Starcie między tymi dwiema postaciami obserwuje chłopiec, narrator tej historii. Wszystko to może nam przypomnieć tematy Andrzejewskiego czy opowiadań Iwaszkiewicza. Jednak im głębiej zanurzamy się w ten świat, im więcej nadprzyrodzonych zjawisk, tym bardziej się okazuje, że tutaj nastrój i aura są celem samym w sobie i dekoracją dla kryminalnej zagadki (zabójstwo pełnomocnika), w której maczają palce rzesze duchów. Nie ma żadnego konfliktu moralnego ani ciężaru czynów. Za to wchodzimy w świat ciemnej i potężnej wyobraźni dziecięcej.
Nazwisko Małgorzaty Saramonowicz w połowie lat 90. stało się głośne. Połączyło się bowiem z pierwszą w nowej Polsce agresywną kampanią promocyjną. Jej debiut, „Siostrę”, „Gazeta Wyborcza” ogłosiła wydarzeniem literackim, a potem krytyka nie zostawiła na nim suchej nitki, zarzucając tanią sensację i grafomanię. Kolejna powieść – „Lustra” – nie wzbudziła już takich emocji. Na rynku pojawiało się coraz więcej literatury popularnej, a jej promocja nie zwracała już takiej uwagi. Jednak Saramonowicz zamilkła na sześć lat. „Sanatorium” podobnie jak poprzednie powieści przypomina thriller psychologiczny i jest niewątpliwie najlepszą jej książką.
Ów chłopiec po latach w tytułowym sanatorium spotyka śledczego, który prowadził sprawę zabójstwa pełnomocnika. Każdy z nich ma swoją wersję wydarzeń. Świadek opowiada o tym, jak na jego oczach ożywały obrazy w kościele i jak Jezus podał mu naboje do pistoletu, i o ukrytych w sadach trupach pozbawionych powiek. Z każdą stroną tekstu zjawisk nadnaturalnych jest więcej i więcej, ożywające obrazy (świetny pomysł filmowy) stają się już nużące, narasta atmosfera tajemnicy, która jednak rozmywa się w pochodzie atrakcji. I w rezultacie nie wiemy, o czym właściwie opowiada Saramonowicz. Czy o tym, że siły nadprzyrodzone mieszają w świecie, czy o ukrytym szaleństwie głównego bohatera? – Saramonowicz potrafi głębokie treści podawać w popularnej formie – powiedział jej pierwszy wydawca. Wydaje się, że jest dokładnie na odwrót – jej powieść sugeruje ukryte głębie, podszewkę, której tu nie ma. Za to z walizki bohatera w ostatniej scenie wysypują się landrynki, krówki i toffi dla dzieci-duchów. I to jest bardzo ładne zakończenie.
Justyna Sobolewska/ Przekrój
Małgorzata Saramonowicz „Sanatorium”, W.A.B., Warszawa 2005