Joanna Pasztelańska: "Lubi goździki, szarlotkę i ciszę. Jest zawsze uśmiechnięta" – tak się przedstawiasz. A jaka jest Jola Szymańska jesienią, kiedy deszcz zacina a wszystko jest szare i zdołowane?
Jola Szymańska: Trochę nerwowa. Mam ostatnio strasznie dużo na głowie i ciągle jestem w pędzie. Ostatnio często też bywam smutna. Ledwo włóczę nogami i opowiadam o wpływie ciśnienia na moje samopoczucie. Wiem, fajnie wszystko wygląda i wszystko jest dobrze, ale na co dzień bywa różnie. W ogóle jestem trudna dla bliskich i czasem ciężko ze mną wytrzymać.
Polecamy: najlepsze piosenki, które poprawią humor (również jesienią)
Co jest dla Ciebie najważniejsze?
Kiedyś była to ambicja, nauka, rozwój. Dziś – radość z życia, z codzienności, z pracy. I zbawienie, oczywiście.
Studiowałaś prawo, a zajmujesz się m.in. promocją katolickiej Fundacji Malak.
Po obronie pracy magisterskiej jeszcze przez miesiąc byłam na stażu w kancelarii prawnej. I wtedy doszłam do momentu, w którym trzeba było zdecydować – albo aplikacja albo zaryzykuję i spróbuję czegoś co tak naprawdę zawsze kochałam robić. Zaczęłam szukać pracy w dziennikarstwie i PR. Udało się. A „Malak” to w języku oryginalnym Starego Testamentu „anioł”. Misją Fundacji jest promowanie wiary i Bożego pomysłu na życie, ale jesteśmy świecką, nie „kościelną” organizacją. Choć rzeczywiście staramy się mówić o Bogu, organizujemy rekolekcje, przyjaźnimy się z dominikanami.
Dlaczego i dla kogo w takim razie piszesz jeszcze blog o wierze?
Dobre pytanie. W dużej mierze piszę dla siebie. Pisząc wiele rzeczy sobie nazywam i układam. Czytają mnie ludzie w różnym wieku, ale największą grupą są moi rówieśnicy i studenci, w tym z wyraźną przewagą kobiet. Dlaczego piszę? Bo lubię, bo taką mam pracę, bo... wierzę, że taka jest wola Boga. To trochę takie moje powołanie. Zdecydowałam się robić to, co mam w sercu, zaryzykować. Z każdym powołaniem tak chyba jest, że wymaga poświęceń, ale daje przy tym ogromnie dużo radości, spełnienia, pokoju.
Czy Twoje wspomnienia z dzieciństwa wiążą się z wiarą? Komu Jola Szymańska zawdzięcza to kim jest teraz?
Bogu. I ludziom, przez których działał. Wśród nich mam w głowie takie trio: mama, Grzegorz Turnau i pani profesor z języka polskiego z liceum. Zabawne? Może trochę, ale prawdziwe. Zawsze kochałam literaturę i sztukę. Książki, płyty i obrazy to absolutnie moje największe słabości. Wystarczy mi para butów i dwa t-shirty, ale obrazu na ścianie i książki na półce zwyczajnie potrzebuję. Z dzieciństwa pamiętam bibliotekę miejską i to jak wypożyczałam tydzień w tydzień sterty książek na konta moje i braci (zapisałam ich obu tylko po to, żeby korzystać z ich kont i wypożyczać więcej książek). Nie spędziłam dzieciństwa w kościele. Spędziłam je we własnym szalonym świecie książek i drzew, po których wspinałam się całymi dniami. Jednocześnie towarzyszyła mi zawsze spokojna i pogodna świadomość tego, że Bóg jest, że jest dobry i że strasznie się z tego cieszę.
Czy Hipsterka Katoliczka nie miała być trochę odpowiedzią na "moherowe berety"?
Przyznam, że na początku miałam takie ambicje. Dziś myślę, że to kompletnie nieważne. Jakie znaczenie ma dla mnie to, co ktoś o mnie pomyśli kiedy przeżegnam się nad śniadaniem w Charlotte, albo w autobusie jadąc obok kościoła? Swoją drogą moja prababcia to klasyczny „moherowy beret”. Przeżyła wojnę, PRL, skończyła trzy klasy szkoły podstawowej, pracowała jako służba, urodziła piątkę dzieci i od kilkudziesięciu lat siada sobie w tym samym oknie, przy samym kościele. Ma radyjko, słucha koronki w Radiu Maryja. Strasznie jej współczuję, bo wychowała się w okrutnych czasach, ale nie miałam na to wpływu. I nie mam potrzeby ani prawa jej oceniać. W tej prostocie jest coś urzekającego, wzruszającego. Zresztą, moher to mega hipsterski materiał!
Czy wśród Twoich przyjaciół są ateiści?
Jasne, że tak. ą w budowaniu relacji z ludźmi nigdy nie była dla mnie wiara. Było nią za to zacietrzewienie, wyniosłość, głupie zamykanie się na inne spojrzenie niż moje własne i pogarda dla drugiego. A to w żadnym stopniu nie jest zależne od wiary, poglądów ani pochodzenia.
Na blogu przyznajesz, że nie uważasz się za świętą. Ile razy w tygodniu jesteś w takim razie w Kościele?
Ostatnio w kościele jestem raz w tygodniu, na niedzielnej Mszy. Bardzo lubię być w kościele, kiedy jest tam Najświętszy Sakrament. To czysta miłość, która promieniuje. Można to bardzo odczuć na Łagiewnikach, jest tam coś niesamowitego. Miewałam takie poczucie, że właściwie chciałabym tylko trwać w Jego obecności. Ogarnia człowieka niesamowita błogość, pokój. Dlatego naprawdę rozumiem siostry zakonne. Osobiście uprawiam churching, czyli chodzę na Mszę Świętą tam, gdzie chcę, a nie do parafii na terenie której mieszkam. Najchętniej idę do dominikanów lub jezuitów, tam czuję się jak w domu. Pielgrzymki to nie moja duchowość. Raz spróbowałam i wiem, że to nie dla mnie. Kocham ciszę i modlę się w ciszy. Kiedy starcza czasu, słucham rozważań do Ewangelii. Codziennie w pracy w południe modlimy się dziesiątek różańca. Słucham zespołu owca, Agnieszki Musiał albo Małgosi Hutek – świetne brzmienia w połączeniu z Ewangelią też pomagają mi oderwać się od ziemskich głupot i skupić na Bogu.
I nigdy nie miałaś żalu do Boga? Że coś straciłaś, że ktoś bliski zachorował?
Nie. Wiedziałam, że choroba nie pochodzi od Boga, bo Bóg uzdrawia. Zło, choroby i nieszczęścia to dzieło szatana, który potrafi zniszczyć życie najbardziej niewinnych istot. Najprostsza metoda rozeznawania czy coś pochodzi od Boga czy nie to badanie czy mam w tym pokój serca czy nie. Jeżeli wciąż żyję w niepokoju, boję się, coś mnie ciągle denerwuje, to zastanawiam się jaka jest tego przyczyna i staram się ją wyeliminować.
Nie miałaś też żalu, że Twoi rodzice się rozwiedli?
W moim domu nie było ojca ale nie odczuwałam żadnego braku. Dopiero jako dorosła kobieta dostrzegam, czego nie dostałam. Na szczęście trafiłam w życiu na mądrych, wrażliwych ludzi, na dobrego psychologa. Jestem świadoma braków w swoich emocjach ale nie zamierzam ich bagatelizować. Chcę, żeby moi bliscy byli ze mną szczęśliwi, więc nad sobą pracuję. Rodzina to dla mnie miłość, bezpieczeństwo, prawda i odpowiedzialność. To ogólniki, ale z nimi kojarzy mi się relacja z mężem czy dziećmi.
Jakie jest twoje stanowisko wobec #czarnegoprotestu i Ordo Iuris?
Jestem przeciwna aborcji, to oczywiste. Byłam też absolutnie przeciwna projektowi ustawy zaproponowanemu przez Instytut Ordo Iuris. Swoje wątpliwości bardzo konkretnie opisałam w tekście "Czego jako wierząca boję się w przepisach grożących matce więzieniem". Komisja Episkopatu Polski także wypowiedziała się jasno: karanie kobiet za dokonanie aborcji jest okrutne i Kościół katolicki jest takiemu rozwiązaniu przeciwny. Na to jest miejsce w konfesjonale, nie na sali sądowej. Szkoda, że media i politycy z obu stron wykorzystywali ludzkie emocje do taniej, politycznej gry. Jeżeli ktoś w imię obrony życia kłamie, lawiruje, podsyca walkę, coś mi tu nie gra. Jezus jest Królem, który zwyciężył pokojem, miłością i prawdą.
Przeczytaj też: inne wywiady z inspirujacymi, niezwykłymi kobietami