Nowe lata 30.

Architektura domu narzuca styl wnętrzom – twierdzi projektantka Agnieszka Lasota i konsekwentnie wciela tę zasadę we własnym domu. Razem z mężem Gabrielem Lisowskim udowodniła, że nowe wnętrze może mieć przedwojenny czar.
/ 30.11.2007 10:07
Oboje są ludźmi biznesu i prowadzą szybkie życie. Agnieszka jest architektem wnętrz i projektantką (do niedawna była też stylistką wnętrz w luksusowym magazynie dla kobiet i dyrektorem kreatywnym Fashion TV). Jej mąż, Gabriel, to deweloper: prowadzi międzynarodowe interesy i dużo podróżuje. Mają dwie córeczki – ośmioletnią Zosię i roczną Gabrysię.

Zależało im, żeby miejsce, w którym zamieszkają, było spokojne. Wybrali pół bliźniaka z lat 30. ubiegłego wieku na Mokotowie. Dom nie wymagał przebudowy, bo Agnieszka postanowiła zachować jego przedwojenny charakter. Bardzo odpowiadał im amfiladowy układ wnętrza. Potrzebny był za to solidny remont. Chcieli, by ich dom był gościnny i przestronny. A że ich zdaniem gościnność to przede wszystkim dobra kuchnia, zaczęli od kuchni. Przeznaczyli na nią jeden z pokoi obok salonu – taki, który jest położony od strony ogrodu i ma wyjście na taras. Potem powiększyli drzwi i w ten sposób kuchnia stała się przedłużeniem salonu. Zamiast klasycznych górnych szafek Agnieszka wymyśliła stojące szafy z ciemnego drewna, które równie dobrze mogłyby stać w pokoju gościnnym albo bibliotece. A środek wypełnia duża wyspa z blatem z czarnego łupka. To sposób, by życie domowe i towarzyskie toczyło się wokół kuchni.

Najważniejszą częścią domu jest strefa dzienna. W przestronnym salonie właściciele ustawili kanapy i fotele obite jasnobrązowym aksamitem, które stylem nawiązują do lat 30. Rok temu, kiedy na świat przyszła młodsza córka, Gabrysia, w salonie pojawił się jeszcze jeden mebel – może najważniejszy – kołyska na drewnianym trójnogu. Agnieszka dostała ją od swojej przyjaciółki, właścicielki firmy Niebieskie Migdały. Kolorystyka salonu, podobnie jak całego mieszkania, została ograniczona do minimum: bieli, rozbielonych szarości, a także ciemnych brązów. W takim otoczeniu, zdaniem Agnieszki i Gabriela, najlepiej się odpoczywa.

Salon płynnie przechodzi w jadalnię. Przy długim masywnym stole z brzozy (szczotkowanym dla uzyskania oryginalnej faktury) może zasiąść nawet kilkanaście osób. Właściciele żartują, że widać na nim upływający czas, bo z biegiem lat robi się coraz jaśniejszy. Do wspólnego posiłku rodzina zasiada raz dziennie, do śniadania. A potem na stół wjeżdża laptop i przez resztę dnia jadalnia zamienia się w wygodny pokój do pracy.
Do kuchni i jadalni przylega niewielki ogród. Stąd dobrze widać piękną willę (kiedyś mieszkał tu Władysław Broniewski), w której Agnieszka i Gabriel ciągle odkrywają coś nowego. Zgodnie z tezą, że dobra architektura po prostu się nie starzeje.

Dom Agnieszki i Gabriela ma dwie kondygnacje i ponad dwieście metrów kwadratowych powierzchni. Część dzienna to parter, gdzie oprócz kuchni i salonu mieści się jeszcze niewielki pokój niani, dziewczynek i łazienka dla gości. Na pierwszym piętrze są pokoje dzieci, sypialnia właścicieli oraz łazienka, w której również obowiązuje dyscyplina kolorystyczna. Ściany, podłogę, obudowę wanny i blat umywalki-toaletki wykonano z porowatego kremowego trawertynu, ceramika i dodatki są białe, stelaż toaletki z egzotycznego drewna. Proste formy sprzętów sprawiają, że łazienka idealnie wpisuje się w styl art déco. Wystrój wnętrz musi wynikać z architektury domu – twierdzi Agnieszka i metr po metrze udowadnia, że od tej zasady nie ma odstępstwa. Dlatego jej dom jest spójny. I ma charakter. Jak właścicielka.


Zapytaj architekta wnętrz
Jak ukryć kuchenny charakter... kuchni?

- Gdyby nie charakterystyczne sprzęty: kuchenka, krany, można by pomyśleć, że jesteśmy w salonie...
Właśnie o to chodziło. Dwa masywne bloki meblowe (jeden w roli wyspy, drugi przysunięty do ściany) zastępują klasyczne szafki kuchenne. Za prostymi drzwiczkami bez uchwytów schowano głębokie szuflady, półki oraz zmywarkę.

- Z czego wykonano meble kuchenne?
Kuchnia ma służyć nam całe lata, zastosowaliśmy więc dość drogie rozwiązania. Blat zrobiono z czarnego łupka. To bardzo praktyczny kamień, którym wykłada się dachy, ale może mieć też inne zastosowanie. Jest odporny na wodę i temperaturę, dlatego można go położyć bez obaw zarówno wokół płyty grzewczej, jak i zlewu. Blat w naszej kuchni wykonano z płyt grubości jednego centymetra. Ponieważ meble sprawiają wrażenie ciężkich, blaty wykończyliśmy szeroką listwą, tak aby wyglądały na grubsze, niż są w rzeczywistości. Zlew wykonano z corianu (mieszanka naturalnego kamienia i akrylu). Jest odporny na środki chemiczne, łatwo go utrzymać w czystości i zawsze wygląda jak nowy. Praktycznym rozwiązaniem jest umieszczenie go nad blatem: unikamy wtedy zabrudzeń i przebarwień. Meble kuchenne zostały zrobione z grubo ciętej deski iroko. To drzewo jest odporne na wodę, wilgoć i nie odkształca się. Dodatkowo zabezpieczono je lakierem na wysoki połysk i zabejcowano na ciemny brąz.

- Gdzie można zamówić taką kuchnię?
Meble najlepiej zamówić u dobrego stolarza lub w fabryce, która produkuje meble kuchenne. Zlew wykona firma zajmująca się sprzedażą i montażem blatów corianowych. Zanim jednak meble zamówimy, trzeba dobrze kuchnię zaprojektować, zastanowić się, jaka ma być. Duże, masywne meble nie będą dobrze wyglądały w małej przestrzeni. Czasem warto poradzić się projektanta, który zaproponuje najlepsze rozwiązanie.
Z Agnieszką Lasotą rozmawiała Joanna Kornecka

Tekst: Joanna Kornecka
Stylizacja: Dorota Karpińska
Zdjęcia: Rafał Lipski

Redakcja poleca

REKLAMA