Współczesne torebki niewiele mają wspólnego z podręcznym bagażem. To dzieła sztuki, bez których trudno się obejść.
Co podarować kobiecie, która ma wszystko?”, pytał „The Sun”, gdy w grudniu ubiegłego roku David Beckham szukał prezentu dla Victorii pod choinkę. Sam piłkarz głowił się krótko. Kupił żonie kolejną torebkę. Którą z kolei? Nieważne. Nie ma przecież właściwej liczby torebek, która uszczęśliwiłaby kobietę. Tym razem David upolował jednak unikat. Jeden z trzech istniejących na świecie egzemplarzy Birkin Himalayan Hermesa. Dzieło sztuki z krokodylej skóry ozdobione diamentami i trzykaratowym brylantem przy zapięciu, za które dał... około 160 tysięcy dolarów, czyli jakieś 380 tysięcy złotych po ówczesnym kursie. Warte swojej ceny? A czy to ważne?
Zamiast kieszeni
Wygląd torebki ma znaczenie niemal od początku jej istnienia. No, może nie miał dla Otziego, naszego praprzodka, który trzy i pół tysiąca lat przed naszą erą przeszedł przez przełęcz Hauslab w Alpach Tyrolskich i tam zginął. Pasek z torebką z wołowej skóry oraz plecak wykonany z wygiętych gałęzi leszczyny powiązanych sznurkami zrobionymi z trawy, jakie znaleziono przy jego szczątkach, nie były wielkiej urody. Ale to właśnie one umożliwiły Ötziemu przenoszenie dobytku na duże odległości i zdobywanie nowych terenów. W cesarstwie rzymskim torebka stała się nie tylko bagażem podręcznym, lecz także ozdobnym dodatkiem do stroju. Zwana reticulum, miała kształt siatki noszonej przez kobiety przy tunikach, gdzie chowano najpotrzebniejsze drobiazgi: pieniądze, chustki, puder.
Nawet średniowieczne sakiewki, które zastępowały jedynie kieszenie, szyto ze szlachetnych tkanin, jak aksamit, jedwab czy atłas, przetykanych złotymi nićmi i perłami. Głównie służyły wówczas mężczyznom do noszenia pieniędzy i żetonów do gier hazardowych. Ich wielkość świadczyła zaś o bogactwie i pozycji właściciela. Bogato zdobione były także torebki szamanów. Papuascy czarownicy nosili tak zwane bilium, które miało skrywać w sobie moce do rzucania klątw. Afrykańscy czarownicy z plemienia Jaruba, żyjącego między Nigerią, Beninem i Togo, zdobili sakwy „wypełnione” siłami nadprzyrodzonymi per- łami i muszlami.
Narodziny gwiazdy
Torebki straciły nieco na wyglądzie i znaczeniu pod koniec XVII wieku, gdy pojawiły się kieszenie w spodniach. Mężczyźni zrezygnowali z nich wówczas w ogóle. A kobiety ukryły je pod obfitymi sukniami. To, czego nie udało się zmieścić w dekolcie, trafiało pod spódnicę. Wielkie wyjście torby spod spódnicy w XVIII wieku sprawiło jednak, że torebka znów stała się ważnym dodatkiem do stroju i symbolem luksusu. Dopasowane i zwiewne stroje, pod którymi nie dało się nic schować, zmusiły kobiety do noszenia woreczków zawieszanych na rękach. Francuzki, które zapoczątkowały tę modę, nazwały je ridicule, czyli śmiesznostki.
Ich wygląd przypominał bowiem torebki noszone w Rzymie. Maleńkie, uszyte z drogich materiałów, o pięknych wzorach, służyły damom do noszenia chustek, pudru i lusterek.
Już wówczas musiały pasować do sukni, więc damy, które było na to stać, miały ich po kilkaset. W XIX wieku pojawiły się także szyte z pięknych gobelinowych materiałów, najczęściej w ciemnych kolorach, duże i ciężkie torby podróżne. Za czas narodzin torebki w dzisiejszym kształcie uznaje się jednak dopiero lata 30. ubiegłego wieku, kiedy to pojawiły się pierwsze wyroby Hermesa i Louisa Vuittona, Prady, Gucciego, Fendi i Burberry.
Najlepsze z najlepszych
Od tamtego czasu powstało tysiące modeli o najróżniejszych wzorach i przeznaczeniu. Kilkanaście z nich oparło się jednak próbie czasu. Najczęściej dzięki swoim sławnym właścicielkom. Jedną z nich jest 2.55 od Chanel, którą Coco wymyśliła w lutym 1955 roku. Niewielka torebka z pikowanego materiału, której wzór projektantka zaczerpnęła z kurtek chłopców stajennych, to rzadkie połączenie prostoty i elegancji w najlepszym stylu. Niemal w tym samym czasie narodził się inny kultowy model – Kelly HermŹsa. Księżna Grace Kelly zgodziła się użyczyć swojego nazwiska torbie w 1954 roku, ale o jej sławie zadecydowało jedno zdjęcie z „Life Magazine” zrobione dwa lata później. Gdy gazeta zamieściła materiał, na którym Grace zakrywa brzuch torebką, by ukryć ciążę, Kelly stała się jednym z najbardziej pożądanych modeli na świecie. Wielkim powodzeniem cieszy się też Jackie O. Gucciego, ulubiona torebka żony Johna F. Kennedy’ego od lat 60. Jedna z najelegantszych kobiet wszech czasów uwielbiała jej kształt i miała w swojej szafie kilkadziesiąt jej wersji.
Podobnie było z modelem Lady Dior z 1995 roku, zainspirowanym krzesłami w stylu Napoleona III, które sam Christian Dior wybrał do swojego salonu przy Avenue Montaigne. Żona ówczesnego prezydenta Francji Bernadette Chirac, która korzystała z każdej okazji, by promować francuskie produkty, jeden z pierwszych egzemplarzy tej torebki podarowała księżnej Dianie. Lady Dior stała się kultowa jednak dopiero w chwili, gdy księżna podczas wizyty w centrum wychowawczym w Birmingham miała ją na ręku, obejmując jednego z wychowanków ośrodka.
To Birkin!
Żadna chyba jednak nie może się równać z Birkin Hermesa, za którą nie tylko takie elegantki jak Victoria Beckham dałyby się pokroić żywcem. Dokładnie nie wiadomo, skąd wzięła się jej nazwa. Istnieje kilka anegdot na ten temat. Według jednej, na początku lat 80. Jane Birkin leciała samolotem z dyrektorem Hermesa Jean-Louisem Dumasem. Gdy w trakcie lotu aktorce wypadły luźne kartki z notatnika, on najpierw zaprojektował notes z dodatkową kieszonką z tyłu, potem zaś torbę, która została ochrzczona nazwiskiem gwiazdy. Druga historia mówi, że Birkin w trakcie lotu narzekała na mały rozmiar torebek, w których nic się nie mieści, trzecia – że to sam Dumas poprosił gwiazdę o naszkicowanie torebki marzeń. O ironio, sama Jane Birkin miała tylko jeden jej egzemplarz. Porzuciła go zresztą szybko, twierdząc, że tak duża torebka jest za ciężka na co dzień. Torba zaczęła już „żyć” własnym życiem, tak, że nawet krytyka z ust Jane nie zraziła do niej przyszłych klientek. Za Birkin przepadają takie ikony mody, jak Katie Holmes, Paris Hilton, Kate Moss, Naomi Campbell, Oprah Winfrey czy Sofia Coppola.
A o tym, czym ona jest, najlepiej świadczy jedna ze scen serialu „Seks w wielkim mieście”, gdy Samantha wchodzi do salonu, by kupić przedmiot swoich marzeń – czerwoną Birkin. Cena pięciu tysięcy dolarów nie robi wrażenia na bohaterce. Wpada w złość dopiero, gdy dowiaduje się, że musi czekać pięć lat na swój egzemplarz. „Mam czekać pięć lat na torebkę?”, pyta z niedowierzaniem. „To nie torba! To Birkin!”, oburza się sprzedawca. Miesiące wyczekiwania I choć pięć lat to pewnie przesada, kilkumiesięczne oczekiwanie na torbę tej klasy to norma. Jak oficjalnie utrzymuje Hermes, kupienie Birkin wymaga „nawiązania osobistej więzi ze sprzedawcą”. Chyba że ktoś wpadnie na tak niezwykły pomysł, jak fryzjer i stylista gwiazd Michael Tonello, który kupował torby Birkin podstępem, podając się za przyjaciół różnych wpływowych osób, by potem odsprzedawać je gwiazdom po znacznie wyższej cenie. Przez 10 lat kupił tysiące sztuk w ponad 100 salonach. A gdy w końcu prawda wyszła na jaw i dostał wilczy bilet od Hermesa, napisał książkę o swoich zakupach – „Zabrać Birkin do domu”, która stała się bestsellerem.
Producentom zależy jednak przede wszystkim na jakości i unikatowości modeli, a nie zysku. Każda z takich torebek wykonywana jest z najwyższej jakości materiałów. Najczęściej skór rzadkich zwierząt. Na jeden egzemplarz Kelly z krokodyla trzeba nawet czterech skór, bo wykorzystuje się tylko miękkie części wycięte z podbrzusza. Birkin wyrabia się najczęściej ze skór krokodyla, kozy, cielaka, ale bywa też, że strusia i jaszczurki. I tylko dwa procent surowca spełnia wysokie normy jakości. Od początku do końca szyje ją ręcznie jedna osoba. Jej zrobienie może więc zająć nawet kilka tygodni. Podobno w centrali Hermesa w Paryżu miesięcznie powstaje tylko 20 torebek. Nic zatem dziwnego, że kosztują bajońskie sumy i nawet dla gwiazd to spora inwestycja.
Za każdą cenę
Za najtańsze modele Birkin trzeba wyłożyć od kilku do kilkunastu tysięcy. Najdroższe, zdobione diamentami – do 100 tysięcy. Ale to i tak nic w porównaniu z klasyczną torebką Chanel Diamond Forever, wykonaną ze zmatowionej skóry aligatora. Ozdobiona 334 diamentami o łącznej wadze 3,56 karata, osadzonymi w 18-karatowym białym złocie, zwisa na łańcuchu chanelowskim, także zrobionym ze złota. Na świecie istnieje tylko 13 takich torebek, a cena każdej to... 261 tysięcy dolarów. Zawrotne ceny nie odstraszają jednak takich gwiazd, jak Victoria. Kolekcja Posh warta jest około dwóch milionów dolarów. Ale zdaniem żony Davida nie są to pieniądze wyrzucone w błoto. „Swoje torebki traktuję jak inwestycję. I wiano, jeśli pewnego dnia urodzę córkę”. Bo torebki tej klasy są jak długoterminowa lokata, z której można korzystać na co dzień.
tekst: Magda Łuków