Jest złośliwa i dużo gada! Gdybyśmy się nie znały od młodych lat, na pewno bym się z nią nie kolegowała! Po co komu taki oset? Może dlatego, że jest samotna, tyle w niej złych emocji? Każdemu przypnie łatkę, oplotkuje i dogryzie. Na przykład spotykamy się na ulicy, a ona zaczyna na cały głos:
– Ale się upasłaś! Trzecia broda ci już wisi! Chcesz, dam ci dobre zioła na przemianę materii… Jeszcze parę kilo i będziesz jak szafa!
Kiedy czuje, że przesadziła, natychmiast spuszcza z tonu:
– Z drugiej strony może i dobrze, bo przynajmniej nie masz zmarszczek. Wygładziły się, młodo wyglądasz. A widziałaś ostatnio Teresę? Przy tobie to suszona śliwka! I kurtkę masz świetną, gdzie kupiłaś?
Taka z niej manipulantka!
Kiedy jej numer wyświetla się na telefonie, nie od razu odbieram. Czekam, by się rozłączyła, ale ona jest uparta; dzwoni i dzwoni… Wreszcie mówię „halo” i się zaczyna.
– Śpisz? A może nie masz ochoty ze mną gadać? – dopytuje.
Jestem raczej tchórzem, więc zaprzeczam… Po co się narażać?
Nie odbierała moich telefonów
Ale ostatnio przestała się tak do mnie dobijać. Nigdzie jej nie spotkałam, nie latała po sklepach, nie było jej na imieninach u Ewki.
– Wiecie, co się dzieje z Tolą? – spytałam, ale nikt za nią nie tęsknił i nie wiedział, gdzie się podziewa.
Postanowiłam więc sama sprawdzić, czemu tak nagle zniknęła. Nie odbierała komórki, więc wieczorem do niej poszłam. W małym pokoju paliła się lampka, znak, że jest w domu. Dzwoniłam, pukałam… nie otwierała.
„Trudno – pomyślałam. – Najwyżej jutro przyjdę znowu”.
Następnego dnia było tak samo, więc zaczęłam pytać sąsiadów, czy widywali ją w ostatnich dniach. Nie widywali… Zmartwiłam się. Dzwonek był wyłączony, pukałam i waliłam, aż wreszcie powiedziałam bardzo głośno:
– Jeśli natychmiast nie otworzysz, idę na policję. Wyważymy drzwi, bo najwyraźniej coś ci się stało!
Wtedy usłyszałam szuranie pantofli i jej słaby głos:
– Otwieram, nie wariuj…
Przestraszyłam się na jej widok! Twarz miała całą czerwoną i spuchniętą od płaczu. Ubrana była byle jak, rozczochrana, zachrypnięta.
– Co ci się stało?! – zawołałam. – Jesteś chora? Czemu nie powiedziałaś? Trzeba było dać znać, przyleciałabym z jakimś rosołem albo kompotem. Co za cyrki robisz?
– Właź – powiedziała i nie odwracając się, poszła w głąb mieszkania. – Po co mi twój rosół? Mnie już niczego nie potrzeba!
W pokoju zaskoczył mnie okropny bałagan i zaduch. U Toli zawsze przecież było jak w pachnącym pudełeczku. Ona sama, to znana pedantka, więc naprawdę widok porozrzucanych ciuchów, brudnych szklanek i rozgrzebanej pościeli świadczył o jakimś trzęsieniu ziemi.
– Co się dzieje? – spytałam.
– Odebrałam wynik mammografii – powiedziała bez wstępów. – Zrobiłam później USG. Pobrali mi wycinek na badanie histopatologiczne. Przyszedł wynik. Jestem chora. To rak!
Zajmę się nią, bo tak trzeba
Faktycznie, jakiś czas temu był u nas mammobus. Mój wynik był w porządku. Do głowy mi nie przyszło, że Tola ma taki problem.
– To chyba dobrze, że znasz prawdę. Możesz zacząć się leczyć. Natychmiast, nie ma na co czekać!
– Nie. Po prostu poczekam na śmierć – wyszeptała. – Mnie już nic nie pomoże... Nie ma nadziei.
Zrozumiałam, że trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Ona, zawsze taka twarda, nieustępliwa, pewna siebie, w ciągu kilku dni zmieniła się w przerażoną myszkę. Uciekła do norki, zakopała wejście i w takim grobowcu torturowała się myślami o umieraniu. Szlag mnie trafił!
– Taka mądra baba, a taki głupol! – powiedziałam zła jak osa. – Naprawdę nie chcesz już żyć?
– Po co? Komu jestem potrzebna? Nikt mnie nie lubi, wszyscy przede mną uciekają… Nie zależy mi!
Płakała, aż się serce człowiekowi kroiło z żalu. Taka była biedna i zrozpaczona, taka samotna w tym zmartwieniu. Sama musiałam wziąć się w garść, żeby się nie rozkleić.
– Ja przyszłam. Raz, drugi, trzeci… Ile masz ode mnie nieodebranych połączeń? Czemu gadasz takie idiotyzmy? Jestem z tobą, nie mam zamiaru uciekać, wręcz przeciwnie; wezmę cię za te loczki i zaciągnę do doktora, czy tego chcesz, czy nie. Chociaż faktycznie jesteś zołzowata i nieraz mi zalazłaś za skórę.
– Naprawdę mnie nie zostawisz? – spytała. – Właściwie nawet się nie przyjaźniłyśmy, więc czemu?
– Temu, że tak trzeba. Ty byś mnie zostawiła? – spytałam.
– Nie wiem. Po prostu myślałam, że mnie nie lubisz…
Znowu zaczęła ryczeć. Pomyślałam, że muszę mieć siłę, żeby się nią zająć, bo jest w dole. Poproszę Elkę i Zośkę, we trzy damy radę.
– Będzie dobrze – powiedziałam. – Nie jesteś sama! Może coś zjesz?
Nareszcie się uśmiechnęła.
– Coś wspominałaś o rosołku…
– Pewnie. Zaraz ci przyniosę. Wyszedł mi, jak nigdy!
Czytaj także: