Wyprawa na Wschód

Po Mongolii, Nepalu, Syrii, Libanie i Izraelu w życiu Basi przyszła kolej na Indie. Fascynacja jest wielka.
/ 25.08.2008 11:07

typ: piętro domu z 1937 r.
położenie: Warszawa, Saska Kępa
metra: 150 m2
właścicielki: Basia Stępień, jest właścicielką wydawnictwa Drzewo Babel, jej córka, Marysia Stępień, ma 12 lat, tańczy, śpiewa w chórze i trenuje akrobatykę

Wschód fascynuje Basię od lat. – Szukam miejsc, gdzie człowiek jest częścią przyrody, gdzie nie został przerwany łańcuch tradycji, a rękodzieło posłuszne jest ustalonym od stuleci kanonom – mówi.
Z podróży przywozi przede wszystkim tkaniny: ręcznie tkane dywany, kilimy, poduszki, makatki, haftowane kapy. Jej ulubionym rodzajem jest uzbeckie suzani, a kryterium wyboru stanowi ładunek emocji włożony przez artystę w swoje dzieło. Bo emocje ludzi Wschodu wyrażają się w przekazywanym z pokolenia na pokolenie doborze barw, ich intensywności oraz misterności ściegu.
Z ostatniej podróży do swojego nowego mieszkania Basia przywiozła jedwabne kupony naturalnego jedwabiu na zasłony, haftowane poduszki i barwne patchworki kupione na egzotycznym targu w Siolim.

O wyborze mieszkania na Saskiej Kępie zadecydowało światło we wnętrzu. Zorientowane na trzy strony świata, z dużymi oknami i bielą ścian, znakomicie wydobywa bogactwo kolorów. – Nie wyobrażam sobie życia bez kolorów – mówi właścicielka. – Nawet jeśli pozornie do siebie nie pasują, zawsze znajdę sposób na to, by ze sobą zagrały.
Dwa poprzednie mieszkania Basia projektowała samodzielnie. Każde było inne, choć łączyły je motywy etniczne, ulubione przedmioty, meble, obrazy przyjaciół oraz wyrazisty styl właścicielki. Tym razem skorzystała z pomocy architekta Mirosława Nizio, by wspólnie z nim w modernistycznej kamienicy stworzyć wielowątkowe i wielokulturowe wnętrze z zachowaniem dyscypliny i harmonii.

Mieszkanie wymagało kapitalnego remontu i małej przebudowy. Dwoje drzwi wejściowych: główne i kuchenne, zastąpiono jednymi – podwójnymi, dlatego teraz dwa niewielkie przedpokoje zamieniły się w jeden duży hol. – Marzyłam o prawdziwym entrée, z którego gwiaździście rozchodzą się poszczególne pomieszczenia – mówi Basia.
Drzwi w holu oddzielają część prywatną mieszkania z dwiema sypialniami i łazienką. – Taki rozkład jest harmonijny i daje poczucie komfortu zarówno domownikom, jak i gościom – podkreśla właścicielka.
– W zależności od tego, które drzwi się zamknie, mieszkanie zmienia swoją funkcję. 16-metrowy hol ma jeszcze jedno przeznaczenie: córka Basi, Marysia, może tu rozłożyć materace i swobodnie ćwiczyć.
Podłoga w holu wyłożona została XIX-wieczną ceramiką z motywem ostów zaprojektowaną jako "dywan". Tło stanowi rama ze współczesnego gresu. Posadzkę taką, zwaną przez Basię "dywanem trochę innym", po długich poszukiwaniach w Polsce znalazła na francuskim eBayu. Wykonano ją z mielonego marmuru i cementu nasączonego barwnymi pigmentami na głębokość 1,5 cm, dlatego wzór w miarę upływu lat nie traci na urodzie. Inny wzór "dywanu" zdobi dużą łazienkę w części prywatnej.

W nowym mieszkaniu czekały na Basię dwa "bonusy": piękne mosiężne klamki o niezwykłym kształcie, które odzyskały świetność po wypiaskowaniu i wypolerowaniu, oraz oryginalne żeliwne kaloryfery z lat 30. z działającymi(!) termostatami z ebonitu i mosiądzu słynnej przedwojennej firmy Drzewiecki i Jeziorański.
Stolarka okienna (wcześniej wymieniona na PCV) i drzwi wewnętrzne są wierną kopią przedwojennych oryginałów. Tylko nad drzwiami pojawiły się jeszcze świetliki, żeby w dzień nie trzeba było zapalać światła. Planując oświetlenie mieszkania, Basia prawie nie znała umiaru. Projekt instalacji elektrycznej, nie licząc lamp i lampek stojących, zawierał 48 punktów świetlnych. Właścicielka kupowała lampy przede wszystkim przez Internet, a także na targach staroci i u miłośnika starych lamp Jerzego Kuriaty na Saskiej Kępie. Niektóre zrobiła samodzielnie z różnych znalezionych części.

W gabinecie powstało miejsce na kominek, który jedna z przyjaciółek Basi kupiła w antykwariacie w Nowym Targu. – Postarzanie nowego frontu z miedzi, który miał zastąpić przepaloną blachę, przyniosło nieoczekiwany efekt. Kolor grynszpanu, który uzyskano, nie był jak zwykle zielonkawy, lecz intensywnie niebieski. – Wykonawca na początku bał się mi go pokazać. Zupełnie niepotrzebnie, bo kiedy zobaczyłam blachę, byłam zachwycona! – mówi Basia. – To jest właśnie mój ulubiony kolor, błękit manganowy. Dodatkowo na miedzianej płycie powstała dziwna faktura przypominająca do złudzenia welur. Kominek wygląda więc, jakby został wyłożony miękką tkaniną i jest jedyny w swoim rodzaju. To zresztą zgodne z filozofią Basi, by rzeczy, podobnie jak ludzie, miały swoje cechy indywidualne.
Oprócz tkanin i kolorów Basia musi mieć w domu obrazy (z którymi rozmawia) i kwiaty. Najtrudniej jej żyć bez peonii. Przez cały rok czeka na maj, bo wtedy właśnie zakwitają. Przez większość roku musi wystarczać jej martwa natura Rajmunda Dybczyńskiego przedstawiająca wspaniały bukiet peonii w wielkim słoju. Ale kiedy przychodzi lato, żywe peonie stoją we wszystkich wazonach.
– Kilka dni temu zapomniałam kupić świeże – opowiada Basia. – Wyszłam wieczorem z domu i chodziłam po Saskiej Kępie, zaglądając do ogródków sąsiadów. Gotowa byłam je ukraść. Dla peonii zrobię każde głupstwo!

tekst: Ewa Korczewska
stylizacja: Basia Dereń-Marzec
zdjęcia: Kuba Pajewski


Zapytaj właścicielkę mieszkania: Jak zestawiać orientalne tkaniny?

Czy bogactwo kolorów i wzorów w jednym wnętrzu nie jest ryzykowne?
Nie boję się różnorodności. Moim zdaniem wszystkie tkaniny będące dziełem artysty dobrze się ze sobą czują. Warto jedynie zapewnić im odpowiednie tło i oświetlenie. Tylko we wnętrzach ciemnych i przeładowanych przedmiotami wielość wzorów i kolorów może być przytłaczająca.

Gdzie je kupować?
Najlepiej w regionach, skąd pochodzą, ale można również przez Internet, np. na amerykańskim eBayu. Zdjęcia cyfrowe dobrze odwzorowują detal i ryzyko wpadki jest niewielkie. Można też próbować na polskich targach staroci. I na Stadionie Dziesięciolecia.

Jakie tkaniny warto kupować?
Te, w których się zakochujesz! Na starych wyrobach widać historię, ich życie, ale piękne są też współczesne prace tworzone z pasją przez rękodzielników czy artystów. Za uzbeckie suzani, które jeszcze kilka lat temu kupowałam na eBayu po 50 dolarów, dziś zapłacimy około 1000 dolarów.

Po czym można poznać, że tkanina jest oryginalnym dziełem, a nie masową produkcją?
Ręcznie tkane lub haftowane tkaniny powstają zwykle latami. Nici barwi się barwnikami roślinnymi, a więc każda nowa ich partia, nawet tego samego koloru, ma różne odcienie. I to jest widoczne na tkaninie. Często jeden dywan czy haft tworzy kilka osób z rodziny, ściegi lub sploty poszczególnych fragmentów nie są identyczne. Na przykład uzbeckie suzani palyak to tkanina cała pokryta jedwabnym haftem przygotowywana przez matkę i babcię jako posag dla nowo narodzonej dziewczynki. Kiedy dziewczynka dorasta, włącza się do pracy. Jej ścieg początkowo jest nieporadny, nieśmiały.
To bardzo wzruszające.

Jak czyścić i naprawiać stare tkaniny?
Nie lubię zapachu pralni chemicznej, więc czyszczę je sama, delikatnie piorąc w zimnej wodzie. Jest to jednak metoda nieco ryzykowna. Naprawa tkaniny wymaga specjalisty. Jeśli materiał rozłazi się w rękach, wkładam go pod szkło, oprawiam w ramy i traktuję jak obraz.

Z Basią Stępień rozmawiała Ewa Korczewska

Redakcja poleca

REKLAMA