„Sto butelek na mojej ścianie… / gdy jedna spadnie… / dziewięćdziesiąt dziewięć zostanie”. Potem spadała druga i tak dalej, aż do ostatniej. Jak liczenie baranów. Ale jeśli się jest ubogą kubańską grubaską, dzieckiem ulicy, a za najlepszą przyjaciółkę ma się szurniętą pisarkę lesbijkę? Dołóżmy do tego faceta, który uwielbia bić, a smak krwi w ustach jest warunkiem jego spełnienia seksualnego? W takiej sytuacji może rzeczywiście warto mieć w zanadrzu jakąś głupawą mruczankę, mantrę-zapominajkę.
No i jak wytłumaczyć przyjaciółce, że Zeta to po prostu lubi? Że pewnego dnia w parku zobaczyła mężczyznę obszarpanego i wciągnęła głęboko jego zapach, i stanowczo zażądała współżycia? Tak, bohaterka Porteli jest raczej nietuzinkowa. Ale w jakiej się obraca scenerii! Ekranizacja powieści z pewnością oscylowałaby pomiędzy Almodóvarem i Kusturicą. Tutaj heteroseksualiści kochają się głównie w gejach i lesbijkach, a jeśli w książce pojawia się związek – uwaga, będzie ostro, spicey, toksycznie. W toaletach niezobowiązująco wciąga się kokainę, rum mnoży się jak herbatka, marihuana jest popularna jak papierosek. Brzmi diabelsko? Ależ to pozór, skorupka. Zeta jest osobą uczciwą i religijną (!), Linda – oddaną przyjaciółką, ojciec bohaterki – nieszkodliwym hipisem. Pod pozorem demonizmu, władczości kryją się wrażliwość, lęk, kompleksy. W czarujący sposób Portela sprawia, że wszystkie te słabości jawią się jako niezwykle ludzkie i my staramy się usprawiedliwiać tych nierozsądnych bohaterów, razem z nimi ciesząc się i płacząc. Zupełnie szczerze.
Agnieszka Wolny-Hamkało/ Przekrój
Ena Lucia Portela „Sto butelek na ścianie”, przeł. Marzena Chrobak, W.A.B., Warszawa 2005