Oboje są artystami. Ona rzeźbiarką, on – malarzem i rzeźbiarzem. Do Polski przyjechali dlatego, że jeden z uczniów Toniego w prowadzonej przez niego szkole rzeźby powiedział, że Dolny Śląsk jest piękny. Najpierw odwiedzili wioskę artystów – Wolimierz. A potem pobliskie Janice. Zakochali się w opuszczonym wiejskim gospodarstwie i postanowili przenieść się tu na stałe. Więc od ośmiu lat na liście mieszkańców Janic figurują też nazwiska pary Holendrów: Lucii Gerlach Kick i Toniego Gerlacha. Dobrze wiedzieli, że przeprowadzka postawi na głowie ich całe dotychczasowe życie, ale nie wahali się. – Kiedy przyjechałam do Polski, poczułam się trochę tak, jakbym wróciła do domu – przyznaje Lucia. – Pewnie dlatego, że mój ojciec był Polakiem (pochodził z Górnego Śląska) – wyjaśnia. Ale Lucia, podobnie jak jej mąż i dzieci, wychowała się w Holandii. I tak historia zatoczyła koło. Dom jest wielki, a remont trwał trzy lata. Najgorzej było z pomieszczeniami po dawnej oborze. Ściany do szpiku przeżarte wilgocią i zapachem amoniaku osypywały się przy każdym dotknięciu. A dziś o dawnej funkcji tej części domu przypomina jedynie kamienny zlew zrobiony z poidła dla krów (podobny, kupiony od mieszkańca okolicy, jest także w łazience na piętrze). Wiele pracy wymagały również podłogi. Gospodarzom zależało, by zachować ich naturalny wygląd: nie lakierowali desek ani nie bejcowali, tylko oczyścili i uzupełnili brakujące fragmenty. Starych oryginalnych okien nie dało się uratować. Trzeba było je wymienić, ale stolarz okazał się artystą i nowe wyglądają tak, jakby były w domu od zawsze. Toni wykuł nad nimi łuki – takie jakie są w starych wiejskich chałupach. Zachowali też ocalały fragmenty pruskiego muru i drewniane sufity. Szacunek właścicieli dla historii ich domu jest naprawdę imponujący. W sypialni dla gości można podziwiać popularne w latach 50. wzory malowane wałkiem na błękitnych ścianach, a sufit w pracowni Lucii zdobi okazały kwiatowy szlak.
Mimo że gospodarze z pietyzmem eksponują oryginalne detale, ich dom nie jest skansenem. Lucia i Toni umiejętnie łączą stare z nowym, „tutejsze” z tym, co przywieźli ze sobą, zmieniają funkcje przedmiotów i przeznaczenie sprzętów. W jednej z łazienek kamienna umywalka-koryto sąsiaduje na przykład z luksusową sauną. W sypialni obok łóżka z Ikei stoi stylowa mosiężna klatka dla ptaków. Haftowana kapa na łóżko stała się firanką, obrus – zasłonką, wiekowa stolnica – obudową kuchennego zlewu. Łączą style, mieszają kultury. Wyszperana na targu angielska porcelana stylowo wygląda w poniemieckim kredensie, a holenderskie saboty (z których dawno wyrosły już dzieci gospodarzy) świetnie prezentują się w towarzystwie polskiej malowanej szafy.
Dom Lucii i Toniego ciągle się zmienia. Sprzęty wędrują z pokoju do pokoju. W pracowni właściciela powstają wciąż nowe meble, a gospodarze snują plany na przyszłość. Teraz myślą o tym, by wybudować balkon. Wtedy widok z ich domu na łąki i góry będzie jeszcze piękniejszy.
Tekst Laryssa Kowalczyk, Beata Turska
Stylizacja Basia Dereń-Marzec
Światło i kolor
fot. Kuba Pajewski
W Holandii mieszkali na błękitno-białej barce. Pod Wałbrzychem kupili stary wiejski dom. Jego wnętrze przypomina teraz płótna holenderskich mistrzów.