1
z
5
fot. Panthermedia
Podróż po miłość
Celem naszej wycieczki jest Palaiokastritsa, jedna z najbardziej urokliwych miejscowości wyspy. Błękitną zatokę, otoczoną imponującymi klifami, można podziwiać w czasie wycieczki łódką albo spojrzeć na nią z wysokości. Na przykład z murów XVIII-wiecznego klasztoru Moni Theotokou. Samotna skała wyrastająca z wód zatoki to według lokalnych opowieści statek Odyseusza, który zatrzymał się na wyspie, ale za bardzo zwlekał z odpłynięciem. Według innej wersji to okręt piratów, którzy przypłynęli rabować, jednak dobry Bóg wysłuchał próśb przerażonych mieszkańców i zamienił piratów w kamień.2
z
5
fot. Panthermedia
Upał sprawia, że zaczyna mi się marzyć kąpiel w morzu. Wprawdzie na wyspie mającej ponad 200 kilometrów linii brzegowej plaż nie brakuje, ale Alexios przekonuje, że jak już się kąpać, to nie byle gdzie, tylko w miejscu na Korfu wyjątkowym. W taki oto sposób trafiam na północ wyspy, nad Kanał Miłości. Trochę jestem zdezorientowana, bo według tabliczek kanały są dwa, a właściciele hoteli i knajpek zlokalizowanych przy każdym z nich twierdzą, że to właśnie "ich" jest prawdziwy. Właściwy wybór jest o tyle istotny, że przepłynięcie między malowniczymi piaskowymi klifami ma zapewnić szczęście w miłości. W tej sytuacji profilaktycznie kąpię się... w obydwu. Koło mnie płynie grecka para – wierzą, że pozostaną nierozłączni. Może coś w tym jest, skoro Grecja ma najniższy wskaźnik rozwodów w całej Unii Europejskiej.
3
z
5
fot. Panthermedia
Korfu czy Kerkyra
Przy obiedzie złożonym z, a jakże, sałatki horiatiki, przez Polaków określanej jako "grecka", Alexios tłumaczy nazwę wyspy. Dla turystów to Korfu (od korifai – wzgórza). Miejscowi jednak wolą mówić Kerkyra i ta nazwa figuruje na lokalnych mapach. To imię córki boga rzek, przepięknej nimfy, którą zakochany Posejdon sprowadził na wyspę nazywaną od tej pory jej imieniem. Inna sprawa, że jest też teoria odnosząca nazwę do słowa kerkuros, czyli gatunku ryby, a zarazem rodzaju okrętu. Miło posiedzieć w zacienionej tawernie, ale mamy kolejny cel: zdobycie najwyższej na wyspie góry. Chodzi o mający 906 metrów szczyt Pantokrator (inaczej: Wszechwładca). "Zdobycie" nie oznacza w tym przypadku wyczerpującej wspinaczki – wjeżdżamy samochodem, choć droga jest kręta i, ze względu na przepaście, dość emocjonująca. Poziom adrenaliny podnosi fantazja i temperament Alexiosa, którego nie hamują nawet ustawione tu i ówdzie kapliczki. Wysiadam mokra, i to bynajmniej nie od upału, nic więc dziwnego, że pierwsze kroki kieruję do niewielkiego XVII-wiecznego monastyru, gdzie stawiam świeczkę, dziękując, że jeszcze mogę to zrobić. Kiedy wychodzę, mój grecki kolega woła mnie, pokazując niedaleki ląd. Widać Albanię. W najwęższym miejscu cieśniny jest do niej tylko półtora kilometra, to dlatego w ciche poranki budzą nas... albańskie koguty.4
z
5
fot. Panthermedia
Jak na Rivoli
Pytam Alexiosa o podwieszony pod lusterkiem ceramiczny czosnek. "To na szczęście. Na drzwiach do domu też taki mam", śmieje się. Okazuje się, że mieszkańcy wyspy są dość zabobonni. Niby śmieją się z przesądu o złym uroku rzucanym przez ludzi o jasnych oczach, ale niebieskie szklane oczka odbijające złe spojrzenia na wszelki wypadek ze sobą noszą. Albo zwyczaj wchodzenia do kościoła lub czyjegoś domu prawą nogą... Podobno jest symbolem dobrych intencji. Przywiązanie do tradycji widać też w imionach. Pośród męskiej części populacji Korfu najwięcej jest Spirydionów. To imię patrona Korfu, którego relikwie spoczywają w srebrnym sarkofagu w kościele Ágios Spiridon na starówce miasta Korfu. Świętemu przypisuje się uwolnienie mieszkańców od dżumy (w XVII wieku), uchronienie od ataku Turków (w XVIII), a nawet od bombardowań w czasie ostatniej wojny. Ciemne, ozdobione ikonostasem wnętrze świątyni poświęconej Spirydionowi daje poczucie, że jesteśmy w Grecji. Ale już na przykład dzwonnica kojarzy się z Wenecją, zaś elegancka promenada zwana Liston to kopia paryskiej Rue de Rivoli. Nazwa Liston nawiązuje do czasów, kiedy utworzono specjalną listę z arystokratycznymi nazwiskami osób uprawnionymi do przebywania w tym eleganckim miejscu. Dziś może przyjechać każdy, choć serwowana tutaj kawa należy do najdroższych w mieście.5
z
5
fot. Panthermedia
Za powrót
Korfu to też okoliczne wysepki, wśród nich najbardziej znana Mysia Wyspa (Pontikonisi). Skojarzenie z myszą nasuwa ukryty w kępie drzew klasztor z długimi schodami wyglądającymi jak ogon. Warto też zobaczyć Wlacherne – wysepkę, na którą można dojść 25-metrową groblą. Stoi mała, śnieżnobiała cerkiewka (Korfu ma około 800 świątyń), która sprawia, że jest to jedno z najbardziej romantycznych miejsc, pokazywanych często na pocztówkach i w folderach.Samo miasto Korfu najciekawsze jest po południowej sjeście. Wycieczki wracają wtedy do swoich hoteli, wczasowicze szykuje się na dyskotekowe szaleństwa. To pora, kiedy Korfu zmienia swoje oblicze. Ubrane na czarno kobiety zdejmują wiszące między oknami pranie, na wystawionych przed kamienicami krzesełkach zasiadają panowie obracający w palcach paciorki tak zwanego komboloi (coś w rodzaju uspokajającego niby-różańca). Leniwie przeciągające się koty kibicują dzieciakom, które wreszcie mogą pograć w piłkę, bo wąskie uliczki starówki nie są już zatarasowane przez tłum. To również pora, kiedy piwo imbirowe smakuje najlepiej, a wypite w towarzystwie miejscowych sprawia, że to akurat ten napój pozostanie mi w pamięci jako symbol greckiego Korfu. "Yamas!", stuka się ze mną Alexios. Na zdrowie. Za powrót na wyspę! Wystarczy, że skorzystasz z bogatej oferty last minute