Serce miasta i mekka turystów to Grand Place – wspaniały choć niewielki rynek z monumentalnym ratuszem – absolutnym majstersztykiem stylu Art Nouveau. Zresztą wszystkie szlachetne zabytkowe kamienice wokół placu, mieszczące na parterze kawiarnie, czekolatiernie i restauracje z ogródkami (w których ceny są odpowiednio szlachetne) zachwycają detalami architektonicznymi: witrażami, pięknie zdobionymi oknami, złotymi figurkami, wykuszami, balkonami i jawnym przepychem. To tu odbywają się główne uroczystości z udziałem rodziny królewskiej, tu latem organizowane są koncerty, pokazy tańca, musztry wojskowe.
W którąkolwiek stronę się nie udamy, z Grand Place trafimy do świata rozkoszy podniebienia. Piwiarnie, knajpki, restauracyjki – wszystkie kuszą wielojęzycznymi menu i feerią kolorów. Wszędzie wyłożone są owoce morza, piękne warzywa, kwiaty, dostojne butle złocistych trunków. Myliłby się ten, kto spodziewałby się tutaj rubieży portfela - za całkiem rozsądną cenę można zjeść trzydaniowe menu z krewetkami na przystawkę, mulami jako danie główne i lodowym deserem. Oczywiście dla bardziej oszczędnych przyjaźniejsze będą miejsca oddalone od centrum, gdzie kwitną etniczne specjały: tureckie pizzerie, greckie snack-bary, chińszczyzna czy małe typowo belgijskie bistra.
I choć nie byłbyś miłośnikiem dań tuczących i generalnie niezdrowych, w Brukseli nie wypada po prostu przez ten jeden weekend nie oprzeć się pokusie gofrów, frytek (jedzonych do wszystkiego i z majonezem), czekoladowych trufli, muli zapiekanych w maśle i piwa. Zwłaszcza to ostatnie ucieszy i zdeklarowanych miłosników złocistego napoju, i tych nieprzekonanych, i nawet całkowicie niechętnych browarskim produktom (patrz autorka). Wedle zasady dla każdego coś miłego, znajdziecie w lokalnych piwiarniach najbardziej szlachetne i bardzo ekscentryczne gatunki. Wśród kobiet prawdziwą furorę robi kriek, czyli pyszne pieniste piwo wiśniowe o rubinowej barwie. Warto wiedzieć, że każdy rodzaj piwa ma tu swoją specjalną charakterystyczną szklankę i bycie barmanem w lokalu z setkami marek (pub „Delirium” chwali się nawet światowym rekordem ponad 2000 różnych gatunków piwa) nie jest rzeczą prostą.
I choć zalecane trzy dni miną szybko w uroczych gęstych uliczkach centrum, obdarzonych barwnymi nazwami „rynku kurczaków”, „rynku serów” czy „ulicy rzeźników”, warto zapuścić się metrem (linie 1a, 1b) w kierunku eurokratycznych siedzib. Imponujący jest budynek Parlamentu Europejskiego schowany za starym dworcem, postrach budzić może siedziba Komisji Europejskiej, kontrowersyjne bywają budynki poszczególnych Dyrekcji czy międzynarodowych instytucji, których tu więcej niż w Zakopanem prawdziwych górali.
Poruszanie się po mieście jest łatwe i przyjemne, dojazd z lotniska dogodny, zaś Bruksela stanowi dobrą bazę wypadową do odwiedzenia innych zakątków Falmandii i Walonii. Komu starczy czasu, niech uda się do Leuven, Ypres, Brugii czy Liege.
Agata Chabierska