8 marca. Dzień kobiet. W kobiecym portalu to musi być mega ważna data. Zresztą nie tylko tu. Od kiedy bitwa o prawa kobiet została fantastycznie wygrana w dniu czarnego marszu, a rząd Prawa i Sprawiedliwości pierwszy raz w swojej historii schował ryjek do norki w obawie przed zadeptaniem przez maszerujące dziewczyny - kobiecość stała się sprawą polityczną.
W dobrym słowa znaczeniu oczywiście, bo jeśli taki as polityki jak Pan Jarosław wie, że jest siła, na którą nawet on nie ma wpływu to wiedz, że coś się dzieje. Dziać ma się w całym kraju, od Helu po Zakopane – strajk kobiet. Ogólnonarodowy strajk kobiet. Brzmi groźnie, szczególnie jeśli rozpatrywać to hasło lokalnie, wręcz osobiście. I teraz drogie Panie uznajmy, że serio jesteście wnerwione, tak totalnie, i faktycznie strajkujecie na całego.
Rodzaj strajku dowolny – włoski, japoński, bądź klasyczny - „pierdolę nie robię”. Wyobraźcie sobie 18 milionów facetów, którzy tego feralnego dnia obudziliby się w czarnej... norze, ale nie tej samej, gdzie chował się prawy i sprawiedliwy ryjek - w jeszcze gorszej norze.
Norze obrośniętej kopcami nieuprasowanych ciuchów, nie mówiąc już o wzgórzach tych nieupranych. Norze z głodnym stadem młodych nornic z gilami po pas, które ni w ząb nie mają zamiaru najeść się tymi samymi gilami.
Horror trwa dalej – poranna logistyka transportowa z góry skazana jest na porażkę, kiedy czas przeznaczony na dojazd do przedszkola albo szkoły, bądź co najgorsze do przedszkola i szkoły, został zmarnowany na szukanie kalosza, który ostatecznie odnalazł się pod trzecim kopcem na trasie do żelazka. I tak oto dzień sypie się od samego rana, a zmierza tylko i wyłącznie w kierunku zagłady. I nie chodzi tylko o sprawy tak przyziemne jak obiad czy kolacja. Kupić po drodze na chatę gotową zupę to najmniejszy problem. Gorzej kiedy zabraknie wyroczni do spraw wszelakich. Osobiście, to byłby mój największy dramat. Ileż decyzji do podjęcia piętrzyłoby się na szczytach, przy których kopce prasowalnicze to Bieszczady przy Himalajach.
Filip Chajzer: felieton o wiośnie
Każdą nawet najmniejszą sprawę konsultuję z kobietą. Własną, bądź mamą, w sumie również własną. Jeśli decyzja jest trudniejsza niż wybór swetra (chodź i ta nie jest łatwa), konsultacja wymaga już trzech doradczyń. Jeśli faceci mieliby sami sobie doradzać to raz, że wyglądalibyśmy jak borciuchy, a dwa – wojna wybuchłaby następnego dnia. Światowa wojna borciuchów o władzę nad innymi borciuchami.
Oczywiście kobiety łagodzą obyczaje, te emocje możnaby rozładować - rozmowa, spacer, kąpiel, wino i takie tam... ale zaraz... dziewczyny strajkują. Nie ma! No chyba, że perspektywa kąpieli z kumplem mogłaby działać kojąco na skołatane męskie nerwy. W przeważającej większości... NIE.
Jakie twórcze idee powstałyby tego dnia, jeśli nie byłoby ich dla kogo wymyślać, nie byłoby komu imponować i kim się inspirować. Po co iść biegać do Łazienek, jeśli nikt nie zauważy naszego wysiłku rodem z filmu ROCKY. Zresztą po co forma i rzeźba, jeśli i tak nie ma kto rzeźby podziwiać. Świat staje na głowie, zostaje wódka, ale ile można wypić wódki. Niestety z tej rozpaczy pewnie sporo... Dlatego ja bym na miejscu facetów nie fikał. Zarówno w kwestiach ustawodawczych, jak i życiowych.
I tego wam drogie panie życzę. Żeby faceci przestali wam fikać, myśląc, że 5 tulipanów (w sumie 10PLN) załatwia sprawę szacunku do wysiłku, jaki wkładacie do życia, życia którego bez was by nie było. Tak w przenośni i dosłownie. Brawo WY!
Przeczytaj więcej komentarzy naszych autorów na Polki.pl!