Kiedy byłam nastolatką uważałam, że modelki to jakieś wystrojone paniusie na obcasach.Nigdy nie marzyłam, żeby stać się jedną z nich. Słuchałam ostrej muzyki, nosiłam glany. Któregoś dnia jedna z moich koleżanek powiedziała mi, że organizuje pokaz mody w Poznaniu i poprosiła mnie, żebym wystąpiła. Zgodziłam się. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że już za kilka miesięcy będę chodziła na pokazach największych projektantów na świecie, nie uwierzyłabym – opowiada dziś 23-letnia Kamila Szczawińska. Po jednym pokazie w Poznaniu jej życie zmieniło się diametralnie. Tego dnia na widowni znaleźli się ludzie z agencji modelek. Zaproponowali Kamili, że jej zdjęcia wyślą do agencji w Mediolanie. Kilka tygodni później w jej domu w rodzinnym Jaraczu zadzwonił telefon. Kamila została zaproszona do Włoch. Z miesiąca na miesiąc stała się jedną z najbardziej rozchwytywanych polskich modelek. Zbieg okoliczności, przypadek, łut szczęścia? „Chyba wszystko po trochu”, mówi Kamila i dodaje, że najważniejsze jest to, żeby w odpowiednim momencie znaleźć się w odpowiednim miejscu. Podobnego zdania są inne młode dziewczyny z Polski, rozchwytywane na światowych wybiegach.
Nowy Jork, Mediolan, Paryż
Praca modelki to nie tylko przymierzanie najdroższych na świecie ubrań i życie w blasku fleszy. To także długie godziny spędzone w samolocie i niekończące się pakowanie walizek.
Dalekie podróże były ogromnie męczące dla 17-letniej dziś Marceliny Sowy. Ona także nigdy nie marzyła o światowej karierze. Któregoś dnia tata zrobił jej zdjęcie i wysłał do pisma „Dziewczyna”. Niespodziewanie uznano ją za „Dziewczynę sierpnia 2004”. Potem zainteresowały się nią zagraniczne agencje. Dziś Marcelina ma na koncie pokazy u najsławniejszych projektantów i podróże do najdalszych nawet zakątków świata. Najgorzej wspomina te wyprawy, kiedy po kilkunastogodzinnej podróży prawie natychmiast trzeba było stawić się w pracy. „Pamiętam swoją podróż do Japonii. Leciałam tam 15 godzin. Wysiadłam z samolotu wymęczona i wtedy okazało się, że mam dla siebie 25 minut, a potem natychmiast muszę stanąć przed obiektywem. Byłam załamana”, wspomina dziś.
Szalone życie na walizkach lubi za to 19-letnia Kasia Strusińska. Być może właśnie dlatego została modelką. Któregoś dnia przypadkowo została zauważona przez agentkę z agencji Avant Plus. Prawie z dnia na dzień z rodzinnego Ciechanowa wyjechała do Nowego Jorku. „Uwielbiam to miasto. Manhattan jest wspaniały. Trudniej tu się zgubić niż w moim Ciechanowie”, mówi dziś.
Dużo czasu w Nowym Jorku spędza także Magdalena Frąckowiak, która swoją karierę zawdzięcza mamie. To ona wysłała zdjęcia córki do agencji modelek Model Plus. Magda tak się spodobała, że agencja od razu chciała wysłać ją na pokazy mody za granicę. Ona jednak uparła się, żeby najpierw zdać międzynarodową maturę. Po szkole wyjechała na rok do Francji, a potem przeniosła się do Stanów Zjednoczonych. „To w Nowym Jorku zaczęłam pracować na pełny etat. Czy chciałabym tu zostać? Raczej nie. Mam nadzieję, że za kilka lat, kiedy już przestanę być modelką, wrócę do Polski i tam zamieszkam ze swoją rodziną”.
Przyszłość bez mody
Polki na światowych salonach mody są cenione nie tylko za urodę i pracowitość. Pracownikom zachodnich agencji imponuje także to, że dziewczyny, mimo że bardzo młode, mają świetnie sprecyzowane plany na przyszłość. Każda z nich ma świadomość, że modelką nie jest się do końca życia.
„Jestem wdzięczna losowi, że dał mi szansę na karierę modelki. Ale coraz częściej myślę o tym, aby mniej pracować i w końcu zdać egzaminy na swoje wymarzone prawo”, mówi Kamila Wawrzyniak, która karierę rozpoczęła w 2004 roku. Wtedy wygrała konkurs VIVA Look, po którym została zaproszona na pokazy mody do Paryża. „Miałam wrażenie, że nagle świat stanął przede mną otworem”, mówi dziś.
O studiach marzy też Magdalena Frąckowiak: „Za kilka lat chciałabym mieć w kieszeni dyplom architekta. To moje wielkie marzenie. Mam nadzieję, że uda mi się je zrealizować”.
Dla młodych modelek kariera to szansa na zarobienie pieniędzy, których nie dałaby im żadna inna praca. Kamila Szczawińska dzięki honorarium, które dostała z kontraktów reklamowych, buduje w swojej rodzinnej miejscowości dom, kupiła ukochane konie. „Świat mody nigdy nie był dla mnie najważniejszy. Kiedy wyjeżdżam z domu, strasznie tęsknię. Pamiętam, jak na cztery miesiące wyjechałam do Nowego Jorku. Zabrałam ze sobą swego chłopaka i dwa psy. Myślałam, że jakoś dam radę z dala od domu. Pomyliłam się. Po kilku tygodniach byłam wrakiem. Skończyło się problemami zdrowotnymi. Nie potrafiłabym tak żyć na dłuższą metę. Świat mody jest niezwykle barwny, ale prawdziwe życie jest tam, gdzie mieszkają najbliżsi ludzie. Nasz dom stoi nieopodal lasu. Kiedy mam wolny dzień i rano wychodzę do ogrodu, jestem szczęśliwsza niż wtedy, kiedy czeka mnie pokaz u najsławniejszego nawet projektanta. To tutaj, w Jaraczu, jest moje miejsce”.
Tekst Iza Bartosz / Viva