Jeden weekend w Brukseli

Tak naprawdę nie potrzeba więcej. W wielu poradnikach i komentarzach przeczytacie nawet, że Bruksela to jedna wielkie biurokratyczne podwórko – bez stylu, bez atmosfery, bez atrakcji wartych zobaczenia. Ale jeśli kochacie piwo i czekoladę, jeśli urzekają was małe brukowane tętniące kolorowym życiem uliczki, jeśli lubicie zadzierać głowy podziwiając piękne budowle, to stolica Belgii jest warta, jeśli nie mszy, to chociaż jednego weekendu.
/ 07.12.2007 08:30
Tak naprawdę nie potrzeba więcej. W wielu poradnikach i komentarzach przeczytacie nawet, że Bruksela to jedna wielkie biurokratyczne podwórko – bez stylu, bez atmosfery, bez atrakcji wartych zobaczenia. Ale jeśli kochacie piwo i czekoladę, jeśli urzekają was małe brukowane tętniące kolorowym życiem uliczki, jeśli lubicie zadzierać głowy podziwiając piękne budowle, to stolica Belgii jest warta, jeśli nie mszy, to chociaż jednego weekendu.

Serce miasta i mekka turystów to Grand Place – wspaniały choć niewielki rynek z monumentalnym ratuszem – absolutnym majstersztykiem stylu Art Nouveau. Zresztą wszystkie szlachetne zabytkowe kamienice wokół placu, mieszczące na parterze kawiarnie, czekolatiernie i restauracje z ogródkami (w których ceny są odpowiednio szlachetne) zachwycają detalami architektonicznymi: witrażami, pięknie zdobionymi oknami, złotymi figurkami, wykuszami, balkonami i jawnym przepychem. To tu odbywają się główne uroczystości z udziałem rodziny królewskiej, tu latem organizowane są koncerty, pokazy tańca, musztry wojskowe.

W którąkolwiek stronę się nie udamy, z Grand Place trafimy do świata rozkoszy podniebienia. Piwiarnie, knajpki, restauracyjki – wszystkie kuszą wielojęzycznymi menu i feerią kolorów. Wszędzie wyłożone są owoce morza, piękne warzywa, kwiaty, dostojne butle złocistych trunków. Myliłby się ten, kto spodziewałby się tutaj rubieży portfela - za całkiem rozsądną cenę można zjeść trzydaniowe menu z krewetkami na przystawkę, mulami jako danie główne i lodowym deserem. Oczywiście dla bardziej oszczędnych przyjaźniejsze będą miejsca oddalone od centrum, gdzie kwitną etniczne specjały: tureckie pizzerie, greckie snack-bary, chińszczyzna czy małe typowo belgijskie bistra.

I choć nie byłbyś miłośnikiem dań tuczących i generalnie niezdrowych, w Brukseli nie wypada po prostu przez ten jeden weekend nie oprzeć się pokusie gofrów, frytek (jedzonych do wszystkiego i z majonezem), czekoladowych trufli, muli zapiekanych w maśle i piwa. Zwłaszcza to ostatnie ucieszy i zdeklarowanych miłosników złocistego napoju, i tych nieprzekonanych, i nawet całkowicie niechętnych browarskim produktom (patrz autorka). Wedle zasady dla każdego coś miłego, znajdziecie w lokalnych piwiarniach najbardziej szlachetne i bardzo ekscentryczne gatunki. Wśród kobiet prawdziwą furorę robi kriek, czyli pyszne pieniste piwo wiśniowe o rubinowej barwie. Warto wiedzieć, że każdy rodzaj piwa ma tu swoją specjalną charakterystyczną szklankę i bycie barmanem w lokalu z setkami marek (pub „Delirium” chwali się nawet światowym rekordem ponad 2000 różnych gatunków piwa) nie jest rzeczą prostą.

Spośród pocztówkowych atrakcji poza Grand Place warto wybrać się do Bazyliki Świętego Serca oraz Katedry Św. Michała. Laicy pewnie zainteresują słynnym siusiającym chłopcem (Manneken Pis), który jak na ten rozgłos jest figurką skromną i niewiele wnoszącą do artystycznej dyskusji nad fizjonomią człowieka. Więcej żywych reakcji wzbudza już jego damska odpowiedniczka, załatwiająca się bezwstydnie zaraz naprzeciwko wspomnianego pubu z dwoma tysiącami piw. No cóż, to działanie jęczmiennego trunku chyba każdy dobrze zna.

I choć zalecane trzy dni miną szybko w uroczych gęstych uliczkach centrum, obdarzonych barwnymi nazwami „rynku kurczaków”, „rynku serów” czy „ulicy rzeźników”, warto zapuścić się metrem (linie 1a, 1b) w kierunku eurokratycznych siedzib. Imponujący jest budynek Parlamentu Europejskiego schowany za starym dworcem, postrach budzić może siedziba Komisji Europejskiej, kontrowersyjne bywają budynki poszczególnych Dyrekcji czy międzynarodowych instytucji, których tu więcej niż w Zakopanem prawdziwych górali.

Poruszanie się po mieście jest łatwe i przyjemne, dojazd z lotniska dogodny, zaś Bruksela stanowi dobrą bazę wypadową do odwiedzenia innych zakątków Falmandii i Walonii. Komu starczy czasu, niech uda się do Leuven, Ypres, Brugii czy Liege.

Agata Chabierska

Redakcja poleca

REKLAMA