Jak nam się uda dotrzeć do Birmingham, położonego zaledwie dwie godziny drogi od stolicy, w takich warunkach atmosferycznych? Trudno, bilety już kupiliśmy, urlop zaplanowaliśmy - doszliśmy więc do wniosku, że ani opóźnienia samolotów, ani pogoda nie zmienią naszych planów. Co najwyżej, zamiast zwiedzać Anglię, zaszyjemy się w jakimś typowo brytyjskim pubie i spędzimy tydzień sącząc nieśpiesznie irlandzkiego (!) Guinnessa. Zawsze to jakaś zmiana klimatu oraz otoczenia, a wiadomo nie od dziś, że przybysz z zewnątrz łapczywie chłonie nowe smaki, zapachy czy dźwięki. I zachwyca się tym, co na co dzień budzi niekiedy jego rozdrażnienie lub irytację.
O czym wkrótce się przekonaliśmy, różnych lokalnych „dziwactw” można napotkać na Wyspach co niemiara. Patrząc na Anglię okiem turysty, odnosi się wrażenie, że choć to kultura europejska, to odmienna od naszej. Polaków wiele rzeczy z początku zaskakuje. Ruch lewostronny, który powoduje pewien chaos przy przechodzeniu przez ulice. Kurki – osobno jeden z ciepłą, drugi z zimną wodą. Inne natężenie prądu w gniazdkach. Życie codzienne, jakie można obserwować z ulicy, bo mało kto wieczorami zaciąga zasłony w oknach. Nazewnictwo niektórych produktów, które, wydawałoby się, jest międzynarodowe (ktoś poznaje: Vauxhall? Elvive?). Angielskie frytki, co pozbawione są „ziemniaczanego” smaku i podawane… z rybą bez smaku! Można by wymieniać i wymieniać bez końca. Mnie samą zaciekawił jeden przystanek, gdzie pasażerowie siedzą… tyłem do ulicy! Czy brytyjskie autobusy są tak punktualne, że człowiek zawsze wie, kiedy powinien wstać z ławeczki? Tego Polacy nie byli mi w stanie wyjaśnić. Pewnego dnia z niemałym rozbawieniem przeczytałam też tabliczkę, wywieszoną na jednym z kortów tenisowych. Brzmiała ona mniej więcej tak: „Z tej racji, że jeden z obywateli notorycznie nie sprząta po swoim psie, zabrania się wchodzić na obiekt sportowy ze zwierzętami”. Anglicy psy uwielbiają, spanieli i chartów można spotkać (praktycznie wszędzie!) wiele, więc ktoś mocno musiał podpaść właścicielom kortu, że wprowadzili ogólny zakaz. A że takich osobliwości znajdziemy naprawdę dużo, zwiedzanie Wielkiej Brytanii nigdy nie jest nudne.
Worcester (czyt. łuste:). Miasteczko w hrabstwie Worcestershire, liczące sobie ok. 93 tys. mieszkańców, stało się głównym celem naszej wycieczki. Tutaj, ze względu na duże skupisko Polaków oraz darmową gościnę, spędziliśmy tydzień, starając się w niedługim czasie jak najwięcej zobaczyć, zwiedzić, poznać. Kilka dni wystarczyło, byśmy nieco uchwycili klimat brytyjskiego miasteczka - nasz pobyt był jednak za krótki, żebyśmy wyruszyli w dalszą wędrówkę po Anglii. Zerkając na mapę, ograniczyliśmy się do najbliżej położonych atrakcji.
W okolicach Worcester i samym mieście nie ma zbyt wielu muzeów, zamków czy pałaców, jednak ciekawych miejsc nie brakuje. Budząc się z rana wsiadaliśmy w autobus lub pociąg, i jechaliśmy przed siebie. Czasem mieliśmy w planie odwiedzić jakiś znany zabytek, innym znów razem szukaliśmy mniej popularnych miejsc, które wydały nam się interesujące po przeczytaniu gdzieś krótkiego opisu. Po tygodniu, rozmawiając ze znajomymi, odnieśliśmy wrażenie, że w kilka dni naszego pobytu zwiedziliśmy więcej, jak wielu Polaków podczas swojego rocznego pobytu w Anglii. Dlaczego? Kiedy się gdzieś przyjeżdża na chwilę, człowiek stara się wykorzystać każdą minutę – gdy ktoś gdzieś przeprowadza się na dłużej, wydaje mu się, że jeszcze będzie miał czas, by zwiedzić dany rejon. Zresztą, nie każdy lubić przemieszczać się z miejsca w miejsce, a wielu osobom wygodniej jest ciągle podążać tymi samymi ścieżkami.
Zachęcać jednak będę, by Anglię któregoś dnia bliżej poznać. Wielka Brytania to ciekawy kraj - Worcester i jego okolice to interesujący region. Przeglądając niedawno zdjęcia, wybrałam pięć miejsc, które, z jakiś powodów, najbardziej zapadły mi w pamięci. Już za tydzień zaproszę Czytelników na wędrówkę po przepięknej katedrze, która była świadkiem wielu ważnych historycznie wydarzeń…
tekst i zdj. Anna Curyło