Dom na warszawskim Mokotowie

dom, wnętrza, aranżacje fot. Rafał Lipski
Pół domu, bliźniaka, na jednym z najbardziej prestiżowych osiedli w Warszawie. Cicho, bezpiecznie. I przestronnie, bo na trzech kondygnacjach jest tu 300 m2. Idealne miejsce do „lokowania w nieruchomości”. Z tą właśnie myślą kupiono ten dom.
/ 23.10.2008 15:44
dom, wnętrza, aranżacje fot. Rafał Lipski
Typ: połowa bliźniaka
Położenie: Warszawa, Mokotów
Metraż: 300 m2
Właściciele: Aneta i Krzysztof (właściciele prywatnej firmy)


Dom był w zupełnie surowym stanie, kiedy inwestorzy zgłosili się do architektów z prośbą o zaprojektowanie apartamentu i… pomalowanie wnętrz. I od tego się zaczęło. Od koloru.

No więc – białe ściany. Ale bez chemicznego chłodnego odcienia, tylko odrobinę przełamane. Tak, aby racjonalnie kojarzyły się z czystością, ale emocjonalnie były odczuwane jak lekko ocieplone. Ale jeszcze przed malowaniem fachowe oko architektów dostrzegło konieczność rozmaitych poprawek: wady instalacji elektrycznej, jakąś niepotrzebną ściankę, nielogiczne umieszczenie sprzętów łazienkowych. – To nasze jedyne wnętrze, do którego nie zrobiliśmy ani jednego projektu, ani jednego rysunku – mówi architekt Małgorzata Drygas z pracowni Drygas Design. – Powstawało spontanicznie. Inwestorzy bez żalu porzucili pierwotny plan wynajmowania mieszkania całkiem pustego, ale uważali, że wnętrze powinno być neutralne. Architekci, których ulubionym motywem jest czerń i gry świetlne, przekonali właścicieli, że neutralność grozi nudną nijakością.

Pojawiły się więc płaszczyzny matowe i lśniące, wykorzystano magiczne działanie luster. W gościnnej łazience jednolicie zwierciadlana ściana mnoży liczbę żyrandoli z czarnego szkła. Lampa z chromowanego metalu, która stoi w salonie, dzięki światłu czarnych lamp wiszących wygląda jak kryształ cięty w paski. W przedpokoju znalazło się miejsce na lustrzaną komodę. Aby zaś nie tracić wrażenia przestrzeni, w kilku miejscach zastosowano całkowicie przejrzyste tworzywa. Nieocenione okazało się pleksi w opracowaniu klasyków współczesnego wzornictwa: w łazience krzesła „duchy” („Ghost”) Philippe’a Starck’a, w sypialni  jego nocne stoliki – taborety. Do ich towarzystwa przydano  kinkiety „Louis 5D” i lampę Kartell. Całość zaczęła wyglądać składnie i nawet imponująco, choć przecież wszystko miało się zacząć… i skończyć jedynie na malowaniu ścian. I wtedy też doszło do nieoczekiwanego zwrotu akcji: właściciele, którzy w miarę czasu i chęci uczestniczyli w procesie tworzenia wnętrza, nagle poczuli się z nim związani nie tylko formalnie. A ponieważ i tak planowali przeprowadzkę do nowego lokum, miejsce zamieszkania zmienili, tyle że na dom, który jeszcze do niedawna zamierzali wynająć. Dorzucili tylko swoje ulubione fotele Miesa van der Rohe’a, na ścianach powiesili obrazy zaprzyjaźnionego z rodziną Andrzeja Szewczenki. Nawet wysłużony komplet eklektycznych mebli z poprzedniej jadalni otrzymał stosowne do nowego wnętrza „ubranko” z czarnego lakieru i wytłaczanego weluru firmy Designers Guild. Na jak długo właściciele zatrzymają się w nowym domu – nie wiadomo. Na razie jest im tu dobrze i wygodnie. A w razie przeprowadzki zabiorą swoje ulubione zabawki pod kolejny adres i zostawią … neutralnie białe ściany.

Tekst Dorota Maj  
Stylizacja Paulina Gawęcka  
Zdjęcia Rafał Lipski

Redakcja poleca

REKLAMA