Papierowy kubek, zielone logo, zapach świeżo mielonej kawy. Oto cechy charakterystyczne marki, która pojawiła się już w 48 krajach świata i wciąż otwiera nowe kawiarnie. Teraz kolej na Polskę – ale czy na naszym rynku, na którym „panują” już sieci Coffee Heaven czy Cafe w Biegu znajdzie dla siebie miejsce? Czym Starbucks może ująć lub zniechęcić potencjalnych smakoszy kawy z kraju nad Wisłą?
Inna, a więc wyjątkowa
„Starbaki” w zachodnich miastach usytuowane są najczęściej w odnowionych kamienicach rynków i deptaków, blisko ekskluzywnych sklepów, ale nie brakuje ich też na lotniskach lub w centrach handlowych. Wielki zielony szyld zwraca uwagę przechodnia już z daleka, przeszklone ściany zachęcają nowoczesnym, stylizowanym czasem na retro lub inny ciekawy styl wnętrzem. Kiedy przekroczy się próg, nie ma się już wątpliwości – zapach kawy, czekolady i ciast obezwładnia węch, a cicha chilloutowa muzyka i gwar rozmawiających przy stolikach ludzi dają wrażenie spokoju i miejsca, gdzie można odpocząć w przerwie w trakcie lub po pracy. Starbucks zachęca więc od niemal pierwszego wejrzenia, a obsługa je dopełnia: sympatyczna, otwarta, sprawiająca wrażenie, że klient jest wyjątkowy i traktowany indywidualnie – kontakt wzrokowy i szeroki uśmiech baristy, jakim obdarza każdego zamawiającego. Dalej z zamówioną kawą podchodzi się do stolika ze wszystkimi przyprawami, jakie można dodać do kawy bez ograniczeń: sproszkowany cynamon, czekolada, wanilia, cukier biały lub brązowy – samemu można doprawić smak małej czarnej na różne sposoby. Potem już można spokojnie zająć jedno z wolnych miejsc na kanapie lub krześle, przy oknie, z którego można obserwować widok miasta, lub wziąć kubek z kawą i po prostu wyjść z kawiarni i pójść przed siebie.
Gorzkie ziarno krytyki
Ale ile rodzajów kawy, jakich oferuje Starbucks, tyle opinii o samej sieci kawiarni. Sama kawa i marka nie wystarczy. Dużo osób odstręcza klimat, a raczej jego brak, który panuje w kawiarniach Starbucksa. Klientem jest się jednym z wielu, kiedy nadchodzi czas lunchu i kolejki sięgają drzwi wejściowych, obsługa przypomina zwykłą taśmę kasy w większym dyskoncie spożywczym: byle szybciej obsłużyć. I byle jak czasem. Dostajemy wtedy kawę nie dość, że niezbyt ciepłą, ale długo jeszcze na nią czekamy, a poza tym nijak ma się dla niektórych jej smak z kawą podawaną w renomowanej kawiarni na przykład w Wiedniu. Zdegustowani obserwujemy bałagan na stole z przyprawami, potem zniecierpliwieni szukamy miejsca, żeby usiąść i nie mogąc go znaleźć, wychodzimy, choć wcale nie mieliśmy tego w planach. Zero przyjemności z picia kawy, którą serwuje sieć, nawet jeśli w smaku jest wyborna, to cała otoczka jej podania odstrasza od kolejnych odwiedzin w kawiarni.
Masowość owszem, ale…
…mimo wszystko kubek z logiem Starbucksa i kawa w nim sprawiają, że ludzie na Zachodzie z chęcią odwiedzają kawiarnie sieci: pasują swym masowym do dzisiejszego szybkiego stylu życia, w którym liczy się każda sekunda. Bieganie z kubkiem kawy po mieście jest modnym i już codziennym widokiem. Kolejny zielony kawałek kartonu tylko je urozmaici, a kawa, nieważne, jak zrobiona, zawsze się obroni swoim smakiem.
Magdalena Mania