Stylowy dom na poziomie

wnętrze, ludzie mieszkają, aranżacja fot. Kuba Pajewski
Poziomów do życia jest w domu pięć. Dokładnie tyle, co kondygnacji. Domownicy twierdzą, że piętrowo nie znaczy niewygodnie. Mają tu swoje miejsca prywatne i przestrzenie wspólne. A także ogród, o którym marzyli od lat.
/ 09.07.2010 16:30
wnętrze, ludzie mieszkają, aranżacja fot. Kuba Pajewski
Ogród w tym przypadku był jak azymut: to on wyznaczał kierunek poszukiwań odpowiedniego miejsca do życia. Ogród musiał być. W lecie – choćby po to, by spokojnie wypić poranną kawę. W zimie – by móc patrzeć na śnieg. A zatem ogród jest. Stanowi ważną i niezbywalną część salonu. Dokładnie tak, jak Basia z Piotrem sobie to wymarzyli.

Ogród dostępny jest nie tylko z poziomu salonu. Można tu zejść także z sypialni rodziców na pierwszym piętrze. Można też podziwiać zieleń z pułapu balkonu Filipa, syna właścicieli, który rezyduje na piątej kondygnacji. Stąd zresztą, z okien Filipa, najlepiej widać rozłożysty dąb, który zamieszkuje cała rodzina wiewiórek. Tak, tego właśnie szukali! Po betonowym, warszawskim osiedlu Kabaty, gdzie deficyt zieleni coraz bardziej dawał im się we znaki, Basia i Piotr znaleźli własną zieloną przystań. Po drugiej stronie miasta.

Wiosną, kiedy drzewa obsypane są kwiatami, pejzaż za oknem jest jak malowany. Drzewka owocowe są tu sprzed wojny. Mają mniej więcej tyle lat co dom. To znaczy blisko osiemdziesiąt, bo dom Basi i Piotra wybudowano w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Przetrwał do dziś w mało zmienionym kształcie, wtopiony w cichą malowniczą uliczkę brukowaną granitową kostką. Nowi właściciele weszli tu ze „świadomością miejsca”. Docenili bezpretensjonalną stylową architekturę, z odkrytymi drewnianymi stropami, uszanowali sosnową stolarkę okien i drzwi. Całość jednak znacznie odświeżyli, wpuścili do domu więcej powietrza, otworzyli przestrzeń. Wszystko jest tu więc stylowe, choć ani na meblach, ani na dekoracjach nie znajdziemy patyny czasu. – Chciałam rozwinąć myśl, którą tu zastałam. Ale bez popadania w przesadę – mówi Basia. Ten stylistyczny trop, którym właściciele podążyli z pomocą projektantki salonu Doroty Kowalczyk, wydaje się naturalny. Podyktowały go dwa elementy wnętrza odziedziczone po poprzednikach: kominek z białego marmuru, sprowadzony przez pierwszych właścicieli domu z Francji, i wielkie kryształowe lustro w stylu francuskim nad kominkiem. Ale ważna okazała się też tęsknota Basi i Piotra do klimatów udomowionych. – Po nowoczesnym mieszkaniu na Kabatach zamarzyło nam się ciepłe wnętrze – opowiada Basia. – Poczuliśmy, że wchodzimy w inny etap życia.

Domowy klimat wymaga sprawdzonych rekwizytów i rządzi się własnymi regułami. Lubi, na przykład, miękkie, matowe tonacje kolorów i omszałe faktury. Dla obszernego salonu zarezerwowano więc zszarzałe beże, przyprószone biele i odcienie popielate. Wygodne sofy, kanapy, fotele mają obicia z pluszu i aksamitu oraz sporą ilość poduszek. W tym szaleństwie jest metoda: takie stonowane, dość monochromatyczne tło nie koncentruje uwagi na sobie, usuwa się w cień, pozwalając zagrać temu, co wokół. Dlatego zieleń za oknem zyskuje na intensywności i staje się równoprawnym elementem wystroju domu. Przestrzeń salonu podzielono na dwie strefy: jadalnię i część wypoczynkową. Jest na tej osi stref jeszcze kuchnia, ale jej wnętrze ma już swoje granice, wyraźnie zaznaczone drzwiami.

Drzwi są wprawdzie przeszklone, z drewnianymi szprosami, które dodają im charakteru, ale nawet gdy są otwarte, trzymają kuchnię w ryzach. Nie ma za to podziałów na poziomie podłogi. Całą ułożono z szerokich desek trawionego i bielonego dębu: faktura drewna i uzyskany w dość skomplikowanych procesach technologicznych spopielały odcień drzewa dobrze trzymają tonację wnętrza. W jasnym kolorze są też schody i balustrady prowadzące na górę.

Dom ma w sumie aż pięć kondygnacji. Ten układ ma parę zalet. Choćby taką, że zapewnia każdemu z domowników własną niezależną przestrzeń. Poza tym świetnie służy sylwetce... Trzeba się nabiegać! Drugie piętro należy wyłącznie do dzieci. Pokój od ulicy, z obiektem westchnień wszystkich gości – prawdziwą drewnianą zjeżdżalnią – zajmuje Natasza. Zjeżdżalnia nie jest jednak tylko gigantyczną zabawką. Pełni też w pokoju funkcję znacznie poważniejszą: połączona z położonym nieco wyżej pokojem Filipa może służyć płynnej i wygodnej komunikacji między pokojami. A bywa również barometrem wzajemnych uczuć rodzeństwa. – Kiedy drzwiczki do zjeżdżalni umieszczone w pokoju Filipa są otwarte, to znaczy, że wszystko jest w porządku i relacje dzieci są poprawne – śmieje się Basia. Gorzej, kiedy drzwi się zamkną. Wtedy każde z rodzeństwa wybiera własną „niszę”.

Redakcja poleca

REKLAMA