Nasza Prowansja

Znajomi żartują: "Jesteście niewolnikami kawałka ziemi". Ale właścicielom tego ogrodu jest tu po prostu dobrze. Pod Warszawą mają to, co kochają – namiastkę południa Europy.
/ 02.10.2008 14:50
Wszystko zaczęło się prawie 30 lat temu, kiedy obecni właściciele przejęli po rodzicach pieczę nad ogrodem. Na 2500 metrach rósł zaniedbany sad i jedna mała brzózka. Kiedy traktorzysta chciał przeorać ziemię, trzeba było go prosić, żeby oszczędził mizerną samosiejkę. Czasy były zupełnie inne niż dziś. Nie było sklepów ogrodniczych, na rośliny odbywało się istne polowanie. Niekiedy trzeba było przejechać kilkadziesiąt kilometrów, by wrócić do domu z kilkunastocentymetrową sadzonką. Roślinki były tak malutkie, że sadziło się je ciasno, jedną obok drugiej, aby osiągnąć zamierzony efekt. Nic dziwnego, że niedługo potem wymagały przesadzania i przycinania. Właściciele śmieją się, że tak jest do dziś. Aby mieć piękny i zadbany ogród, trzeba spędzić w nim mnóstwo czasu.
Dziś brzózka jest wielkim drzewem, a dookoła niej rośnie tajemniczy ogród z tysiącem ozdobnych roślin. Większość jest regularnie strzyżona. Tak powstają zielone żywopłoty, kolumny i kule. Nie są to odmiany kolumnowe ani kuliste, tylko najpopularniejsze gatunki. To, co dziś ogrodnicy osiągają odpowiednią selekcją, uprawą i szczepieniem, właściciele tego ogrodu osiągnęli zwykłym, choć wymagającym wiele pracy formowaniem.
Układ ogrodu nie został zaprojektowany z ołówkiem w ręku. Klimat tworzą: płynne linie rabat i ścieżek, zakamarki, romantyczne rzeźby i nietypowe architektoniczne elementy. Fragment kolumny porzucony w trawie, stalowa brama, której nikt nie otwiera, bo jest tylko ogrodową rzeźbą. Część elementów to oryginalne rzeczy znalezione na wolumenach i pchlich targach, inne wyprodukowane zostały dziś według starych wzorów.
Wszystko razem tworzy ciepły prowansalski styl. Ten efekt był zamierzony. Właściciele uwielbiają południowe Włochy i Francję. Toskania i Prowansja były dla nich inspiracją. Z Prowansji "przyszedł" znak szczególny ogrodu – kolor. Wszystko, co się dało, zostało pomalowane na niebiesko. Podstawy mebli ogrodowych, rzeźby, stolarka okienna. I wszędzie rosną niebieskie i fioletowe kwiaty. Wiosną pole niezapominajek, latem kiście wisterii, olbrzymie hortensje, kępy floksów, a jesienią marcinki. Czasami zdarza się, że same wysieją się różowe albo białe kwiaty. W jednym sezonie kwitną, ale w następnym muszą pożegnać się z ogrodem. Dla kolorystycznej konsekwencji trzeba też czasem uciec się do niewinnych sztuczek, np. hortensje podlewane są specjalnym kwaśnym nawozem, od którego nabierają niebieskiej barwy.
Wielką zaletą kwitnących roślin jest to, że ogród się zmienia. Coś kwitnie, coś przekwita, co chwilę wszystko wygląda inaczej. Ale przy roślinach kwitnących jest mnóstwo pracy – trzeba przycinać uschnięte kwiaty, suche łodygi. Jednym słowem co trzy tygodnie przeprowadza się generalne sprzątanie. "Jesteśmy do tego przyzwyczajeni, sprzątamy tu już od 30 lat" – śmieją się właściciele.

tekst: Marta Suchodolska
stylizacja: Dorota Karpińska
zdjęcia: Rafał Lipski

Redakcja poleca

REKLAMA