Z założenia dom letni okazał się gościnny także w mniej sprzyjające żeglowaniu pory. Basia najlepiej czuje się tu późną jesienią i zimą, gdy wokoło jest pusto, cicho, a pod nartami skrzypi śnieg. Zapraszają znajomych na wspólne biesiadowanie, kuligi i huczne sylwestry.
W urządzaniu domu wybrali mało ortodoksyjne rozwiązanie: miało być wygodnie, z orientalno-rustykalnymi akcentami, i ekonomicznie. Proste sprzęty, proste – co nie znaczy przypadkowe – materiały. Ich zbieracza pasja zagarniała dla własnych potrzeb niepotrzebne już nikomu ludowe meble, które ocalili przed ogniem i pogardą dawnych właścicieli, drewniane elementy konstrukcyjne starych domów, dębowe belki, zapomniane i odtrącone naczynia. Praktyczna swojskość łączy się w ich domu ze zmysłowym nadmiarem Orientu. Ludowi święci grzeją się w cieple energetycznych oranżów, ochry i purpury, w łazience obok prostego wieszaka na ręczniki z Ikea iskrzy się złotymi cętkami hinduska karminowa zasłona. W sypialni na piętrze kaszubska ręcznie malowana szafa świetnie dogaduje się z przepysznym kolorystycznie marokańskim dywanem.
Orient na Mazurach ma się nieźle, i jest skory do ekspansji. W rustykalnej i powściągliwej jadalni Basi i Arkadiusza wynegocjował dla siebie odrębną przestrzeń, wydłużony aneks z prostymi ławami i długim, kilkumetrowym stołem, którego podstawą jest część łodzi wyrzuconej na brzeg. Ściany wyłożone są kolorowymi azjatyckimi dywanikami, nad stołem z blatem z trzcinowej plecionki migocze tajwański lampion. To ulubione miejsce przyjaciół i gości, tu – gdy dopisuje pogoda – mieszczą się wszyscy fanatycy orientalnych potraw.
Latem życie toczy się na zewnątrz, także przy suto zastawionym stole. Arkadiusz i Basia pielęgnują rytuały dobrej kuchni. – Lubimy gotować, uprawiamy własne zioła, kupujemy na targu świeże ryby, praktycznie każdy dzień, gdy są z nami goście, zaczyna się od pytania „Co dzisiaj jemy?”. Uroczyste śniadania, obiady i kolacje to stały element ich mazurskiej życia.
Żartują, że mają tu „orientalne bocianie gniazdo”. I że podobnie jak para bocianów, która na dobre zadomowiła się na ich dachu, wracają tu z każdej podróży, z najdalszego nawet zakątka świata, którego skrawek udało im się zachować na Mazurach.
Część jadalniana. Rustykalne meble: stara magielnica jako podstawa stołu to pomysł właściciela, znawcy i amatora dawnego rzemiosła. Ludowe krzesła przyjechały z wiejskich jarmarków. Pod oknem kątnik z XIX w. Ludowy bieżnik z Rumunii jest tu jak najbardziej na miejscu
Kuchnia. Proste pomysły, proste wykonanie. Dębowy blat z elementów starych wiejskich chałup. „Szafki” z rozbiórkowej cegły. Włoska terakota ze stylizowanymi na rustykalne kaflami. Naczynia z Ikea. Wszystko w zasięgi ręki
Sień. Prostota i pietyzm dla przeszłości to cechy tego domu. Do budowy schodów wykorzystano dębowe belki
z rozebranej stodoły. Dywanik pochodzi z Maroka. Tu sztuka ludowa różnych kontynentów świetnie się ze sobą dogaduje
Sypialnia. Na piętrze króluje Orient. Ochrowe i purpurowe ściany. W oknach hinduskie sari. Pstrokaty marokański dywan doskonale współgra z polską, ręcznie malowaną ludową szafą. Tkanina, której zadaniem było optycznie obniżyć sufit, wpisuje się w egzotyczną konwencję pokoju
Skromna Łazienka. Wieszak z Ikea obok hinduskiej komódki. Kabina prysznicowa oddzielona sari
Fragment sypialni w ciepłych odcieniach purpury, ochry i fioletu. Nieoczekiwane zderzenie orientalnego wnętrza i mazurskiego krajobrazu za oknem. Właściciele lubią takie mocne kontrasty
W części Jadalnianej kominek z rozbiórkowej cegły. Nad nim aksamitna XIX-wieczna kapa kupiona na warszawskim targu na Kole
Dom w Krainie Wielkich Jezior. Trudno zgadnąć, że za progiem wita gości Orient
Sauna w małym domku nad jeziorem. Miejsce mazurskich rytuałów
Tekst Ewa Toniak
Stylizacja Anna Tyślerowicz
Zdjęcia Rafał Lipski