Lśnienie

Kiedy wnętrze wydaje się większe niż w rzeczywistości? Gdy uda się zatrzeć jego granice. Sprzyja temu konsekwencja barw oraz połyskujące płaszczyzny. I obsesja na punkcie światła.
/ 11.04.2008 15:45
Otwierają się drzwi i w pierwszej chwili nie widzę, kto za nimi stoi. Lekko oślepił mnie blask bijący z wnętrza – dopiero po chwili moje oko wydobyło z tła sylwetki gospodarzy. Ich stroje były w takich samych kolorach jak wnętrze, więc okazały się prawie niewidzialne! 

Autor projektu wnętrza Paweł Kaczmarczyk zawsze bacznie obserwuje, jak ubierają się jego inwestorzy. To dla niego bezcenna wskazówka. U Bożeny i Andrzeja Wojakowskich dostrzegł tendencje minimalistyczne i niezwykłą dbałość o szczegóły. W tych ramach zaczęła pracować jego wyobraźnia. – Pierwsza koncepcja była trochę w stylu lat 30., do których mam słabość: łagodnie zaokrąglone formy, sporo drewna i fornirów – wspomina architekt. – Ale właścicielom ta wizja skojarzyła się z... latami 70. Drugie podejście: minimalizm z kroplą zen. Ale to, co dla mnie było dalekowschodnie, panu Andrzejowi kojarzyło się z Ikeą. Niezbadane są wyroki wyobraźni. Trzecia propozycja okazała się trafiona: minimum formy i barw przy wielkim bogactwie połyskujących powierzchni.

Smak wanilii
Wojakowscy wylądowali w nowoczesności miękko, choć dość niespodziewanie. Ich poprzednie mieszkanie urządzone było całkiem inaczej. Małe pomieszczenia wypełniały dębowe meble, ciężkie tkaniny, dywany oraz kolekcje pamiątek – słowem wszystko, co systematycznie zbiera kurz. Przytulność zaczęła z czasem uwierać. – Miałam poczucie, że się duszę, że nie mogę swobodnie rozprostować rąk, bo zaraz stanie mi na przeszkodzie jakaś ściana – mówi właścicielka. – Dojrzeliśmy do radykalnej zmiany otoczenia.

Na parterze wyburzono wszystkie zbędne podziały, a część salonową powiększono o wykusz z dużym oknem. Wnętrze dwupoziomowego domu otrzymało jednolity kostium. – Pani domu okazała się kolorystycznym radykałem – śmieje się architekt. – Zarządziła wanilię. Sam sugerowałem, że monochromatyzm jest wskazany, jeśli chcemy optycznie powiększyć przestrzeń. A jednak złamałem go w kilku miejscach szarością, dla urozmaicenia.

Cały ten gres
Trzeba było jeszcze zagrać światłem i gładkimi powierzchniami, by wzmocnić efekt przestronności. – Przeżyliśmy szok, kiedy projektant pokazał nam schemat instalacji elektrycznej. Sto sześćdziesiąt punktów świetlnych! – mówi właściciel najjaśniejszego domu w okolicy. – To było czyste szaleństwo, ale czekaliśmy w napięciu na pierwszy seans.

Teraz w domu można kreować atmosferę jak w teatrze. Zmiany oświetlenia pozwalają uwydatnić wybrane elementy wnętrza. Architektura sterowana pilotem? Niemalże. Szczególną rolę odgrywają tutaj diody LED w formie węży lub bardziej doskonałych, bo jednolicie świecących, pasków świetlnych. Wokół brył tworzą efektowną poświatę.

Jednak duża ilość lamp to jeszcze nie wszystko. Światło musi się po czymś ślizgać, od czegoś odbijać. Na całej powierzchni parteru położono zatem wielkie (40x120 cm) płyty szlifowanego na wysoki połysk gresu. Bardziej przypomina szkło niż kamień. Odbija się w nim wszystko, dzięki czemu podłoga „dematerializuje się”. Dzięki gładkim powierzchniom przestrzeń wydaje się znacznie większa niż jest w rzeczywistości. – Kiedy odwiedzają nas przyjaciele, nie mogą się nadziwić. Mają domy po 300 m2, czyli dwa razy większe od naszego, i narzekają, że nie ma w nich tyle przestrzeni – chwali się pani Bożena.


Czarna perła
Na to wrażenie przestronności architekt ciężko pracował. Zadbał o każdy detal i zmierzył się z nowymi technologiami. Przez pół roku nadzorował eksperymenty z lakierami samochodowymi, którymi pokrył specjalnie obrabianą powierzchnię płyt MDF. Rezultat? Kolejne niby-lustro, tym razem na suficie kuchni. Latem odbija się w nim cała zieleń ogrodu.

Łódzki projektant nauczył właścicieli wytrwałości i konsekwencji w dobieraniu elementów wyposażenia. Przez rok nie mieli stołu jadalnego, ale kiedy pojawił się mebel firmy Ciacci, uznali, że to „stojący ideał”. Były i brawurowe akcje. Architekt w ostatniej chwili wycofał zamówienie na włoskie meble kuchenne, bo projekty rodzimej firmy Remeb okazały się znacznie tańsze i równie eleganckie. Przekonał swoich klientów do kilku śmiałych rozwiązań, na przykład w łazience dla gości, którą pozwolono mu urządzić całkowicie wedle swojej fantazji. Wejście do niej wprost z waniliowego salonu wywołuje szok. To tak jak przesiadka z komfortowego Volvo do ekscytującego Ferrari. Dominuje czerń. Uzupełnia ją fiolet. Niby ciemno, a wszystko błyszczy: diody, lustra i płaszczyzny wbudowanych szaf. Refleksy utrudniają orientację w przestrzeni, jej granice się zacierają. Informacja, że łazienka ma tylko 7m2., jest zaskakująca. Projektant optycznie powiększył jej fantazji. Wejście do niej wprost z waniliowego salonu wywołuje szok. To tak jak przesiadka z komfortowego Volvo do ekscytującego Ferrari. Dominuje czerń. Uzupełnia ją fiolet. Niby ciemno, a wszystko błyszczy: diody, lustra i płaszczyzny wbudowanych szaf. Refleksy utrudniają orientację w przestrzeni, jej granice się zacierają. Informacja, że łazienka ma tylko 7m2., jest zaskakująca. Projektant optycznie powiększył wnętrze za pomocą czerni! Brzmi to co najmniej sensacyjnie. Podobnie jak fakt, że użył oryginalnego lakieru samochodowego marki Ferrari...

Pokój kąpielowy na piętrze jest mniej awangardowy, jeśli chodzi o kolorystykę, ale nie ustępuje „wyścigowej” łazience pod względem efektów świetlnych. Są tam lampy nałożone na wielkie lustro nad umywalkami, diody sączące niebieskie światło pod sufitem i szklanym blatem minimalistycznej toaletki. Tafla szkła transportuje światło dzienne aż z odległej sypialni (po drodze przechodzące przez garderobę). Istne studio fototerapeutyczne!

Dla gospodarzy terapeutyczne walory ma zresztą cały dom. – Czuję, że nad gładkimi powierzchniami mogę zapanować. Wyciszają mnie, pozwalają się skupić – zwierza się właścicielka. – Kiedy rano schodzę do salonu, ogarnia mnie błogość. Mój dom to nieustające wakacje.

Tekst: Beata Majchrowska
Stylizacja: Dorota Karpińska
Zdjęcia: Rafał Lipski

Redakcja poleca

REKLAMA