Film „Mr. & Mrs. Smith” to właściwie przeniesienie „Celebrity Deathmatch” na duży ekran, tyle że Brad Pitt i Angelina Jolie nie są plastelinowi (już chyba raczej plastikowi!), a cała akcja trwa bite dwie godziny zamiast kilkunastu sekund. Bite, bo państwo Smith tłuką się, piorą, kopią, walczą na noże, karabiny, moździerze czy co tam jeszcze. A próbują się pozabijać, dokonawszy odkrycia, że pracują dla pozostających w konflikcie wywiadów, w konsekwencji więc dostają zlecenie jedno na drugie. Wtedy właśnie zaczyna się fascynująca – zdaniem twórców filmu oczywiście – przygoda, która pozwala znudzonym Smithom zerwać z małżeńską rutyną i zabić nudę. A przy okazji – ze trzy pułki wojska, policji, agentów oraz dobry smak. I to bez pobrudzenia sobie lśniąco białych koszul!
Film Douga Limana z jednej strony zalatuje przyprawiającym o mdłości romantycznym kiczem, z drugiej epatuje brutalną przemocą. Sugeruje, że skręcenie komuś karku przed kolacją dodaje pikanterii związkowi, a krwawa jatka to już w ogóle jest trendy i glamour. Mamy więc do czynienia z czysto komercyjnym, cynicznym przedsięwzięciem, umiejętnie podgrzewanym przez plotki o rzekomym romansie Angeliny Jolie i Brada Pitta. Trzeba zresztą przyznać, że całkiem ładna z nich para, co jeden z amerykańskich recenzentów ujął, nie owijając w bawełnę: „Bardzo mi przykro, pani Aniston, ale między nimi naprawdę iskrzy!”.
Małgorzata Sadowska/ Przekrój
„Mr. & Mrs. Smith”, reż. Doug Liman, USA 2005, Monolith