Coś jakby program komputerowy pomieszał najbardziej łzawe wątki z „Na dobre i na złe” i innych telenowel. Mamy więc grupę przyjaciół: małżeństwo na skraju załamania, samotne kobiety i samotnych mężczyzn. Myślą, a jakże, nieustannie o jednym: zakochać się czy się nie zakochać? Co się zdarzy? Wiadomo. Wszyscy znajdą swoją połówkę, niektórzy nawet w deszczu na ulicy, bo tak jest, przyznacie, romantycznie. Oczywiście są i choroby, i kłopoty skrzętnie ukrywane przed przyjaciółmi. I jest wzajemne poświęcenie i pomoc. Świat jest okropny, zdaje się mówić Grochola, a więc trzeba go osłodzić, pokazać miłość od pierwszego wejrzenia i ludzkie ciepło. Ludzie to lubią. Tyle że słodycz w nadmiarze mdli, schematyczność nudzi, a dyskusje przyjaciół przy winie o naprawie świata rażą infantylizmem. I właściwie po co czytać, skoro wszystko jest jasne od pierwszej strony? Postacie są narysowane tak grubą kreską, że można zatęsknić za Judytą, bohaterką poprzedniego cyklu Grocholi. Nie mówiąc o bohaterce debiutanckiej, całkiem niezłej powieści „Przegryźć dżdżownicę”. Ćma przy dżdżownicy to już osobowość w zaniku.
Justyna Sobolewska/ Przekrój
Katarzyna Grochola „Osobowość ćmy”, Wydawnictwo Autorskie, Warszawa 2005