbie w tym roku jedziemy na wakacje?”. Nie daj Bóg, bym usłyszała, że po zeszłorocznych górskich eskapadach w tym roku moje kochanie umyśliło sobie, iż spędzimy dwa tygodnie gdzieś na Mazurach, wsłuchując się w grające świerszcze i szepcząc sobie do ucha czułe słówka. O nie, lato z komarami? Kiedy ja już siebie (nas? - niech będzie w ostateczności!) widziałam w wielkim mieście… w świecie wąskich uliczek, smakowitych potraw i męskich oczu, wpatrzonych w mój opalony dekolt. Woda ciepła, w kranie, jak najbardziej mile widziana, ale już nóg wcale nie myślę całymi dniami moczyć. Co to, to nie!

I tu zaczyna się stan zawieszenia, przypominający nieco przygotowanie wrogich armii do ostatecznego starcia. Kto pójdzie pierwszy na kompromis? To było jedynie pytanie retoryczne, bo w końcu która kobieta, dąsając się i kręcąc noskiem, w końcu nie przekona ukochanego, że wakacje według JEJ pomysłu to najwspanialszy pomysł na wspólne wakacje? Argument koronny? „No wiesz, kochanie, zawsze może pojechać sobie z kumplami nad te twoje jeziora, ja pojadę na podbój wielkiego świata… i przynajmniej odpoczniemy od siebie, skoro ty już ze mną nie chcesz spędzić nawet tych dwóch tygodni w roku”. Tu pojawia się nieodłączny płacz, który nieco nadaje dramatyzmu sytuacji, i chwilę później można pakować walizki, by jechać na „wspólnie” zaplanowany, wymarzony wypoczynek. Oj, będzie się działo - w końcu słońce, i my. Tylko my… aż do znudzenia!

Tak, tylko że zanim się zapakujemy i ruszymy w świat, znów dochodzi do spięcia. Bo po co? Czemu aż tyle? A nie dałoby się jednej walizki zamiast trzech? Nie no, gdybym sama jechała, to wówczas zrezygnowałabym z trzech tuszów, kilku żeli pod prysznic, iluś tam par klapek i okularów przeciwsłonecznych, ale skoro już jedziemy razem, sama nie będę musiała wszystkiego nosić, do tego jest samochód, to co mi szkodzi pomyśleć o wszystkim? Zresztą, w gazecie pani pisała, by koniecznie wziąć dwadzieścia podstawowych lekarstw, tak na wszelki wypadek, a że to mądre czasopismo ze „zdrowiem” w nazwie, to z pewnością autorka wiedziała, o czym pisze. I tak to, zanim wyruszymy, mój mężczyzna znów się stresuje, iż nie unikniemy korków na drodze, ale przez to moje pakowanie zeszło nam dwie godziny więcej, i jeszcze dwa razy musieliśmy się wracać, bo czegoś tam zapomniałam ważnego.

W końcu jednak… jedziemy na wspólny urlop! Droga mija nam na ciągłych kłótniach, bo przecież to moja wina, że na mapie małe literki a ja nie nadążam z czytaniem nazw miejscowości, i kilka razy gubimy drogę. Ale już widać w oddali nasz hotelik. Co, miejsc wolnych nie ma? „Nie zrobiłeś rezerwacji?” – dziwię się, bo jak można zapomnieć o czymś tak oczywistym? „Przecież ty miałaś się tym zająć” – złości się mój ukochany.

No tak. Gdybym jechała sama, z pewnością myślałabym o wszystkim. Skąd jednak mogłam wiedzieć, że wspólne wakacje oznaczają, że i tak wszystko będzie na mojej głowie? Zaczynam się stresować i ja…

Anna Curyło

Redakcja poleca

REKLAMA