W Polsce w pierwszy weekend sprzedało się ponad 2500 sztuk w wersji oryginalnej (mimo wysokiej ceny: 99,90 zł; polska wersja dostępna będzie dopiero pod koniec roku). W dodatku treść była najpilniej strzeżoną tajemnicą ostatnich lat. Osobom, które odważyłyby się ją zdradzić, grożono gigantycznymi karami. Ostatnio taką tajemnicą okryto prawdziwe wyniki poszukiwań broni chemicznej w Iraku.
W „Harry Potter and the Half-Blood Prince” czarodziej ma już 16 lat. Trudno więc nazywać go „małym czarodziejem”, wyrósł bowiem na podobno przystojnego chłopca, który w dodatku zakochuje się w siostrze swego najlepszego kumpla Rona. A ten z kolei – w Hermionie. Duża część fabuły nowej książki krąży więc wokół uczuciowego dorastania bohaterów. Są potajemne pocałunki, schadzki, zerwania i trzymanie się za ręce na lekcjach. Oczywiście „Half-Blood Prince” to nie tylko historyjka miłosna. Harry wraz z dyrektorem szkoły magii Dumbledorem poszukuje magicznych artefaktów, w których ukryte są fragmenty duszy Voldemorta. Z kolei wredny i złośliwy Draco Malfoy brata się ze złymi Śmierciożercami, próbując przejąć władzę nad Hogwartem.
Nowa powieść Rowling nie przynosi rewolucji – to nadal napisana bardzo prostym językiem, przejrzysta historia. Rozwój wydarzeń przewidzieć równie łatwo jak wynik polskiej reprezentacji piłki nożnej w meczu z Brazylią. A kto zginie (to miała być największa tajemnica szóstego tomu), łatwo domyślić się po pierwszych 20 stronach lektury. Ale treść kolejnego „Harry’ego Pottera” tak naprawdę już dawno przestała być najważniejsza. Stanowi za to pretekst do bukmacherskich zakładów – w Anglii w tygodniu poprzedzającym wydanie powieści przyjmowano zakłady związane z nowym tomem. I tak na przykład za śmierć Dumbledora zebrano łącznie sześć tysięcy funtów (a obstawiano ten fakt jak 50:1).
Niezwykła popularność tej serii książkowej nie ma racjonalnego wytłumaczenia, a Rowling na tym etapie może napisać cokolwiek. Nawet gdyby zdecydowała się uczynić z głównego bohatera zdrajcę i sprzedawczyka, powieść i tak sprzedałaby się w milionowych nakładach. A przezwisko „mały czarodziej” przestało być aktualne nie z tego powodu, że bohater dorósł, tylko dlatego, że zamienił się w giełdową inwestycję. Akcje brytyjskiego wydawcy skoczyły do góry o siedem procent, gdy ogłosił datę premiery najnowszego tomu!
Oczywiście stwierdzenie, że „Harry Potter and the Half-Blood Prince” to powieść zła, byłoby dla niej krzywdzące. Ot, nieskomplikowane czytadło złożone ze schematów znanych z innych utworów fantasy, nie sili się nawet na oryginalność. Gdyby nie ów niewytłumaczalny sukces, opowieści o Potterze leżałyby gdzieś na półce pomiędzy kolejnym tomem przygód Artemisa Fowla i Henry’ego Athertona – bohaterów innych powieściowych cykli dla dzieci. Ale wtedy papież Benedykt XVI nie mógłby zniechęcać do czytania książek Rowling, a programiści z Microsoftu nie przezywaliby swych mniej zdolnych kolegów mugolami. Bo świat uzależnił się od Harry’ego Pottera. Co musi niezmiernie cieszyć panią Rowling. Zwłaszcza że chowa ona w zanadrzu jeszcze jeden, zamykający cykl tom.
Robert Ziębiński/ Przekrój
Joanne K. Rowling "Harry Potter and the Half-Blood Prince", Bloomsburry, London 2005