Wypadek francuskiego airbusa oraz ciągłe publikacje prasy na temat awarii w różnych samolotach spowodowały, że wiele osób zaczęło się obawiać o swoje bezpieczeństwo podczas lotu. Katastrofy lotnicze się zdarzają, owszem. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę ilość wypadków na drogach, latanie z miejsca przestaje być takie straszne. Czego się bowiem boimy najbardziej? Nieznanego. Wielkiego lotniska, na którym można się łatwo zgubić. Kłopotów z komunikacją w obcym kraju, jeśli zaistnieje nieprzewidziana sytuacja. Turbulencji, o których różne „straszne” historie znajdziemy bez problemu w sieci. Oraz problemów technicznych, jakie kilka razy w roku doprowadzają do nieszczęśliwego lotniczego wypadku. Co ciekawe, wsiadając do autobusu czy pociągu wcale nie mamy przed oczami tak katastroficznych wizji. Te środki transportu znamy przecież od lat - wypadków zaś na co dzień jest tyle, że uodporniliśmy się na prasowe doniesienia.
Na co jednak trzeba zwrócić uwagę? O ile samoloty LOTu nigdy mnie niczym nie zaskoczyły, tak już spotkanie z tanimi liniami lotniczymi nauczyło jednego – płacąc niewiele, nie ma co oczekiwać zbyt wiele. Czy jadąc do studenckiego schroniska spodziewam się standardu pięciogwiazdkowego hotelu? Gdzie tam! A jednak linie lotnicze nie zawsze uczciwie informują o istotnych, z punktu widzenia pasażerów, „drobiazgach” (które okazać się mogą kosztowne dla naszej kieszeni). Nauczyłam się jednego – czytać, czytać i jeszcze raz czytać każdego maila, którego dostaniemy od biura obsługi. Unikniemy niepotrzebnego stresu oraz niemiłych niespodzianek już na lotnisku.
Gdzie czyhają na podróżnych różne „kruczki prawne”? W przypadku tanich linii lotniczych, z jakich miałam przyjemność (niekiedy wątpliwą, przyznaję!) korzystać, niedopilnowanie czegoś oznacza… dopłatę do ceny biletu. Problem w tym, że maile często wyglądają jak zwykła reklama – gdzieś na końcu bardzo długiego listu jest informacja skierowana do nas. Kto nie doczyta wszystkiego, zostanie poinformowany, już na lotnisku, że musi pokryć tzw. dodatkowe koszty. One zaś mogą być kilkakrotnie większe od ceny biletu z wszystkimi opłatami lotniczymi.
O czym dobrze pamiętać? Każda linia lotnicza ma swoje wewnętrzne przepisy odnośnie limitu bagażu. Lecąc niedawno tanimi liniami, mogłam wziąć z sobą jedynie jedną sztukę bagażu podręcznego – niewielka torebka czy futerał z aparatem, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, traktowane była już jako kolejne sztuki bagażu. Czy można zabrać do samolotu statyw, nie udało mi się dowiedzieć. Odpowiedź: „raczej tak, ale do końca pewni nie jesteśmy” wydała mi się mało przekonywująca, by ryzykować utratę drogiego sprzętu. Wcześniej przeczytałam dokładnie, czego nie mogę wnieść na pokład samolotu, jakie wymiary i wagę może mieć mój bagaż, więc przynajmniej uniknęłam, w przeciwieństwie do wielu podróżnych, przepakowywania na lotnisku. W przypadku tanich linii naprawdę dokładnie obsługa ogląda (i waży!) bagaże, więc większej, niż dozwolona, walizki, nikt do samolotu nie wniesie.
Jeśli kupujemy bilet przez Internet, mamy często możliwość tzw. odprawy on-line. Polega to na tym, że nie stoimy już w kolejce na lotnisku, a przechodzimy od razu z bagażem i wydrukowanym biletem do kontroli. Problemów nie ma, jedynie czasem, przed płaceniem, może się okazać, że dodatkowe opłaty są… za użycie niektórych kart płatniczych. Cena? Przy biletach, jakie niedawno kupowałam, było to aż 60 zł. Gorzej, gdy kupując bilet, zadeklarujemy odprawę w sieci, a nie doczytamy maila od linii lotniczych potwierdzającego rezerwację. Tak więc czytać, nawet jak wiele razy lataliśmy, trzeba wszystko!
O czym sama zawsze zapominam? Kupić bilet w Internecie, nie problem. Stawić się we właściwym czasie na lotnisku z bagażem o odpowiednich wymiarach i wszystkimi dokumentami, również. Ale nigdy nie myślę wcześniej, by sprawdzić… gdzie jest lotnisko, na którym wyląduję!
No tak, te lotniska nie są przecież w centrum miasta. Zawsze jakoś trzeba się dostać do naszego hotelu… a tutaj może się okazać, że czeka nas daleka, i wcale nie taka tania, podróż.
Miłego lotu!
Anna Curyło