W istocie całe mieszkanie Aleksandry jest jak obraz, z podziałem na kolejne pomieszczenia - odsłony. Wizualną niespodziankę w tej kompozycji stanowi jedynie sypialnia, odbiegająca klimatem od reszty, ale zaaranżowana z taką samą kolorystyczną maestrią. – Pracując nad projektem, staram się nie tyle eksponować siebie i swój styl, ile osobowość właściciela – opowiada projektantka. – Wykreować przestrzeń zgodną z charakterem i duszą mieszkańców. To podejście wyniosłam z pracy scenografa. Chociaż prywatnie też nie przepadam za hotelowymi wnętrzami mieszkań, które przy całym luksusie wykończenia wydają się bezduszne. Okładziny z egzotycznych fornirów, dziesiątki metrów kwadratowych marmuru, inteligentny dom – wszystko to jest mi obce. Zależy mi natomiast na tym, żeby całość pozostała lekka i naturalna – podkreśla.
Nie inaczej było w przypadku własnego mieszkania scenografki. Pierwsza myśl po podjęciu decyzji o zakupie: w jakim stylu je urządzę? Do czego się odniosę? Inspirujący okazał się kontekst, czyli dom z naprzeciwka wykończony rudawym kamieniem. – Byłam wówczas na etapie projektowania wnętrz szarych, klasycznych – mówi. – Tutaj postanowiłam przemycić kolor, który z kolei doprowadził mnie do stylu vintage. W latach 50. i 60. w dziedzinie designu powstało najwięcej ciekawych "wynalazków". Większość z tego, czym zachwycamy się dziś, jest cytatem lub pastiszem. W latach 60. zaczęto wykorzystywać na szerszą skalę kolor i nowe technologie, jak żywica czy pomysły na gięcie niesamowitych form. W moim odczuciu design z tamtych lat jest lekki i dowcipny, dlatego bliższy mi niż pompatyczne art déco.
Jako projektantka i zarazem swoja własna klientka Aleksandra potraktowała całość oszczędnie. Zawsze może w swoim domu coś zmienić, a – jak wiadomo – łatwiej dodać, niż ująć. Sama zaprojektowała łóżko, garderobę, zabudowę kuchni i holu, a przede wszystkim dużą bibliotekę, która była jej marzeniem. – Zmieszczą się w niej wszystkie książki, na które w poprzednim mieszkaniu brakowało przestrzeni – wyjaśnia. – Teraz mogę kupować do woli i zapełniać półki!
Stół, przy którym siedzimy, lekko wytarty, w rudawym odcieniu tekowego drewna, właścicielka sprowadziła z Danii. Świadomie pozostawiła na nim ślady wiernej służby tym, którzy jadali na nim wcześniej. Potem dokupiła komplet krzeseł ulubionego skandynawskiego projektanta, które wraz ze stołem stworzyły zestaw idealny. – Ludzie powinni się otaczać rzeczami, które im się podobają, a nie takimi, które są na czasie. Rzeczy nowe i modne szybko stają się passé. Żyją często krócej niż niejeden obiekt tradycyjnego rzemiosła lub klasycznego designu – mówi z przekonaniem. W chwilach wolnych od projektowania i tworzenia scenografii Aleksandra wynajduje w internecie meble perełki z przeszłością, by potem z równym zaangażowaniem tchnąć w nie nowe życie. Zamyśla się: – Może kiedyś zajmę się tym na poważnie? Przerabianiem starego na nowe, ale z szacunkiem dla duszy i przeszłości przedmiotu. W modzie wszystko powraca, a mnie trend vintage jest szczególnie bliski, ponieważ zajmowałam się twórczym recyklingiem na długo przed tym, zanim stał się modny.