„Dyktatorów mody nie obchodziło, jak wygląda i jak się ubiera robotnica, przeciętna urzędniczka lub kobieta ze wsi. Moda służyła wyłącznie bogatym. Nie do pomyślenia byłyby takie stosunki dziś, kiedy pieniądz przestał być miernikiem wartości człowieka”. Tygodnik „Moda i Życie Praktyczne”. Brzmi znajomo?
Nie-moda PRL-u
Trzeba zacząć od tego, że dopiero rok 1956 był przełomem dla mody w wydaniu polskim, a raczej socjalistycznym. Jednak zanim nastąpił, na polskich ulicach napotkać można było praktyczne, ale ponure i bezkształtne uniformy „kobiet pracujących”, a także krótkie i wygodne fryzury, tzw. boby, w których to, zdaniem ówczesnej prasy, kobieta wyglądała o wiele lepiej niż w „bardzo kobiecej fryzurze”. Prasa socjalistyczna wyśmiewała wysokie, zniekształcające stopy (już wtedy to wiedziano) obcasy, przedkładając nad nie wygodne, filcowe botki, jakie produkowały wówczas Złotoryjskie Zakłady Przemysłu Filcowego – wachlarz wyboru: 16 wzorów i 5 kolorów. Pośród dzisiejszego przepychu – kropla w morzu próżności.
Byle jak, byle gdzie, byle doszyć
Kobiece gazety rozpisywały się o niedociągnięciach przemysłu odzieżowego, gdzie czy to guziki, czy kieszenie „bywają często niedbale przyszywane, szybko się prują i odpadają, przy czym zgubiony guzik nie zawsze łatwo jest dokupić” – zalecano więc natychmiastowe doszywanie ledwie trzymających się materiału elementów od razu po zakupie. Dla samych pończoch, ze względu na swoją wyjątkowo kiepską jakość, produkowano domowe maszyny, dzięki którym można było w zaciszu domu samemu je reperować.
Każdy kawałek materiału na wagę złota
Co ciekawe, poradniki dla kobiet pełne były porad, jak przerobić sukienkę na spódnicę, albo zimowy płaszcz na letnią jesionkę. Radzono też, żeby stare i splecione pończochy wykorzystywać do… robienia wycieraczek. Nic nie mogło się zmarnować – z pończoch robić można też było grubsze nici do cerowania innych ubrań.
Bikiniarze i oddech Zachodu
Powiew nowości nadszedł wraz z ’56 rokiem, czyli „odwilżą”. Wtedy to właśnie napływać zaczęła do nas odzież z Zachodu – nietypowa jak na siermiężne warunki polskiej mody. Zniknęły z ulic szare kombinezony, pojawiły się kolorowe chusty, dżinsy, a także koszule non-iron i ortalionowe płaszcze. Nieodzownym elementem były też tzw. okulary typu motyle skrzydła oraz mucha – te drugie swoje pięć minut przeżyły dzięki Małgorzacie Braunek – właśnie w nich wystąpiła w filmie „Polowanie na muchy”. Charakterystyczne też były wśród coraz liczniejszych bikiniarzy kolorowe skarpetki, równie tęczowe koszule, krawaty w palmy, a także lśniące lakierki. Niesamowitą popularnością cieszyły się eleganckie kozaki i kalosze, których wnętrze wykonane było ze sztucznego, ale jakże szykownego futra. Odtajała więc moda polska, choć jeszcze daleko jej było do dzisiejszego targowiska próżności.
Magdalena Mania
Na podstawie: „Polskie dekady. Lata 50.” Wiesława Kota
Wydawnictwo Podsiedlik Raniowski i Spółka, Poznań 1999
Wydawnictwo Podsiedlik Raniowski i Spółka, Poznań 1999