Do pewnego stopnia ma to sens. Od pewnego momentu – staje się to dużym nieporozumieniem.
Słoma i kokosy
Niektórzy ludzie domagają się tak zwanych "materacy naturalnych" – jak najbardziej zbliżonych do tego, na czym spało się kiedyś, zwłaszcza na wsiach. Co to było? Materiały takie, jak końskie włosie, trawa morska (jako lepszy odpowiednik słomy, którą wypychano kiedyś sienniki), albo kokos (również funkcjonujący jako materiał naturalny, choć nasze babki raczej na tym nie spały, bo w Polsce kokosy nie obrodziły).
Choć rzeczywiście naturalne, trudno porównywać te materiały pod względem walorów zdrowotnych, wygody i komfortu do nowoczesnych materacy. Dawniej ludzie na wsiach żyli niewygodnie i spali niewygodnie. Dlaczego? Bo byli biedni i brali to, co mieli pod ręką, czyli słomę. Jak mieli konie, to również końskie włosie. Ot, i cała tajemnica. Jeśli byli bogatsi, mogli wyścielić sobie posłanie kołdrami z puchu. Poza tym, nie mieli wyboru, bo nie istniały wtedy zaawansowane technologicznie sprężyste materiały, z których można by było wytwarzać materace, takie, jakie znamy dzisiaj.
Natura nie zawsze najlepsza
Może więc wywoływać uśmiech na twarzy postawa współczesnego człowieka, który poszukuje dawnych, naturalnych (i mało komfortowych) warunków snu. Każdy ma jednak wolną wolę. Można męczyć się na twardych i pozbawionych elastyczności punktowej materacach z warstwą kokosu albo wypychać materace końskim włosiem i udawać, że to najlepsze, co można sobie zafundować, bo to jest "naturalne". Tylko po co?
Kiedyś ludzie nie mieli wyboru. Ty masz wybór i sprężynę kieszonkową, lateks oraz niezwykłe pianki o właściwościach niemal magicznych (jak na przykład pianka termoelastyczna reagująca na ciepło). Dawne czasy przyjemnie się wspomina. A potem jeszcze przyjemniej kładzie się do łóżka i zasypia – na bajecznie odprężającym, nowoczesnym materacu.