Chociaż waży 50 kilogramów, na jeden ze szczytów niosła plecak i ciągnęła sanie łącznie przekraczające wagę jej ciała. Nie brakuje jej determinacji i chociaż skromnie podkreśla, że nie może się równać z ikonami himalaizmu, nam wydaje się godna podziwu. Tym bardziej, że na co dzień nie trenuje regularnie, a swoje wyprawy organizuje w ramach corocznych 26 dni wolnych w pracy na etacie. Nam opowiedziała o swoim projekcie „Siła Marzeń – Korona Ziemi”, o najtrudniejszych momentach w czasie wyjazdów i o tym, co w czasie wspinaczki ma… w swojej kosmetyczce.
Zacznijmy od początku. Skąd się wzięła Pani pasja do wspinaczki?
Jako 11-12-latka pojechałam w Karkonosze. W ciągu jednego dnia mieliśmy przejść trasę z Karpacza na Śnieżkę. Gdy nasz opiekun pokazał mi górę, na którą miałam się wdrapać, byłam przekonana, że mówi o tej pierwszej, którą miałam w polu widzenia. Tymczasem on pokazywał maleńką kropkę gdzieś daleko na horyzoncie. Nie miałam pojęcia, że to taki kawał drogi.
Od połowy drogi człapałam nogami, a pod sam koniec trasy szłam właściwie na czworaka. Piętnaście minut marudziłam o tym , że tu mnie boli i tam mnie boli… nim się odwróciłam, by zobaczyć to, co miało tak ogromny wpływ na moje życie. Poczułam się, jakby cały mój trud i wysiłek podchodzenia pod tę górę był wynagrodzony. Ta przestrzeń, kolory i to, że jestem w miejscu, z którego wszystko można zobaczyć. Na mnie, na jedenastolatce, zrobiło to gigantyczne wrażenie.
Które szczyty już udało się Pani zdobyć? Jaka wyprawa i dlaczego okazała się być najtrudniejsza?
Do tej pory udało mi się stanąć na ośmiu z dziewięciu najwyższych szczytów z Korony Ziemi. Nim w 2011 roku rozpoczęłam projekt „Siła Marzeń – Korona Ziemi” i zdobyłam dwa sześciotysięczne szczyty w Himalajach (Island Peak, Stock Kangri) oraz wulkan Mismi w Peru. Ale palcem pogroził mi Elbrus (5642 m n.p.m., Kaukaz) za co jestem mu wdzięczna, bo nauczył mnie, że w górach nie wolno się spieszyć. Pokazał mi swoją potęgę i wielką dysproporcję pomiędzy moimi umiejętnościami a jego możliwościami.
Jednak zdecydowanie najtrudniejszą wyprawą była dla mnie wyprawa na najwyższy wierzchołek Ameryki Północnej. Denali to niewysoki sześciotysięcznik (6194 m n.p.m.), ale w przeciwieństwie do And czy Himalajów nadmiaru ekwipunku nie można tu wrzucić na grzbiet muła, jaka czy wesprzeć się pomocą tragarza/portera. Na Denali niosłam 24-kilogramowy plecak i ciągnęłam sanie o masie 30-kilogramów. To zdecydowanie mnie osłabiło. W przedostatnim obozie (4330 m n.p.m.) od dźwigania, wysiadły mi mięśnie szyi (najprawdopodobniej ucisk nerwu oraz przeciążenie), a głowa po porostu zwisała jak nienapompowany balonik. Żeby widzieć cokolwiek, co działo się dookoła mnie bądź porozmawiać z drugim człowiekiem, musiałam kijkiem trekkingowym podnosić sobie głowę. Lekki obrzęk płuc, który miałam tuż przed szczytem, był również efektem nadmiernego obciążenia.
Już niebawem planuje Pani zdobyć Mt Everest. Jeśli się to uda, będzie Pani najmłodszą Polką, która zdobędzie Koronę Ziemi. Wyprawy uzależnione są jednak od zgromadzonych funduszy. Jakie są szanse na powodzenie projektu?
Pozyskanie funduszy na wyprawę to mój drugi Everest. Pierwsze wyprawy (Elbrus, Mt Blanc, Kilimandżaro, Aconcagua) realizowałam z własnych środków, sumiennie odkładając każdą złotówkę i rezygnując z przyjemności, na które pewnie normalnie bym sobie pozwalała. W pewnym momencie jednak projekt wszedł w fazę bardzo wysokich kosztów. Wyprawa na Antarktydę czy Everest to niebotyczne kwoty (każda wyprawa to koszt ponad 250 tysięcy złotych). Źródeł finansowania jest kilka. Podstawowe źródło wsparcia to sponsorzy. Bez nich nic by się nie udało. Akcja croudfundingowa na portalu PolakPotrafi zasiliła budżet na MT Vinson w kwocie ponad 36 tysięcy złotych. Kolejnym źródłem były moje oszczędności, ale i nie obyło się bez pożyczki z banku :). Powodzenie projektu więc w głównej mierze zależy od szybkich decyzji sponsorów. Niestety korporacyjne procesy są często bardzo czasochłonne. Jestem w trakcie rozmów z kilkoma dużymi firmami. Jeśli uda nam się ustalić strategię marketingową i korzyści w tak krótkim czasie, to jestem gotowa pojechać już w tym sezonie. A jak wiadomo Siła Marzeń jest gigantyczna :).
Dlaczego akurat Everest zostawiła Pani na koniec?
Projekt Korony Ziemi nie jest projektem himalajskim. Może go zrealizować tak naprawdę każda przeciętna, sprawna fizycznie i konsekwentna osoba. Nie mogę się porównywać do Wandy Rutkiewicz, Ani Czerwińskiej, Kingi Baranowskiej czy innych ikon himalaizmu, ponieważ Ci ludzie spędzili całe swoje życie w górach wysokich. Szaleństwem byłoby iść tam bez doświadczenia. Bo każda z gór z Korony Ziemi czegoś mnie nauczyła. Zwłaszcza, że na większość wierzchołków wchodziłam w pojedynkę. Everest jest wymagającą górą nie tylko pod względem kosztowym, ale przede wszystkich kondycyjnym i psychicznym. Warto ją zostawić na sam koniec, zdobywając wcześniej doświadczenie na innych wierzchołkach. Ale przede wszystkim warto ją zostawić na koniec projektu przez szacunek do niej.
Skąd wziął się pomysł na zdobycie Korony Ziemi?
Siła Marzeń urodziła się na Kilimandżaro. Zdobywając tę górę pomyślałam: „ W sumie to już kolejny wierzchołek z Korony Ziemi na którym udało mi się stanąć. Dlaczego by nie rozpocząć odważnego projektu Korony Ziemi?”.
Co jest najtrudniejsze we wspinaczce? Warunki atmosferyczne czy raczej to, co podczas wspinania pojawia się w głowie (czarne myśli, myślenie o problemach, rozmyślanie, czy uda się wejść itp.)?
W moim przypadku czarne myśli pojawiają się głównie przed wyprawą. To chyba taki nieodłączny element strachu przed miejscem, którego nie znamy. Ale w trakcie wyprawy czarne myśli znikają, a pojawia się kalkulacja i umiejętność oceny sytuacji, swojego stanu zdrowia, trudności do pokonania czy warunków atmosferycznych. W górach nie ma miejsca na czarne myśli. W górach masz mieć zdrowy rozsadek. Osobiście wierzę, że jeśli się boisz, to Twój strach może przyczynić się do popełniania błędów, na które w górach nie ma miejsca. Prosta zasada. Myśl, że Twoje przedsięwzięcie się uda – w innym wypadku nie zabieraj się za nie.
Czy zdobywanie szczytów wiąże się z podróżowaniem w rozumieniu poznawania nowych kultur czy zwyczajów? Czy raczej podczas wyjazdów skupia się Pani tylko na celu wyprawy? Który wyjazd był dla Pani najciekawszy z podróżniczego punktu widzenia?
Moje wyprawy realizowane są w ramach 26 dni urlopu. Z tytułu realizowania Korony Ziemi nie mam taryfy ulgowej w pracy, nie mogę wziąć urlopu i w całości poświęcić się projektowi choć nie raz tego wymagał. Gdy jadę na wyprawę, każdy dzień jest dokładnie zaplanowany. Często jednak udaje mi się zdobyć górę wcześniej i wtedy mam czas na głębsze poznawanie miejsc, w których jestem. Niemniej wybierając się do Papui Zachodniej trudno się nie otrzeć o tamtą kulturę. To było absolutnie najdziksze miejsce w jakim kiedykolwiek byłam . Miejsce, w którym w 2008 roku udokumentowany był ostatni akt kanibalizmu. Miejsce, w którym lokalna ludność po dziś dzień okalecza się, odcinając sobie palce u rąk po stracie bliskiej osoby na znak wielkiego żalu i tęsknoty za nią. Dla nas, Europejczyków, rzecz totalnie niezrozumiała.
W niedawnej rozmowie z himalaistką Kingą Baranowską zapytałam ją, czy zdarza jej się zawrócić tuż przed szczytem. Przyznała, że tak, ze względów bezpieczeństwa. Czy Pani też się to zdarzyło? A jeśli tak, czy żałowała Pani tej decyzji?
Góry niejednokrotnie weryfikują nasze plany i zawsze trzeba pamiętać jak małym się jest wobec nich. W 2012 roku wchodząc samotnie na Elbrus nie zawróciłam, choć powinnam była to zrobić. Z perspektywy dnia dzisiejszego wiem, że była to po prostu głupota. Ale rok później nauczona doświadczeniem z Elbrusa nie spieszyłam się już na Aconcaguę. Było zdecydowanie za wietrznie(60km/h), a ja nie byłam w dobrej formie. Zeszłam do bazy, przeczekałam szalejące na górze wiatry i weszłam kilka dni później. Czy żałowałam, że zawróciłam? Czy można żałować, że najprawdopodobniej ocaliło się własne życie? Górę i tak prędzej czy później uda się nam zdobyć, bo ona tam będzie przez kolejne setki lat. Decyzje o zawróceniu są miarą dojrzałości, szacunku do siebie i swojego życia, a w moim przypadku również odpowiedzialności za drugą osobę, bo nie chcę, żeby Jeremi wychowywał się bez mamy.
Dużo wspinaczy przyznaje, że rozmawia z górą, na którą wchodzi. Pani też to robi?
Jeśli każda cząstka na Ziemi ma swoją energię (a tak jest), to każda cząstka mojego ciała, każdy atom każdy kwark ma energetyczny ładunek tylko dlatego, że jest. Jaką energię ma góra, która składa się z tryliarda ton kamieni, lodu i ziaren piasku? Biorąc pod uwagę jedynie porównanie naszych mas, mojej i góry, energia góry jest nieporównywalnie większa. Odpowiadając na pytanie czy rozmawiam z górami: tak. Rozmawiam z górami, bo myśl jest także ładunkiem energetycznym, co również zostało dowiedzione naukowo. Moja rozmowa z górą to bardziej prośba i przekonywanie jej, żeby pozwoliła na sobie stanąć. Może rozmowa z nią jest swego rodzaju zminimalizowaniem różnicy energetycznej pomiędzy nami.
Wspomniała Pani, że ważąc 50 kg musiała na jednej z wypraw nieść na plecach plecak o wadze 20 kg i ciągnąć za sobą sanie o wadze 30 kg… Do takiego wysiłku trzeba mieć dużo krzepy! Jak dba Pani o nią na co dzień?
Wstyd się przyznać, ale nie mam rozpisanego planu treningowego takiego jaki powinien mieć sportowiec. Nie byłabym w stanie go zrealizować, ponieważ większości dnia poświęcam zwyczajnej pracy na etacie i wychowaniu dziecka. Pozyskiwanie funduszy i rozmowy ze sponsorami również są bardzo czasochłonne. Bywa, że trening robię o 1 w nocy. Co roku staram się jednak przebiec minimum dwa maratony, a każdą wolną chwilę (jest ich naprawdę niewiele) spędzam w lesie biegając. Żeby podnosić swoje kwalifikacje kilka razy w roku jeżdżę również na specjalistyczne szkolenia wysokogórskie.
Czy w plecaku, który zabiera Pani na wyprawy, jest miejsce na typową babską kosmetyczkę? Co Pani do niej pakuje?
Jest :)! Ale jest ona wielkości kubka i proporcjonalnie stanowi 1% mojego ekwipunku. Z babskich rzeczy zawsze zabieram ze sobą perfumy… Oj tak. To bardzo przyjemne choć ładnie pachnieć skoro nie można wziąć prysznica :)!
Załóżmy, że uda się Pani w najbliższym czasie zdobyć Koronę Ziemi (w co mocno wierzymy!). Co dalej, jakie plany ma Pani w dalszej kolejności?
W głowie rodzą mi się kolejne pomysły, bo bezruch w moim życiu jest niemożliwy. Ale w tej chwili jestem tak skoncentrowana na tym co robię, że wolałabym zostawić rozmowę o tym co po Koronie Ziemi na później. Siła Marzeń na pewno nie pójdzie na emeryturę :)
Zobacz też inne nasze wywiady na Polki.pl