O(d)słony plażowe

Rysunek - konieta opala się na plaży fot. ALA MA KOTA
Im grubsza dziewczyna, tym chętniej nosi... legginsy. Żeby tam pod tuniką, bo taka moda... Nie, po prostu na kostium!
/ 04.08.2008 12:34
Rysunek - konieta opala się na plaży fot. ALA MA KOTA
Właśnie wróciłam z tygodniowego urlopu nad morzem. Choć nie jestem wielbicielką leżenia na plaży, musiałam towarzyszyć swojemu dziecku, które przez całe dnie się na niej bawiło. I muszę przyznać, że nie żałuję. Miałam bowiem przed oczami „Słoneczny patrol” na żywo. Szał ciał. Szczupłe, krępe, blade, czekoladowe, niskie, wysokie, proporcjonalne i te trochę mniej. Ubrane w seksowne czarne bikini albo… w bladoróżową bieliznę (myślałam, że ten zwyczaj umarł śmiercią naturalną wraz z epoką PRL-u, tymczasem ku mojej rozpaczy okazało się, że przechodzi na coraz młodsze dziewczyny)! Jednym słowem – wybieg mody plażowej non stop i w kolorze.

A oglądanie go z pozycji leżaka pozwoliło mi wysnuć kilka refleksji na temat tego, co jest najważniejsze w eksponowaniu ciała:

Po pierwsze umiar. Widziałam fajną zgrabną dziewczynę w pięknym kostiumie. Do niego założyła modny etniczny naszyjnik. A do naszyjnika… taką samą bransoletkę. Drugą na kostkę nogi. I jeszcze kolczyki. Długie, tak żeby były widoczne spod kapelusza panama. I chustki, którą zawiązała fantazyjnie na kapeluszu… Zamiast podziwiać piękne ciało, wszyscy zastanawiali się, kiedy ta biedna dziewczyna coś sobie zrobi (np. udusi się chustką podczas pływania na materacu). 

Umiejętność maskowania (a nie demaskowania). Znowu pewna prawidłowość – zauważyłam, że im grubsza dziewczyna, tym chętniej nosi… legginsy. Żeby tam pod tuniką, bo taka moda! Nie, po prostu NA kostium. Rozumiem, że chodziło o patent na zakrycie cellulitu i obwisłej skóry na pupie, ale żeby ryzykować wygląd tłuściutkiego przedszkolaka, któremu mama naciągnęła rajstopy niemal pod pachy? Nie polecam.

Dystans do samej siebie. I tu dwie, totalnie skrajne, skuchy. Obok nas leżała grupa nastolatków. Dziewczyny – śliczne, jak modelki. Opalone, w modnych kostiumach. Najładniejsza i najzgrabniejsza z nich miała na sobie stanik od kostiumu i dżinsowe, zakrywające talię spodenki. Na pytanie koleżanki, dlaczego ich nie zdejmie, odpowiedziała: „No wiesz, nie mogę, mój brzuch wygląda tak, jakbym urodziła trójkę dzieci…” (Aaa! Ja urodziłam tylko jedno, ale – porównując moją talię z jej – można by myśleć, że co najmniej szóstkę). I druga skrajność: na oko 25-latka, o krągłych kształtach. Osobiście wolę taką figurę od wieszaka (wręcz kościotrupa) w stylu Victorii Beckham, ale pod jednym warunkiem: że skóra jest jędrna i gładka, a nie marszczy się i opada niczym falujący na wietrze spadochron. Wtedy lepiej zawiązać wokół bioder pareo, a nie paradować w złotych stringach (sic!). Bo, moje drogie, ważniejsza niż rozmiar jest jakość skóry, naprawdę! Plaża to idealne miejsce, aby się o tym przekonać.

I ostatnia rzecz
– pozycjonowanie, czyli przyjmowanie strategicznej pozycji ręcznikowo-leżakowej. Odradzam siedzenie a la rozwalony raper, czyli z nogami w pełnym rozkroku (zwłaszcza w bieliźnie – znowu widzę tu pewną zależność). Fatalnie będziesz też wyglądać z nogami podkurczonymi pod brodę, jeśli ktoś robi ci zdjęcie en face (nogi wydadzą się potężne jak kolumny rzymskie). Za to cudownie będziesz prezentować się – bokiem, podpierając się na łokciu i wyciągając ciało jak kotka, tak aby sprawiało wrażenie smuklejszego. A jeszcze lepiej – na leżaku, osłaniając modnym pareo problematyczne miejsca ciała, w okularach przeciwsłonecznych na nosie (umożliwią bezwstydne podpatrywanie innych), z orzeźwiającym drinkiem w ręku. Poczujesz się jak gwiazda (na szczęście anonimowa) i wiele się nauczysz o sztuce budowania wizerunku. Tak jak ja.

Powodzenia!

Anna Kondratowicz,
zastępca redaktor naczelnej URODY

Redakcja poleca

REKLAMA